[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Delikatnie obniżyła statek, pozwalając, żeby dwupiętrowy kadłub sam znalazł sobiemiejsce i ustawił się, utrzymując kabinę w poziomie.Zaczynała kochać tę maszynę:spełniała jej życzenia szybko jak myśl i pracowała tak cicho; mogła unosić się nad kimśdosłownie na wyciągnięcie ręki i ta osoba nic by nie zauważyła.W ciągu niecałego dnia,odkąd pani Coulter ją ukradła, opanowała urządzenia kontrolne, ale wciąż nie miałapojęcia, co napędzało pojazd, i tylko tym się martwiła: nie potrafiła określić, kiedywyczerpie się paliwo lub baterie.Upewniwszy się, że statek stoi pewnie i dach utrzyma jego ciężar, zdjęła hełmi wysiadła.Jej dajmon już podważał jedną z ciężkich starych dachówek.Przyłączyła się do niegoi wkrótce usunęli pół tuzina, a potem pani Coulter złamała listwy, na których się opierały,i zrobiła otwór wystarczająco duży, żeby ją pomieścił.– Wejdź tam i rozejrzyj się – szepnęła, a dajmon wskoczył w ciemność.Słyszała chrobotanie jego pazurów, kiedy ostrożnie przechodził po podłodze strychu,a potem czarny pyszczek okolony złocistą sierścią ukazał się w otworze.Pani Coulterzrozumiała od razu i weszła za nim do środka.Zaczekała, aż wzrok jej się przyzwyczai.W nikłym świetle stopniowo ukazał się długi strych, gdzie majaczyły ciemne kształtyzmagazynowanych tutaj kredensów, stołów, biblioteczek i wszelkiego rodzaju mebli.Przede wszystkim przesunęła wysoki kredens tak, żeby zasłaniał otwór w dachu.Potem na palcach podeszła do drzwi na drugim końcu pomieszczenia i nacisnęła klamkę.Oczywiście drzwi były zamknięte na klucz, ale miała szpilkę do włosów, a zamek byłprosty.Trzy minuty później razem ze swoim dajmonem stała na końcu długiegokorytarza, gdzie pod zakurzonym świetlikiem zobaczyli wąskie schody prowadzącew dół.Po pięciu minutach otwarli okno w spiżarni obok kuchni dwa piętra niżej i wyszli nauliczkę.Brama Kolegium znajdowała się tuż za rogiem, a jak powiedziała pani Coulterdo złocistej małpy, powinni wejść w tradycyjny sposób, bez względu na to, jakzamierzają wyjść.– Zabierz ręce ode mnie – powiedziała spokojnie do wartownika – i okaż trochęuprzejmości, bo każę cię wychłostać.Powiedz Przewodniczącemu, że przyjechała paniCoulter i pragnie natychmiast się z nim zobaczyć.Mężczyzna odskoczył, a jego dajmona-pinczerka, która dotąd szczerzyła zęby nadobrze wychowaną złocistą małpę, natychmiast stchórzyła i podkuliła kikut ogona.Wartownik chwycił słuchawkę telefonu i niecałą minutę później młody ksiądzo świeżej twarzy wpadł z pośpiechem do wartowni, wycierając dłonie o sutannę nawypadek, gdyby chciała uścisnąć mu rękę.Nie chciała.– Kim jesteś? – zapytała.– Brat Louis – odpowiedział ksiądz, uspokajając swoją dajmonę-królicę.– Pracowniksekretariatu Komisji Konsystorskiej.Zechce pani.– Nie przyjechałam tutaj, żeby rozmawiać z pisarczykiem – przerwała mu paniCoulter.– Zaprowadź mnie do ojca MacPhaila.Natychmiast.Ksiądz ukłonił się bezradnie i wyprowadził ją.Wartownik za jej plecami wydąłpoliczki w westchnieniu ulgi.Brat Louis dwa lub trzy razy spróbował nawiązać konwersację, po czym dał zawygraną i w milczeniu zaprowadził panią Coulter do pokojów Przewodniczącegoznajdujących się w wieży.Ojciec MacPhail właśnie odmawiał pacierze, toteż rękanieszczęsnego brata Louisa drżała gwałtownie, kiedy pukał.Usłyszeli westchnienie i jęk,a potem ciężkie kroki zmierzające do drzwi.Oczy Przewodniczącego rozszerzyły się na widok gościa, wilczy uśmiech wypłynąłna usta.– Pani Coulter – powiedział ojciec MacPhail i wyciągnął rękę.– Bardzo się cieszę, żepanią widzę.Moja siedziba jest zimna i uboga, ale proszę wejść, proszę wejść.– Dobry wieczór – powiedziała pani Coulter, wchodząc za nim do pomieszczeniao surowych kamiennych ścianach.Pozwoliła mu na trochę krzątaniny, kiedy podawał jej krzesło.– Dziękuję – zwróciła się do brata Louisa, który wciąż tkwił w drzwiach.– Wypijęfiliżankę czekolady.Nic jej nie proponowano i wiedziała, że obraża go, traktując jak służącego, alezachowywał się tak nędznie, że na to zasłużył.Przewodniczący kiwnął głową, więc bratLouis musiał wyjść i wykonać polecenie ku swojej wielkiej irytacji.– Oczywiście jest pani aresztowana – oświadczył Przewodniczący, siadając nadrugim krześle i odwracając lampę.– Och, po co psuć rozmowę, zanim jeszcze zaczęliśmy? – zapytała pani Coulter.–Przybyłam tutaj dobrowolnie, jak tylko zdołałam uciec z fortecy Asriela.Faktem jest,ojcze Przewodniczący, że posiadam mnóstwo informacji o jego siłach i o dzieckui zamierzam je panu przekazać.– Zatem zechce pani zacząć od dziecka.– Moja córka ma obecnie dwanaście lat.Niedługo wkroczy w okres dojrzewania,a wtedy będzie za późno, by zapobiec katastrofie; natura i sposobność połączą się jakiskra i hubka.Dzięki waszej interwencji obecnie to dużo bardziej możliwe.Mamnadzieję, że jest pan usatysfakcjonowany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]