[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mokre Usta tak zatkaÅ‚o, że nawet siÄ™ nie wÅ›cieka.- SkÄ…d pan wie? Przecież pan nie widziaÅ‚, jak wchodzili! Stoźil nie odpowiada.WÅ‚Ä…cza mikrofon panny Hamilton, ten, który po dziesięć razy na dzieÅ„ wzywa mnie do sali tortur, i grzmi z gÅ‚Ä™bi trzewiów:- Drugie piÄ™tro, dziaÅ‚ pÅ‚ytowy, proszÄ™ zgasić papierosa.SÄ…dzÄ™, że na dźwiÄ™k tego niebiaÅ„skiego kontrabasu gliniarzowi patrolujÄ…cemu drugie piÄ™tro musi siÄ™ wydawać, że zÅ‚apaÅ‚ kontakt z Samym Bogiem Ojcem.Znam mojego Stoźila: fakt, że obstawili go siedmioma agentami, rani go dotkliwie.A poza tym spoÅ‚eczeÅ„stwo, które zaczyna pilnować pilnujÄ…cych, to nie wróży nic dobrego, on już to widziaÅ‚.Jednak wraca do szachów, przeprowadza laufra przez liniÄ™ Å›rodkowÄ… i oznajmia:- Mat w trzech ruchach.Bez wÄ…tpienia.Aż zapiera dech.Åšmierć przez uduszenie.Brawo, Stoźil.ZwyciÄ™zca podnosi siÄ™ i ciÄ…gnie stare koÅ›ci pod okienko operatorskie, skÄ…d panna Hamilton może sobie zawsze fundnąć panoramiczny widok na Sklep w caÅ‚ej krasie.NieÅ›miaÅ‚o Mokre Usta ponawia atak:- HÄ™? SkÄ…d pan wiedziaÅ‚, że jest nas siedmiu?Spojrzenie Stoźila bÅ‚Ä…dzi przez chwilÄ™ po migotliwej przestrzeni.- Ile masz lat, maÅ‚y?- DwadzieÅ›cia osiem, proszÄ™ pana.Gdyby sÄ…dzić po niepewnym gÅ‚osie, Mokre Usta mógÅ‚by mieć osiemnaÅ›cie.Ale ze wzglÄ™du na zasuszony ptasi móżdżek - z osiemdziesiÄ…t osiem.- Co twój ojciec robiÅ‚ w czasie wojny?Podczas gdy spojrzenia obu szybujÄ… jak eskadra po rozlegÅ‚ej Å›wietlistej ciszy, prowadzony jest ten dialog.- ByÅ‚ żandarmem, proszÄ™ pana, w Paryżu.Oczy Stoźila nurkujÄ… teraz w samÄ… gÅ‚Ä…b Sklepu i nagle zawracajÄ…, wznoszÄ…c siÄ™ zakolami i omiatajÄ…c piÄ™tro po piÄ™trze, po czym wracajÄ… na swoje miejsce, jak gdyby miaÅ‚y zdać raport.- Czuć tu niemytymi kopytami, nie uważasz?Synowi żandarma pÅ‚onÄ… uszy.Ale nocny strażnik kÅ‚adzie mu na ramieniu ojcowskÄ… dÅ‚oÅ„.- Nie tÅ‚umacz siÄ™.Moimi.I dodaje.- Każdy wartownik tak zalatuje.I wtedy Å‚agodnie, z namysÅ‚em, Stoźilković zaczyna opowiadać maÅ‚emu glinie swoje życie, od samych poczÄ…tków w seminarium, kiedy to, jako wartownik duszy, wznosiÅ‚ wokół dogmatu podwójny mur z Ave i Pater, potem o swoim kryzysie duchowym, zrzuceniu sutanny, zapisaniu siÄ™ do Partii, o swojej wojnie, Niemcach sunÄ…cych dnem dolin, opowiada o armii WÅ‚asowa (milion ludzi zaÅ‚atwionych biaÅ‚Ä… broniÄ… pod koniec dziaÅ‚aÅ„ wojennych) przejeżdżajÄ…cej konno, tam w dole, pod nieruchomym spojrzeniem wartownika Stoźilkovica (“strażnika baÅ‚kaÅ„skich wrót Europy", mój maÅ‚y!), i o tych, którzy przyszli wkrótce po niej, o hordach wyzwolicieli, ostrozÄ™bych Tatarach, czerkieskich jeźdźcach kolekcjonerach uszu, biaÅ‚ych Rosjanach kolekcjonerach zegarków, którzy także pragnÄ™li przeÂkroczyć te baÅ‚kaÅ„skie wrota, ale udaÅ‚oby im siÄ™ to tylko wtedy, gdyby wartownik Stoźilković, który staÅ‚ tam w oparach swoich odnożnych wyziewów, straciÅ‚ czujność.- Wartownik nigdy nie patrzy pod nogi, dziecko, nigdy!CoÅ› piÄ™knego.Sklep przybiera nagle postać Wielkiego Kanionu, ze Stoźilem stojÄ…cym na straży caÅ‚ego Å›wiata.- Ani jednego nie przepuÅ›ciÅ‚em! I dobrze siÄ™ staÅ‚o, bo gdybym przepuÅ›ciÅ‚ choć jednego, twoje kasy Å‚ykaÅ‚yby teraz rubelki.I to bez wydawania reszty.SÅ‚owo dajÄ™, widziany z profilu, Stoźil wyglÄ…da teraz niczym prawdziwy orzeÅ‚.Może nie pierwszej Å›wietnoÅ›ci.ale to jednak coÅ› w porównaniu z żółtodziobym gliniarzem, który nas pożera oczami!- WiÄ™c sam rozumiesz, kiedy mi siÄ™ daje do pilnowania takÄ… bombonierkÄ™, potrafiÄ™ jeszcze wyÅ‚owić w niej osiem karaluchów.- Siedem - tÅ‚umaczy siÄ™ Mokre Usta -jest nas tylko siedmiu.- OÅ›miu.Ósmy wszedÅ‚ pięć minut temu, a żaden z was go nie zauważyÅ‚.- KtoÅ› wszedÅ‚ do Sklepu?- Na piÄ…tym piÄ™trze, drzwiami od korytarza stołówki.Zamek tam jest zepsuty.NapisaÅ‚em już trzy raporty.Mokre Usta nie czeka na ciÄ…g dalszy, tylko rzuca siÄ™ do mikrofonu i wiadomość eksploduje w ciszy Wielkiego Kanionu.Po czym bezceremonialnie siÄ™ ulatnia i pÄ™dzi w kierunku rzeczonych drzwi.SzeÅ›ciu pozostaÅ‚ych gliniarzy wyskakuje zza kontuarów i robi to samo.Podziwiamy scenÄ™ przez kilka sekund, po czym, obejmujÄ…c mnie ramieniem, Stoźil prowadzi mnie z powrotem ku szachownicy.- Trzeba wyjść z figurami i pilnować Å›rodka, Ben, inaczej zawsze ciÄ™ zdÅ‚awiÄ™.Popatrz, nawet nie ruszyÅ‚eÅ› z miejsca swojego czarnego konia ani biaÅ‚ego laufra.- Jeżeli wyjdÄ™ za szybko, zmusisz mnie do wymiany i w koÅ„cu dasz mi radÄ™ samymi pionkami, po serbsku.- PowinieneÅ› siÄ™ też nauczyć grać pionkami, w koÅ„cu to one przesÄ…dzajÄ… o wyniku.W tym momencie wykÅ‚adu o strategii otwierajÄ… siÄ™ drzwi kabiny i wkracza Juliusz we wÅ‚asnej osobie, Juliusz caÅ‚y w podskokach, rozbawiony, uradowany ze spotkania ze swym panem, jak co wtorek o tej samej nocnej godzinie.Nigdy nie odmówiÅ‚em mu tej przyjemnoÅ›ci.Radość ze spotkania trwa, kiedy nagle drzwi otwierajÄ… siÄ™ jeszcze raz:- Panie dozorco, nie miaÅ‚by pan.Gliniarz, który na widok Juliusza przerywa, to kolos, ma potężnÄ… klatÄ™ i czuprynÄ™, która wyrasta tuż nad bardzo gÄ™stymi, bardzo czarnymi brwiami: czysty produkt rodem z rysunków Mack Sennetta.- Na miÅ‚ość boskÄ…, co ten kundel tu robi?- To mój pies - mówiÄ™.Ale przedstawiciel Prawa nie pozwala nam zbyt dÅ‚ugo cieszyć siÄ™, że go zaskoczyliÅ›my.Jego metoda polega raczej na zastraszeÂniu - przewraca oczami i zgrzyta zÄ™bami.- Co siÄ™ tu dzieje, psiamać: strażnicy ucinajÄ… sobie partyjkÄ™ i każdy jeden może siÄ™ włóczyć z jakimÅ› kundlem?ImprowizujÄ™ mowÄ™ wyjaÅ›niajÄ…cÄ…, która ma być obronÄ… honoru szlachetnej gry, jakÄ… sÄ… szachy, oraz naszych starych przyzwyczajeÅ„, ale on ucina jak nożem:- Czego pan tu szuka?OÅ›wiadczam, że zostaÅ‚em upoważniony przez Mokre Usta.- Zmywaj siÄ™ pan.No tak.Po prostu autorytet.A ponieważ i tak mieliÅ›my to zrobić, Juliusz i ja zwijamy żagle.SzeÅ›cionożny powrót w kierunku Pere-Lachaise.- KtórÄ™dy wychodzicie?KomunikujÄ™: przez felerne drzwi na korytarz.- A gówno! SÅ‚użbowymi, jak wszyscy!Zmiana namiarów.Schodzimy z Juliuszem schodami ruchomyÂmi, które w trymiga wypluwajÄ… nas w dziale zabawek.Za moimi plecami sÅ‚yszÄ™ wrzask naszego humanisty:- Pasquier! Odprowadzić tego wesoÅ‚ka i jego Å›mierdziela! I jeszcze:- Ten kundel cuchnie!Pasquier, który już mi depcze po piÄ™tach, mówi konspiracyjnym szeptem:- NaprawdÄ™ mi przykro
[ Pobierz całość w formacie PDF ]