[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Japończycy - tak brzmiała starożytna nazwa tego ludu.Z drugiej strony Karl Kosti pochodził z mocno zaludnionego masywu lądowego, oddalonego od tamtych wysp o pół planety, który nosił geograficzną nazwę „Europy”.Nie, obie ofiary posiadały jeden tylko, dość słabo wiążący ich punkt wspólny - obaj zaciągnęli się na Królową Słońca i obaj pochodzili z Ziemi.Tau poruszył się i wyprostował.Mrugając, spojrzał na Dana, po czym odgarnął sztywne, czarne włosy i ponownie stał się czujny.Dan położył mu na kolanach mruczącego kota i w paru zdaniach przedstawił swoje podejrzenia.Dłonie Tau mocniej chwyciły kota.- Jest to jakaś ewentualność.- Wyglądał teraz na mniej zmęczonego i gdy Dan podał mu ponownie kubek, wypił go łapczywie.Potem wyszedł szybko z Sinbadem pod pachą, udając się do swego laboratorium.Dan pucował kuchnię, gdyż zależało mu, by wyglądała równie porządnie, jak u Mury.Nie bardzo wierzył w teorię z Sinbadem, lecz trzeba było sprawdzić wszystko.Nie zmartwił specjalnie Dana fakt, że medyk nie pokazywał się przez resztę dnia.Lecz zaniepokoił się, gdy przyszedł Ali z pytaniem i wyrzutem?- Widziałeś gdzieś Craiga?- Jest w laboratorium - odpowiedział Dan.- Nie odpowiadał na pukanie - zaprotestował Ali.- A Weeks twierdzi, że nie odwiedzał go dzisiaj.Dan zaczai się zastanawiać.Czyżby jego domysł okazał się prawdą? Czy Tau odkrył coś, co trzymało go w laboratorium? Nie zdarzało mu się zaniedbywać pacjentów.- Jesteś pewny, że nie ma go w laboratorium?- Mówiłem ci, że nie odpowiada na pukanie.Nie otwierałem drzwi.Nie kończąc, Ali popędził z powrotem korytarzem, którym przyszedł, a Dan za nim; obaj starali się nie myśleć o przyczynie milczenia Tau.Ich obawy zwiększyły się, gdy stanęli pod drzwiami - z wnętrza dobiegał przeciągły jęk spowodowany okropnym bólem.Dan pchnął przesuwane drzwi.Tau zsunął się ze swego stołka na podłogę.Dłońmi obejmował głowę, która kołysała się z boku na bok, jakby próbował ukoić swoją męczarnię.Dan ściągnął z medyka podkoszulek.Nie trzeba było się specjalnie przyglądać, w zagłębieniu gardła Craiga Tau widać było ostrzegawczą czerwoną plamkę.Sinbad! - Dan rozglądał się po kabinie.- Czy Sinbad wymknął się obok ciebie? - spytał zdziwionego Alego.- Nie, nie widziałem go cały dzień.Kota nie było jednak w małej kabinie Tau, nigdzie się nie schował.Żeby się upewnić, Dan zabezpieczył drzwi, nim przenieśli Tau na jego koję.Medyk zasłabł ponownie, zapadł w letarg, będący drugim etapem choroby.Przynajmniej nie cierpiał bólu, który wydawał się najgorszym symptomem.- To musi być Sinbad! - Stwierdził Dan, składając bezpośredni raport kapitanowi Jellico.- A mimo to…- Tak, mieszka w kabinie Vana - zastanawiał się kapitan.- Ale i ty miałeś z nim styczność, spał na twojej koi.Ale ani tobie, ani Yanowi nic nie jest.I tego nie rozumiem.W każdym razie dla pewności lepiej będzie go odnaleźć i odizolować, zanim…Nie musiał niczego podkreślać słuchającemu go z surowym wyrazem twarzy towarzyszowi.Gdy zachorował Tau, jedyna nadzieja zwalczenia choroby przepadła, a ich samych czekała niewesoła przyszłość.Sinbada nie trzeba było szukać.Idąc do siebie, Dan natknął się na kota przycupniętego pod niedomkniętymi drzwiami Vana, siedział z oczami utkwionymi w szczelinę.Dan zabrał go do małego pomieszczenia w ładowni, które przeznaczone było dla bezpiecznego przechowywania specjalnych towarów.Ku jego zdziwieniu kot zaczął stawiać wściekły opór, gdy otworzył klapę: wierzgał i drapał wysuniętymi pazurami.Wydawało się, że zwierzę oszalało i Dan sporo się napocił, nim udało mu się je zamknąć.Gdy tylko to uczynił, usłyszał, jak Sinbad rzucił się na drzwi, jakby chciał je wyważyć.Ociekający krwią z kilkunastu zadrapań, Dan poszedł poszukać apteczki.Coś jednak tknęło go, by zatrzymać się przed drzwiami Vana.Gdy nikt nie odpowiedział na jego pukanie, pchnął drzwi.Van Ryck leżał na swej koi, charakterystycznie przymknięte oczy bardzo upodabniały go do pozostałych chorych członków załogi.Dan wiedział, że gdyby poszukał, to znalazłby na ciele Szefa Ładowni znaki tej dziwnej plagi.Rozdział 9 - PlagaJellico i Steen Wilcox ślęczeli nad paroma notatkami, które Tau zdążył zrobić, dopóki nie dostał ataku.Nic jednak nie wskazywało na to, by Sinbad był nosicielem jakieś choroby.Mimo to kapitan wydał polecenie zamknięcia kota.Nie było to łatwe, gdyż Sinbad czaił się przy drzwiach magazynu, gotowy do błyskawicznego wymknięcia się, gdy przynoszono mu jedzenie.Raz nawet udało mu się uciec spory kawał korytarzem, zanim Dan zapędził go w róg i ponownie zamknął.Dan, Ali i Weeks przejęli opiekę nad czwórką chorych, a rutynowe obowiązki pozostawili wyższym oficerom.Rip odpowiedzialny był za wodny ogród.Zdrowie Mury, który zachorował pierwszy, nie poprawiało się.Wciąż był półprzytomny, połykał żywność, jeśli włożono mu ją do ust, na nic nie reagował.Podobnie zachowywali się Kosti, Tau i Van Ryck.Przez cały czas każdego ranka zdrowi przechodzili inspekcje na wypadek pojawienia się kolejnych oznak.Gdy w ciągu następnych dwu dni żaden z nich nie zachorował, zatliła się w nich słabiutka iskra nadziei.Nadziei, która zgasła w chwili, gdy Ali przyszedł z wiadomością, że nie można dobudzić Stotza i że musiał on zachorować w czasie snu.Doszedł jeszcze jeden pogrążony w apatii pacjent, a oni wciąż nie wiedzieli, w jaki sposób został zarażony.Tym razem mogli wyeliminować Sinbada, gdyż ten pozostawał w zamknięciu w czasie, gdy Stotz się zaraził.Pomimo że Weeks, Ali i Dan wciąż kontaktowali się z chorymi, a Dan zajmował się kotem, wszyscy pozostawali zdrowi.Dan wielokrotnie zastanawiał się nad tym, że fakt ten musi mieć znaczenie.Gdyby tylko mógł to zbadać ktoś z medyczną wiedzą Tau.Według wszelkich danych to oni powinni być najbardziej podatni, lecz rzeczywistość nie potwierdzała tego.Wilcox nie omieszkał zanotować tego faktu wśród zapisywanych danych.W oczekiwaniu na kolejny przypadek zaczęli się wzajemnie obserwować.I nie zdziwili się, gdy Tang Ya wtoczył się do mesy.Jego sina twarz wyrażała wielkie cierpienie.Rip i Dan zaprowadzili go do kabiny, zanim zemdlał.Wszystkim, czego dowiedzieli się od niego, nim stracił przytomność, było to, że pęka mu głowa i nie może tego znieść.Spoglądali na siebie ponuro nad jego wielkim ciałem.- Sześciu rozłożonych - zauważył Ali - i sześciu w kolejce.I jak się czujecie?- Jedynie jestem zmęczony.Nie rozumiem tylko tego, że gdy już zapadną w odrętwienie, to w nim pozostają.Nie pogarsza im się, nie mają podwyższonej temperatury - tak jakby przebywali w jakiejś zmodyfikowanej formie zamrożenia.- Co z Tangiem? - Rip spytał z korytarza.- Bez zmian - odparł Ali.- A ty, stary, masz bóle?Rip potrząsnął głową.- Zdrowy jak ryba.Nie rozumiem, dlaczego łapie to Tanga, który nawet nie tknął roboty.A ty się trzymasz?Dan skrzywił się.- Gdybyśmy mogli na to odpowiedzieć, może udałoby nam się wyjaśnić wszystko.Ali zmrużył oczy.Wpatrywał się w nieprzytomnego technika komputerowego tak, jakby nie zauważał leżącego na wznak ciała.- Zastanawiam się, czy ulegliśmy zasoleniu - powiedział wolno.- Ulegliśmy czemu? - spytał Dan.- Posłuchaj, my wszyscy z Weeksem piliśmy ten napój Salarików, zgadza się? I wszyscy trzej…- Chorowaliśmy później jak wenusjańskie żarłoki - odpowiedział Rip.To miało sens.- Chcesz powiedzieć… - zaczął Danee.- To jest to! - krzyknął Rip.- Mogłoby to być prawdą - powiedział Ali.- Pamiętacie, jak osadnicy z Camblyne postępowali w pierwszym roku ze swym ziemskim bydłem? Karmili je solą fansel zmieszaną z trawą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]