[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta miła dama o jasnych włosach, która czasami się gniewała, powiedziała, że Anamara zostanie odesłana do domu.Druga dama, ta surowa, która chodziła tak szybko i ujmowała jej twarz silnymi palcami, też powiedziała jej, że tam będzie dom.W takim razie, jeśli Anamara ma wrócić do domu, musi to być tamto miejsce, mokre, ponure i nieprzyjazne.Może znowu zobaczy tam Rohana.A jeśli nie jego, to tamtą starą kobietę, która opiekowała się nią w jakiejś chatce, a także później, gdy wszyscy przybyli do tamtego wielkiego kamiennego budynku.Zastanowiła się, czy porośnięte futrem stworzenie, Mądrusia, również tam będzie.Polubiła Mądrusię.Madrusia śpiewała jej i mruczała, gdy Anamara ją głaskała, muskała zręcznymi łapkami twarz Anamary i zachęcała ją do jedzenia.Tak, Madrusia prawdopodobnie jest już w domu.Anamara nie może się doczekać, kiedy tam dotrze i znajdzie Mądrusię.Będzie tam rzeka – nie ta, nad która przycupnęło wielkie kamienne zamczysko, pilnując jej wód.Przypomniała sobie rzekę i łódkę.Rzeka różniła się od tych, które musiała przebyć, aby tam dotrzeć.Płynęli po niej łódką.A teraz zawiezie ją koń.Kiedy Anamara dotrze do tej rzeki, będzie prawie w domu.Kiedy uznała, że jest blisko dużego, kamiennego budynku, zjechała z drogi i ruszyła na przełaj, prawie w prostej linii, więc dotarła do rzeki zaledwie po dwóch dniach podróży.Chociaż koń do tej pory chętnie przedzierał się przez lód i przebywał w bród strumienie, nie zechciał zbliżyć się do tej rzeki.Anamara musiała go zostawić i poszukać miejsca, gdzie lód będzie tak gruby, żeby mogła po nim przejść, lub brodu, który mogłaby łatwo pokonać.W końcu, w dole rzeki, znalazła miejsce, gdzie woda bulgotała nad kamienną przeprawą, którą musieli zbudować ludzie.Tam rzeka płynęła tak szybko, że nie zamarzła.Nie zdejmując butów i nie zwracając uwagi na zimną wodę, Anamara weszła do rzeki i przekroczyła zacienioną granicę Bagien Bale.Wiadomość nadeszła do Dębowego Grodu, kiedy jego mieszkańcy jeszcze siedzieli przy kolacji wraz z królową Rannore.Żołnierz wszedł do Wielkiej Sali w podróżnym stroju, nie zdążywszy się nawet umyć.Nachylił się nisko i szepnął coś do ucha Gaurinowi.Gaurin spojrzał na Jesionnę, a potem na Lathroma.– Wyjdźcie ze mną, bo mam wam coś dopowiedzenia na osobności – rzekł.– To sprawa nie cierpiąca zwłoki.– Dobrze, zaraz przeproszę gości – odparła Jesionna.Pozostawiwszy nieco zakłopotaną Rannore, która przejęła obowiązki pani domu podczas uczty, Jesionna, Gaurin, Lathrom i żołnierz udali się do pokoiku na górze, którego Gaurin używał jako gabinetu.Tam żołnierz powiadomił ich, że Anamara zniknęła i że wszelkie próby odnalezienia jej spełzły na niczym.– Jak to możliwe?! – zawołał Lathrom.– Czyżbyście nie wystawili wart? Wasi tropiciele nie potrafią odnaleźć śladów samotnej dziewczyny, która ma trochę nie po kolei w głowie? – Spojrzał na Jesionnę.– Wybacz, pani.– Nie gniewam się.Ona rzeczywiście ma przyćmiony umysł.Czy są jakieś wskazówki, dokąd mogła się udać?– Żadnych, pani Jesionno – odrzekł żołnierz, zadowolony, że rozmawia z nią i już nie jest narażony na gniew swojego dowódcy.– Wiemy tylko, że ukradła konia.Po nielicznych śladach, jakie znaleźliśmy, ustaliliśmy, że skierowała się na północny zachód.– W takim razie pojechała w stronę Krainy Bagien – powiedział Gaurin.– I w jakiś sposób potrafiła ominąć z daleka Dębowy Gród.– Ile czasu minęło, odkąd zauważyliście, że zniknęła? – zapytał z sarkazmem Lathrom.– Pięć dni, panie.Naprawdę pilnie jej szukaliśmy.Ta dama równie dobrze mogła odfrunąć, bo prawie nie zostawiła śladów.Znaleźliśmy jednak jej konia.– Pięć dni na mrozie.Musiała przekraczać rzeki.Nie miała jedzenia, oprócz tego, które wiozła w sakwie przy siodle.– Gaurin westchnął i zwrócił się do Jesionny: – Przykro mi, moja droga.Obawiam się, że w takich warunkach, nawet jeśli zdołała dotrzeć do Krainy Bagien, na pewno już zginęła.– Była pod moją opieką – powiedziała Jesionna oszołomiona.– Zazar oddała mi ją pod opiekę.– Uspokój się, pani – oświadczył Lathrom.– To moja wina.Sam powinienem był z nią jechać i dopilnować, żeby bezpiecznie dotarła do Rydale.Jeśli ktoś ma zostać ukarany, to tylko ja.– Później porozmawiamy o karze, jeśli w ogóle do tego wrócimy – powiedział Gaurin.– Kazano ci jechać do Rendelsham, tak jak nam.– Popatrzył na Jesionnę.– Musimy zawiadomić panią Zazar i poinformować Rohana.– Koniecznie – odparła.– Nie znaczy to, że któreś z nich może coś pomóc, ale powinni wiedzieć.– Koniecznie – powtórzyła.Ledwie mogła uwierzyć w przyniesione przez żołnierza nowiny.Jak oni mogli być tacy nieostrożni? A może to wina czaru, który rzucono na nieszczęsną dziewczynę? Jak inaczej zdołałaby uciec żołnierzom, którzy mieli jej pilnować?Bała się gniewu Zazar.Anamara zginęła i Jesionnie było żal jej, a raczej Rohana – ale jej śmierć rozwiązałaby wiele problemów, z którymi młody rycerz nie powinien się teraz borykać.Miała nadzieję, że pewnego dnia Rohan będzie w stanie wybaczyć im wszystkim utratę swojej przygłupiej dziewczyny.Na wieść o zniknięciu Anamary Rohan opuścił zamek Cragden i pojechał prosto do chaty Zazar tajemnym szlakiem, który już znał.– Słyszałaś już o Anamarze? Widziałaś ją? – zapytał, gdy przybył na miejsce.– Słyszałam, ale nie widziałam.– Musiała tu być.– To możliwe – odparła Zazar.– Bagna są wielkie.Pamiętaj, że znalazłeś ją błądzącą gdzieś na północ od tego miejsca.– Babciu, nie wiem, co zrobię, jeśli ją stracę.– Łzy napłynęły do oczu Rohana.Chwilę później pociekły mu po policzkach, gdy Zazar mocno uderzyła go w twarz.– Przestań! – rozkazała ostro.– Mówię ci, przestań! – Wymierzyła jeszcze mocniejszy cios w drugi policzek.Rohan, wytrącony z myśli o Anamarze, mógł tylko gapić się na Zazar.Zauważył ślady łez w oczach staruszki, która piorunowała go wzrokiem.Zrozumiał, że policzkując go, Zazar w jakiś sposób karała samą siebie, uznała się bowiem za współwinną zniknięcia Anamary.– Nikt nie jest temu winny – powiedział Rohan.– Albo wszyscy.– Nic nie zauważyłeś podczas wędrówki przez Bagna?– W drodze wymknąłem się paru grupom myśliwych.– W takim razie musisz pogodzić się z tym, że twoja ukochana nie żyje – powiedziała ponuro Zazar.Zaprowadziła go do stołka przy ognisku.– Jeżeli przeżyła podróż przez tereny położone między Dębowym Grodem a Krainą Bagien, musiała przebyć niejedną rzekę.Lód mógł się pod nią załamać, a wtedy na pewno by utonęła.A jeśli wpadła do wody i jakimś cudem nie utonęła, mogła rozchorować się z zimna i umrzeć.Zakładając, że dotarła aż do Krainy Bagien, to nie znając jej, nie miała pojęcia, jak uciec przed tymi, których nie chciała spotkać.Musiała wpaść w ręce myśliwych z Ludu Bagien, którzy ją zabili.Wiedz jedno, Rohanie: ona na pewno nie żyje i im prędzej to zrozumiesz, tym lepiej dla ciebie.– Nigdy tego nie zrozumiem – odparł głucho Rohan.Własny głos wydał mu się cienki i bezbarwny.– Zatrzymam cię tu na noc, a rano musisz wrócić do Rendelsham.Bądź bardzo ostrożny.Postąpiłeś głupio, przychodząc tutaj.Myśliwi, których widziałeś na Bagnach, pochodzą ze wszystkich okolicznych wiosek, nawet z tej, gdyż głód daje się we znaki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]