[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Feanor przeklął teżwezwanie Manwego i tę godzinę, gdy opuścił Formenos, aby się stawić na Tani-quetilu; oszalały z gniewu i bólu, a zarazem zadufany we własne siły, odrzucałmyśl, że gdyby pozostał w domu, zginąłby z ręki napastnika, który jego przedewszystkim zamierzał uśmiercić.Potem Feanor wybiegł z Kręgu Przeznaczeniai uciekł wśród nocy, kochał bowiem swego ojca bardziej niż Zwiatło Valinoru,bardziej nawet niż cudowne dzieła własnych rąk, i żaden w świecie syn elf czyteż człowiek nie czcił głębiej niż on swego rodzica.Prawie wszyscy współczuli Feanorowi, lecz strata, którą poniósł, nie tylkojego dotknęła.Yavanna płakała na Wzgórzu lękając się, że Ciemności pochłoną67ostatnie promienie Zwiatła Valinoru na zawsze.Valarowie nie rozumieli jeszczew pełni, co się stało, ale zgadywali już, że Melkor wezwał na pomoc jakąś złąsiłę spoza Ardy.Silmarile były stracone i można by myśleć, że wobec tego nie maznaczenia, czy Feanor na prośbę Yavanny odpowiedział tak czy nie.Jednakże gdyby od razu, zanim nadeszły złe wieści z Formenos, powiedział tak , wszystkie jego następne uczynki byłyby zapewne inne.Stało się wszak-że tak, nie inaczej, i przybliżyła się godzina, która miała rozstrzygnąć o losachNoldorów.Tymczasem Melkor wymknąwszy się pogoni dotarł na pustkowie Aramanu.Kraj ten leżał na północy między ścianą gór Pelori a Wielkim Morzem podob-nie jak na południu Avathar lecz był od niego rozleglejszy, a wybrzeże od górdzieliły jałowe równiny, tym zimniejsze, im bliższe Lodów.Morgoth i Ungolian-ta jak najspieszniej przebyli tę krainę i przez mgły Oiomure dotarli nad cieśninęHelkarakse, gdzie woda dzieląca Araman od Zródziemia pokryta była krą; prze-prawili się tutaj i tak wrócili nareszcie na północne rubieże Krain Zewnętrznych.Wędrowali wciąż razem, bo Morgoth nie mógł się pozbyć Ungolianty, która otula-ła go swoją chmurą i nie spuszczała z niego swoich licznych oczu; tak się znalezliw kraju położonym na północ od fiordu Drengist.Stąd Morgoth miał już nieda-leko do ruin Angbandu, dawnej swojej potężnej fortecy na zachodzie.Ungoliantajednak odgadując jego pragnienie i przewidując, że Melkor chciałby jej się wy-mknąć, zatrzymała go i zażądała obiecanej nagrody. Słuchaj no, Czarne Serce! Spełniłam twoje życzenia.Ale wciąż jestemjeszcze głodna. Czegóż chcesz więcej? odparł Morgoth. Czy chciałabyś wepchnąć doswojego brzucha cały świat? Nie, tego ci nie przyrzekałem.Zwiata nie połkniesz,bo ja jestem jego władcą. Nie wymagam aż tak wiele rzekła Ungolianta. Zabrałeś przecieżz Formenos mnóstwo skarbów.Oddaj mi je.Powiedziałeś, że będziesz mnie ob-darzał obu rękami.Morgoth musiał ustąpić i mimo niechęci podawał jej klejnoty, które miał przysobie, jeden po drugim, a Ungolianta pożerała je kolejno i tak piękność tych ka-mieni została stracona dla Zwiata.Pajęczyca spuchła i sczerniała, lecz wciąż jesz-cze nie nasyciła swej żądzy. Jedną tylko ręką dajesz powiedziała. Lewą.Otwórz no prawą! Mor-goth w prawej ściskał Silmarile, które, pomimo że zamknięte w kryształowej szka-tułce, zaczynały mu już palić dłoń tak, że ją zaciskał z bólu.Za nic jednak niechciał jej otworzyć. Nie! odparł. Dość ci zapłaciłem.To ja użyczyłem ci władzy, abyś mo-gła dokonać w Amanie tej roboty.Nie jesteś mi dłużej potrzebna.Nie dostaniesz,nawet nie zobaczysz tych klejnotów.Należą do mnie odtąd i na zawsze.Lecz Ungolianta dzięki użyczonej jej przez Morgotha sile urosła, on zaś, dzie-68ląc się swoją mocą, zmalał; rzuciła się na niego, otoczyła go swoją chmurą, opla-tała siecią lepkich włókien, gotowa udusić ofiarę.Wtedy z gardła Morgotha dobyłsię straszliwy wrzask, który echo rozniosło wśród gór.Dlatego okolicę tę nazwa-no Lammoth, gdyż echo krzyku Morgotha przetrwało wieki i każdy, kto się tuznalazł, mógł je swoim głosem zbudzić na nowo; całe pustkowie między góramia morzem zawsze odtąd rozbrzmiewało jak gdyby jękami torturowanych.Nigdyprzedtem na północy świata nie słyszano głosu potężniejszego i okropniejszegoniż ten wrzask Morgotha; góry się zatrzęsły, ziemia zadrżała, skały popękały odniego.Dotarł do najgłębszych zapomnianych lochów, gdzie pod gruzami Ang-bandu, w podziemiach, nie przeszukanych przez Valarów w gorączce walki, żylijeszcze przyczajeni Balrogowie oczekujący powrotu swojego władcy; teraz na je-go okrzyk wybiegli z podziemi i przemknąwszy nad Hithlumem niby burza ogniaspadli na Lammoth.Biczami płomieni rozdarli sieć Ungolianty, ona zaś w panicerzuciła się do ucieczki pod osłoną czarnych oparów, które wypluwała ze swegownętrza; umknęła z północy do Beleriandu, tam się osiedliła pod Ered Gorgorothi wypełniła to miejsce taką grozą, że je pózniej nazywano Nan Dungortheb, Doli-ną Okropnej Zmierci.Od dnia bowiem, gdy wykopano lochy Angbandu, żyły taminne potwory z gatunku pająków, a Ungolianta parzyła się z nimi i pożerała je;nawet wówczas, gdy stamtąd odeszła, wynosząc się gdzieś na dalekie, zapomnia-ne południe Zwiata, zostawiła swoje potomstwo, które dalej snuło ohydne czarnesieci.O pózniejszych losach Ungolianty kroniki milczą, mówiono jednak, że spo-tkał ją straszliwy koniec, gdyż w swej nienasyconej zachłanności wreszcie samasiebie pożarła.Nie sprawdziły się więc obawy Yavanny, że Silmarile zostaną pochłonięteprzez ciemności i unicestwione; wpadły jednak w ręce Morgotha, który wolny te-raz, zgromadził znów wszystkie swoje sługi, jakie zdołał odnalezć, i wrócił na ru-iny Angbandu.Na nowo zrył ziemię budując rozległe lochy i kazamaty.Nad bra-mami wzniósł potrójny szczyt Thangorodrimu, spowity zawsze chmurami czar-nego cuchnącego dymu.Służyły Morgothowi niezliczone zastępy dzikich bestiii demonów, a plemię orków, wyhodowane przed wiekami, rosło i mnożyło się wewnętrznościach ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]