[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale po co rozpamiętywać przeszłość, i tak nie możemy jej zmienić.I nagle poruszyła się przytomniejąca Tubala.Sandello siedział obok niej, ale Wódz był szybszy.Miękkim, zręcznym ruchem pochylił się nad dziewczyną i na chwilę znowu stał się tym Okrutnym Strzelcem, który za pieniądze strącał w locie gołębie na rynku; tam po raz pierwszy zobaczył go okrutnie rozsierdzony skróceniem Świętej Brody Durina krasnolud Torin.Tubala szeroko otworzyła oczy.Pierwszą osobą, którą zobaczyła, był pochylony nad nią Olmer.- Ma człowiek przywidzenia - usłyszał Folko mamrotanie wojowniczki.- A może już naprawdę umarłam.- Nie umarłaś, Oessie - czule odezwał się Wódz.- Ja też nie.Znaczy, że nie ma już potrzeby mszczenia się na tych czcigodnych krasnoludach i nie mniej czcigodnym hobbicie.Ostatnie słowa powiedział tak, by dotarły do Torina, Folka i Malca.- Jeszcze jedna mała tajemnica - pokiwał głową, z uśmiechem pomagając usiąść dziewczynie.Oczy Tubali stawały się coraz większe.- Ojciec?! Niemożliwe, to ty, naprawdę?- Mała tajemnica - powtórzył, spoglądając na zebranych.- Oessie czy Tubala - imię, pod jakim stała się znana w Khandzie i Haradzie, to moja córka.Przez krótką, jak mgnienie oka, chwilę głos Wodza drżał.- Ojcze! - pisnęła groźna wojowniczka i rzuciła się Olmerowi na szyję.- To ci historia! - klasnął w dłonie Malec.- A mnie męczyło - kogo mi przypomina tą swoją zuchwałością!Tubala rozglądała się oszołomiona, widziała otaczających ją ludzi, elfów, krasnoludy.Nieoczekiwanie Olmer zrobił krok w kierunku hobbita i położył mu rękę na ramieniu.Folko omal nie runął na pokład - jakby na ramię zwalił mu się olbrzymi głaz.- To on mnie uratował, Oessie.Uratował, a nie zabił w tym boju pod Szarymi Przystaniami.Nie masz żadnego powodu do zemsty.Uściśnijcie sobie dłonie i zakończcie tę głupią wojnę.Tym bardziej że od tej chwili przyjdzie nam walczyć ramię w ramię.Wpatrzona w hobbita szeroko otwartymi oczyma, Tubala wolno, jak we śnie, wyciągnęła do niego rękę.10 Października, Wczesny Poranek,Lasy Południowego HaraduPrzez całą noc śniły się Millogowi koszmary.Pies tęsknie wył, a dwaj tajemniczy towarzysze Howrara nawet nie zmrużyli oka.O świcie wydawali się być czymś zaniepokojeni; wymieniwszy długie znaczące spojrzenia, wyjaśnili Millogowi, że ich plan uległ zmianie.Zamierzają iść na południe, a tam Howrar ma im pomóc w pewnej bardzo ważnej sprawie, za co czeka go wielka nagroda, taka, o której marzyć tylko może każdy Śmiertelny.Millog przystał na to, nie wyobrażając sobie nawet, że mógłby się im przeciwstawić.Podążali więc na południe, kierując się dokładnie na dolinę, którą kilka tygodni temu przeszli Szary i Eowina.Złotowłosa zawołała do siebie psa - i ten podszedł do niej, co prawda niechętnie, całym swym ciałem sprzeciwiając się wezwaniu: skowyczał, uszy położył po sobie i właściwie pełzł, a nie szedł.Jednakże zbliżył się, a władczyni, ściskając w dłoniach duży łeb, zaczęła coś szeptać mu do ucha.Nagle pies zawył, jakby oznajmiając czyjąś śmierć, usiłował się wyrwać, ale zwyciężony przez wielekroć silniejszą wolę, po chwili już tylko żałośnie popiskiwał.Tego Samego Dnia, Podziemne SzlakiCzarnych Krasnoludów,Gdzieś Pod MordoremNoc była naprawdę koszmarna.Posłaniec nie zmrużył oka.Ponury i rozgniewany obudził niewyspanych, złych wioślarzy.- Naprzód!„No, więc - stało się.Wiem.Serce Mocy płonie tak, że oczy moje dłużej tego nie zniosą.Ten, który nad nim panuje, uwolnił ukrytą w Sercu siłę, i teraz chyba tylko szczera stal może poskromić owego władcę.Coś się tam, na Południu stało.nieważne już nawet co.Kto, kogo i jak zabił nie ma najmniejszego znaczenia.Szybciej, rzeko! Inni myśliwi nie śpią.Śpiesz się więc i ty, wysłanniku Wielkiego Orlangura!”.15 Października, Ujście KamionkiEldringowie pokazali, ile są warci.Wiosła gięły się w mocnych rękach.Nie zatrzymując się w dzień ani w nocy, okręty wyszły z domeny Henny.Zapłacili jedynie kilkoma strzałami, które wbiły się, nie wyrządzając nikomu krzywdy, w nasmołowane drewno burt szybkich „smoków”.Henna wysłał pościg, ale „smoki” dopadły do morza pierwsze.Nie doszło do bitwy w ujściu rzeki.Henna nie zdążył przygotować łańcuchów przegradzających nurt, do walki z ludnością miasteczka Eldringowie nie parli, szczególnie że docierały tam już pierwsze oddziały.Przemknąwszy obok rozjuszonych podwładnych Henny, Farnak i Wingetor wyprowadzili okręty w morze, by połączyć się z flotą Skilludra.Wieść o tym, że wiozą na pokładzie Olmera, Olmera Wielkiego, Wodza Earnila, który wrócił z Włości Śmierci, podziałała na Eldringów jak grom z jasnego nieba.Patrzyli na niego jak na nieziemskie zjawisko, a Okrutny Strzelec, śmiejąc się, opowiadał ciekawskim - wolnej zmianie wioślarzy - śmieszne opowiastki o Sądzie Valarow.Folko przyłapał się na tym, że nie czuje wrogości do tego człowieka.Tamten Olmer umarł, zginął z jego ręki, a tego należy poznawać od nowa.Dużo w nim pozostało z poprzedniego Wodza, opętanego myślą o zemście na elfach.A na kim zamierzał mścić się teraz? Może na Valarach? Czyżby potrzebował Adamantu, by siłą wedrzeć się na Prostą Drogę?Wybrawszy dogodny moment, Folko zapytał go o to wprost.Olmer milczał chwilę.Mijali brzegi Kamionki, zielone, bujne, z których leciały co jakiś czas strzały.Jeźdźcy Henny deptali im po piętach, ale nie byli w stanie dotrzymać kroku.Dwukrotnie „Rybołów” i „Smok” taranowały pośpiesznie zmontowane przegrody z tratw - ich budowniczym zabrakło czasu, a może umiejętności - bowiem ustępowały pod naporem „smoków”.- Potrzebuję, oczywiście, że potrzebuję Adamantu, mój miły połówieczku.Nie ukrywam tego.Na pewno wykorzystam go lepiej niż ten głupiec Henna! Masz rację - w Śródziemiu nie mam już wrogów.Easterlingowie zajęli Arnor.no i niech sobie zajmują.Oton został królem - cóż, będzie z niego niezły władca.Niech sobie będzie.Ja chcę iść dalej! - Wyprostował ramiona, popatrzył hardo.- Tam, za najdalszy widnokrąg, tam, gdzie zlewa się morze z niebem, tam, za Obce Morza.Chcę zobaczyć na własne oczy wszystko to, o czym tak długo i pięknie opowiadały nam elfickie bajki.Chociażby dlatego jest mi potrzebny Adamant.Ty, zresztą, połówieczku, ty, który uganiałeś się za mną najpierw z zachodu na wschód, a potem ze wschodu na zachód - czy zrezygnowałbyś z takiej wyprawy? - A czy może Adamant.- zaczął Folko.- Może - przerwał mu Olmer.- Wiele rzeczy może.Musimy tylko baczyć, by nie sprzątnięto nam go sprzed nosa!.W każdym razie pomysł, by wrzucić go do Orodruiny, jest wielce nierozsądny.Ale o tym już ci mówiłem.- Czyżbyśmy mieli walczyć o zdobycz jak zbóje z gościńca? - Folko uśmiechnął się smętnie.- Ludzie dokonywali znacznie większych przestępstw z mniej ważkich powodów - rzucił obojętnie Wódz.- Ale poczekajmy! Adamant należy najpierw zdobyć.a nie mamy do tego sił.W Cytadeli rządzi mój syn.a jest ona daleko.Przyjdzie nam liczyć tylko na zuchów z Umbaru.i może na orków, o ile uda się ich poderwać i wyciągnąć z Mordoru.A potem doszło do spotkania ze Skilludrem, i największy z morskich tanów w milczeniu pochylił głowę przed Olmerem - pokłonił się tak, jakby Okrutny Strzelec wcale nie zginął.„Smoki” szybko płynęły na północ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]