[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ile trzeba czekać na obóz? zapytał Forg, towarzysz łowczego. Tydzień, może dziesięć dni odpowiedział Strażnik. Obozy gromadząsię dość wolno. Nie możemy czekać Dorin zmarszczył czoło. Nie możemy potwierdził Torin. Chodzcie, porozmawiamy!Zebrali się na niewielkim terenie między wozami, rozstawiwszy wartowni-ków, by uniknąć ryzyka podsłuchiwania.Usiedli w ciasnym kręgu, dotykając sięramionami, i mówili półgłosem; nikomu nie trzeba było przypominać o ostrożno-ści. Lepiej poczekajmy, tydzień czy nawet dziesięć dni zwłoki nie ma znacze-nia, przecież nie pędzimy do pożaru! zaczął Rogwold. A tamci na pewnoobserwują.Jak wystąpimy w małej liczbie, bez ochrony, ci szubrawcy będą mieliwspaniałą okazję, by uderzyć na nas w Szarym %7łlebie.Bywałem tam, Forg i Alanteż, to złe miejsce.Wyobrazcie sobie wąską przestrzeń między dwoma wysokimii stromymi wzgórzami, porośniętymi ciemnym lasem o gęstym podszyciu.%7łlebciągnie się przez dobrą milę, może półtorej jeśli rozstawią łuczników wzdłużdrogi, to wystrzelają nas bez trudu.Uważam, że nie należy ryzykować.Rogwold umilkł; popatrzył na słuchających go z aprobatą ludzi i nieco scep-tycznie nastawionych krasnoludów. Dziś jest osiemnasty kwietnia odezwał się Dorin cicho, powstrzymującgniew, i Folko zauważył, że Torin ukradkiem położył dłoń na ręce przyjaciela.Do Khazad-Dumu mamy jeszcze ze dwadzieścia dni drogi, może nawet dwadzie-ścia pięć.To prawie cały maj.Lato, według wszelkich oznak, czeka nas upalne,zaczną topnieć górskie śniegi, dolne piętra Morii mogą być podtopione.Co nampozostanie? Kto wie, jak długo trzeba będzie siedzieć w Czarnej Otchłani, zanim196czegoś się dowiemy? Potem się okaże, że trzeba pilnie zwoływać ruszenie a jakzdążymy przed zimą? Nie, skoro zdecydowaliśmy się na taką wyprawę, w ciem-no, nie ma co zwlekać.Jeśli stanie ktoś na naszej drodze, przebijemy się! Jestnas czternastu, was dwunastu, i znakomity łucznik Folko.Jak mądrze uderzymy,a strach ma wielkie oczy, to i nasza liczebność wzrośnie dziesięciokrotnie!Dorina niespodziewanie poparł Alan, najmłodszy ze wszystkich arnorskichmyśliwych. Byłem w Szarym %7łlebie zeszłej jesieni zaczął, odgarniając z czoła kru-czoczarne włosy. Rzeczywiście, trudno tam urządzić zasadzkę.Las wzdłużTraktu jest wyrąbany i spalony, a na lewym wzgórzu znajduje się posterunek.Ro-gwold ma rację, mówiąc, że z łucznikami nie poradzimy sobie, ale oni też niemogą podejść blisko do Traktu, poza tym nie słyszałem, żeby rozbójnicy dobrzestrzelali z łuków.Owszem, uderzyć zza węgła, w plecy, proszę bardzo, ale regu-larnych walk to oni nie prowadzą.Zawsze możemy wysłać przodem kogoś spryt-nego, by nie iść na oślep.I żeby nie było wątpliwości, od razu mówię: jestemgotów iść. Poczekaj, Alanie, masz rację, ale teraz najważniejsze jest coś innego podniósł rękę Torin. Jeśli pójdziemy, to jak najlepiej się obronić? Wy, ludzie,jesteście w tym doświadczeni, poradzcie! Najlepiej nie pchać się na rożen burknął Rogwold. Ale jeśli, jak mó-wi Dorin, Morię rzeczywiście zacznie zalewać, to chyba należałoby zrobić tak:ruszamy natychmiast, a ze trzy mile przed nami idą zwiadowcy.Trzeba iść nawschód. Odwrócił się do Alana. Tam zaczynają się dąbrowy i parowy, cią-gnące się aż do samego %7łlebu, gdzie można się dostać niezauważalnie.Wszyscypozostali w tym czasie idą bez pośpiechu i włóżcie pancerze pod płaszcze! Je-śli nie będzie nikogo, przechodzimy %7łleb ostrożnie i najszybciej jak się da, jeśliprzeciwnie.myślę, że najlepiej przestraszyć zbójów, przepędzić, gdyby okazałosię, że jest ich wielu.Boję się, że tak właśnie będzie. Aowczy westchnął.Nie poruszają się teraz małymi oddziałami.A my też nie możemy w dwudziestuwalczyć z kilkoma setkami! Mimo wszystko wolę mieć do czynienia z wodą niż strzałami powiedziałGlen, jeden z tropicieli, pochylając głowę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]