[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bohater »Ananke« może więc być dumny z tego tylko, że ma w duszy w istocie piękny rys tragiczny; jego odpowiedź na wszystkie, zadawane mu cierpienia, słowo jedno »przebaczam!« jest jego wspaniałością.Bohater »Ananke« w chwilach tych »pętania swego ducha« jest bogdaj, bo nawet piękny; wedle biblijnego wprawdzie wzoru, lecz piękny; chwile te są najpiękniejsze w sztuce Hertza, a sceny te wywołują wrażenie, bo ułożone są umiejętnie, z myślą o tem, aby się składały na efekty końcowe.Pozatem, cała apostolska odyssea Filandrosa nie jest zajmującą; zna się z góry jej rozwiązanie, bo wszelacy apostołowie zawsze kończyli tak samo, Hertz zaś nie stworzył niczego nowego, czemby zapełnił lukę od pójścia w ludzkość Filandrosa do jego końca.Nic się nie dzieje; wiemy, że Filandros walczy z barbarzyństwem, ciemnotą i złem ludzkiej duszy, lecz walka ta odbywa się na malutkim terenie, szematycznie i bezsilnie.Kurtyzana i rzeźnik, perwersyjnymi instynktami nie reprezentują na szczęście ludzkości, a Filandros miał to nieszczęście, że chciał nawrócić właśnie tych dwoje, którzy się nawrócić już nie mogli i którym zresztą.autor nawracać się zakazał.Filandros popadł tedy w zdawkowy pesymizm i zwątpił, bo musiał zwątpić.Gdyby uczynił wszystkim na przekór, a autorowi przedewszystkiem, cała historya z Ananke nie miałaby racyi bytu i sztuka Hertza byłaby także niepotrzebna.Bohater czyni tedy swoje, aby obejść scenę w kółko i wrócić tam, skąd wyszedł, bo z góry było wiadome, że wrócić tam musi.Wobec tego więcej zajęcia niźli bohater sztuki, budzi w nas tych dwoje, »reprezentantów« ludzkości, na których autor próbował czynić studya psychologiczne.Są to dusze z wielu względów ciekawe i z wielu względów zajmujące, lecz nie w swej wielkiej roli »reprezentacyjnej«, lecz jako osobniki z piętnem degeneracyi, pchającej ich ku wieczystemu czynieniu zła.Rzeźnik Kakistos jest figurą wybornie pomyślaną; wiersze, w których powiada Kakistos Filandrosowi:»…me jasne chwile trułeś swą dobrocią,szlachetność twa do zbrodni mnie przywiodła,dziś zemstę mam, — bo czytam ból w twej twarzy«…są piękne i kryją w sobie tragedyę człowieka.Wiele takich ustępów szczęśliwych ma ta skromna sztuka, wiele w niej jest rzeczy i dobrze i pięknie pomyślanych.Jednem słowem »Ananke« jest to widowisko w szlachetnym stylu, bez pretensji do głębi, pisane szczerze, choć nieudolnie.Nie ma ono wartości artystycznej, lecz za to posiada wiele zalet literackich, które je czynią znośnem, często milem.Anna Gostyńska(Pisane na jubileusz A.Gostyńskiej 1 kwietnia 1910).Na trzeciem piętrze skarbkowskiego gmachu mieszka »pani Anna«, w samotnym pokoiku, który byłby poetycznie cichy, gdyby nie cała czereda kanarków i szczygłów, które czując, że »pani Anna« jest jakoś dziwnie wzruszona i coraz bardziej niespokojna, drą się jak lwowski chór niewieści.— Cicho! — wola »Ciotunia« — to przecież krytyk dramatu, a nie opery!…A potem, z tym przedobrym wyrazem twarzy, któryby tygrysa ułaskawił, opowiada.Ja i przyjaciel mój nie śmiemy jej przerwać; słuchamy z ciekawością i patrzymy, jak »pani Annie« oczy błyszczą coraz więcej, jak jej głos drga na wspomnienie tych czasów dobrych, które minęły…— …i wtedy, proszę pana, dostałam rolę królowej.Boże.myślę sobie, gdzie tam mnie grać królową! Ale musiałam i trzeba było sprawić sobie suknię, więc poszłam na żydy, wie pan, tam za teatrem i sprawiłam sobie śliczną suknię po dwadzieścia trzy centy łokieć…Po dwadzieścia trzy centy, to nie żart! O zacna, droga, szanowna pani Anno!Oto jest jej historya, prosta jak jej dobra dusza, jasna, jak jej dobre oczy i wspaniała, jak jej talent.Urodziła się Anna Gostyńska w Warszawie w r.1854.Pozostawiona od lat najmłodszych własnym siłom, a zapatrzona w cel swój jedyny, poświęciła wszystko, aby się dostać na deski sceniczne.Niesłychana praca dała jej potrzebne wykształcenie, zapas sił jej przysporzył i oto w roku 1873, więc trzydzieści sześć lat temu, zaczęła pracę dla sceny polskiej.Debiutowała w Warszawie, w teatrze Letnim w sztuce Anczyca, »Błaźku opętanym«.Grała wszystko, co jej grać kazano, w dramatach, komedyach, farsach i operetkach; zdobywała »rutynę« na tej strasznej włóczędze po »prowincyi«, która jest Gehenną aktorską i w kto rej giną Reymontowskie »Komedyantki«; na tej wieczystej tułaczce o głodzie i chłodzie, która deprawuje łudzi, niszczy zdrowie fizyczne i moralne, wypija siły i zapał i która rodzi te tragiczne typy, co się błąkają po »Próchnie« Berenta, te, o których opowiada Sewer, a o których można opowiadać bez końca; na tej wędrówce, po której zostają neurastenicy, złamane wielkości z histeryą, albo wielcy aktorzy.W tym biednym, nieszczęśliwym światku przeżyła Gostyńska lat sześć, zanim się w roku 1880 nie dostała na scenę lwowską, na której odtąd nieprzerwanie, przez lat trzydzieści, gra na chlubę tej sceny i własnej wielkości.Człowiek tej miary i tego umysłu, co Jan Dobrzański, odczuł w młodziutkiej aktorce skarby talentu; w rzeszy świetnych aktorów tego czasu młode dziewczę znalazło się zupełnie na miejscu, a siła i oryginalność talentu sprawiła to, że Gostyńska musiała stanąć odrazu w pierwszym rzędzie.Przyznała jej to jednogłośnie krytyka i opinia przygodnych widzów.Debiut jej na scenie lwowskiej odbył się d.12 kwietnia 1880 r., w roli Barbary w »Krewniakach« Bałuckiego.Sprzyjało jej szczęście, a wiódł ją ogromny talent; młoda artystka miała to wielkie szczęście, że w pierwszych zaraz dniach pobytu na wielkiej scenie, gdzie nie potrzeba było grać wszystkiego, jak w trupie Modzelewrskiego, czy u Stobińskiego na warszawskiej prowincyi, — odgadła siebie i wiedziała, w jakim kierunku pójść należy.Typową chorobą aktorską jest namiętność do ról nieodpowiednich; każda niemal aktorka, która powinna grać Martę, pragnie za wszelką cenę grać Julię Szekspirowską, co drugi aktor, choćby ledwo nogami włóczył, marzy o roli Romea, mało zaś jest takich, którzyby chociaż raz w życiu, choćby tylko przed lustrem, nie grali Hamleta.Gostyńska zrozumiała, że talent jej objawi się najwspanialej w rolach t.zw.»charakterystycznych«; i kiedy dwudziestopięcioletniej, początkującej artystce ofiarują rolę księżny, ona błaga o rolę pełnej scenicznego charakteru cygańskiej wróżki w tejże sztuce.Mile wspomina szanowna jubilatka dzisiejsza te chwile ciężkiej pracy, która ją miała zawieść z czasem na stanowisko dzisiejsze.— Pensyę miałam dobrą — powiada — sto koron miesięcznie (o, pani Anno!), a ludzie mnie kochali, bardzo mnie nawet kochali, tylko jedna Aszpergerowa…— Cóż, cóż Aszpergerowa?»Panią Annę« pokrył rumieniec i kręci się niespokojnie jak pani Jowialska, schwytana na gorącym uczynku; nie chce za nic w świecie powiedzieć, co było z Aszpergerowa.A to była rzecz okropna, tragiczna, rozpaczliwa: oto Aszpergerowa nie kochała — Gostyńskiej.Trzeba było wytłómaczyć pani Annie, że to znowu nie jest takie nieszczęście bezgraniczne, jeśli jedna wielka artystka, która się kończy, nie lubi drugiej wielkiej artystki, która zaczyna karyerę — aby zaczęła mówić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]