[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krzy­żanowski podziękował współuczestnikom i pod­sumował :- A więc jest decyzja, proszę panów! Dzięki Bogu! Już wątpiłem w znalezienie wspólnej plat­formy.- Kamień z serca! - rozradował się Kłos.-Trzeba to opić, panowie!Godlewski i on chwycili karafki, napełnili wszystkie kieliszki i czekali aż hrabia lub mece­nas wzniesie toast, a tymczasem Stańczak ode­zwał się minorowo:- Jeśli mam jutro umierać.Przerwał, by popatrzeć na swój zegarek i na zegar ścienny.-.Oh, pardon, to już dzisiaj, proszę kole­gów.No więc jeśli mam dzisiaj umrzeć - wy­piję z przyjemnością, bo może to być ostatnia moja przyjemność w tym wcieleniu.Bartnicki pierwszy zwerbalizował ogólną cie­kawość :- Dlaczego miałby pan umrzeć, panie profe­sorze?- Bo każdy musi umrzeć, drogi waluciarzu, to jedyny pewnik człowieczej egzystencji.- Ale dlaczego miałby pan umierać właśnie dzisiaj ?- Dlatego, że Muller istotnie może połasić się na tę górę dolarów bez dodatku, czyli bez czte­rech ofiar wskazanych w celu zamiany przez pa­na hrabiego.A to będzie oznaczało, że czterech spośród tu siedzących jeszcze dzisiaj pożegna się z życiem.Znowu nieme pytanie zadało jedenaście par oczu, gdy dwunasty słuchacz, policjant, zapytał ustami:- O czym pan mówi, panie profesorze?!- Mówię o tym, gliniarzu, że pan hrabia speł­ni dużą część, ale nie całość żądań kapitana Mullera.Z wielkim prawdopodobieństwem można te­dy sądzić, że Muller przez chciwość zaakceptuje to.Zaakceptuje klnąc w duchu, lecz zaakceptuje.I co nastąpi wówczas? Po sprzedaniu panu hra­biemu czterech zakładników Muller będzie miał bilans rozchrzaniony, vulgo: niedobór, będzie więc musiał aresztować czterech innych ludzi, żeby uzupełnić swoją dziesiątkę.I kogo wybie­rze? Znamy już jego kryteria wyboru - Muller sięga tylko po czołowe figury Rudnika.Zrobił tak wczoraj, i dzisiaj uzupełni dziesiątkę w ten sam sposób.A wszystkie jeszcze nie aresztowane figury Rudnika siedzą przy tym stole.Profesor skończył, wziął serwetkę i wytarł śli­nę dookoła ust.Panowała cisza, gdyż słuchaczy sparaliżowało przemówienie pełne nieodpartej lo­giki.Mimo to Godlewski rzekł z nadzieją:- Może tego nie zrobi, jak Boga kocham!.- A co zrobi?! - krzyknął Brus.- Może aresztuje pierwszych lepszych, na uli­cy.- podsunął Kłos.- Założy się pan, redaktorze? - spytał Krzyżanowski, gasząc papierosa.- Mamy do czynienia z sadystą! - przypo­mniał Kortoń.-Ze zwyrodniałą bestią!- Gówno prawda, mamy do czynienia z typo­wym gestapowskim służbistą, i z nietypowym, bo zbyt zachłannym łapownikiem, to wszystko! -sprzeciwił się Malewicz.- Może jednak nie zrobi.- powtórzył Go­dlewski, ocierając czoło z potu.- Zrobi! - uciął paplaninę Stańczak.- Zro­bi to tym łacniej, że będzie wściekły, iż nie wy­pełniono jego drugiego żądania, proszę panów.Ergo - czterech spośród nas to już żywe trupy.Byłoby szczęściem w nieszczęściu, gdyby Muller zdecydował się na mnie i na księdza, bo tylko my dwaj nie mamy rodzin, żadnych żon, dzieci czy wnucząt, więc tylko po nas dwóch nie zosta­łyby wdowy i sieroty w Rudniku.Ale obawiam się, że kapitan Muller może nie brać tego pod uwagę.Radziłbym wszystkim tatusiom udać się teraz do domów dla odprawienia rytualnych cere­monii.- Jakich ceremonii?! - spytał mokry z prze­rażenia Kłos.- Pożegnalnych, redaktorki:.Wie pan - bu­ziaki, testamenty, dobre rady życiowe dla synów i córek, etcetera.Aha, byłbym zapomniał - trze­ba też wskazać połowicom lub potomstwu skryt­ki z twardymi i miękkimi.Niektórzy ujawnią te Sezamy niepotrzebnie, ale taka już jest natura lo­terii - ktoś wygrywa, a ktoś inny dostaje w dup­sko.I radzę się spieszyć, bo za kilka godzin dla czterech będzie już zbyt późno, proszę pa­nów.Żadna wcześniejsza milcząca przerwa w dys­kusji nie była tak głęboka.Kilku popatrzyło na Hawryłkę, ale ten opuścił głowę i znowu bezgło­śnie się modlił.- Nie radziłbym pryskać do krypty lub do za­krystii, raczej do knieji, proszę kolegów - pora­dził Stańczak, ziewając szeroko.- Uciekać do lasu?! - zdumiał się lekarz.- Woli pan do grobu? - spytał Kłos.- O szpital nie musi się pan martwić, dokto­rze - pocieszył lekarza filozof.- Profesor Stasinka da sobie radę bez pana.Malewicz złapał się za głowę, wzdychając:- To wszystko nie ma sensu!- Chyba, że.- chciał rozwinąć jakąś myśl Sedlak.- Proponuję wrócić do dyskusji - uprzedził go Mertel.- Pan dyrektor Kortoń wspomniał o tym kłusowniku-bimbrowniku, jak mu tam?.- Nie wiem, nie znam nazwiska tego faceta, panowie - rzekł Kortoń.- Ja znam - mruknął Godlewski.- Basiniec.Basiniec Józef, proszę panów.Na dworze grzmiały wichura i ulewa, niczym „fortissimo" trąb zwiastujących Sąd Ostateczny.AKT VIGdy na dworze mroczna początkowo szarość stawała się coraz przejrzystsza, w sali jadalnej pałacu zostało tylko dwóch ludzi - hrabia i filo­zof.Stańczak miał już za sobą zmęczeniowy kry­zys, a przed sobą drogę do pustego domu, więc wcale mu się tam nie spieszyło.Pomyślał, że spieszyć się winien Tarłowski:- Musi pan stąd uciekać, panie hrabio.- Czemu miałbym uciekać?- Bo wkrótce wmaszerują tutaj Sowieci.Oni „panów" nie lubią.Powieszą pana na tym żyran­dolu, i zdeklasują panu syna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl