[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak bez nawiązania łączności z Ziemią ich wysiłki przestaną mieć jakikolwiek sens.Zaparkował “Betty” tak jak poprzednio w odległości dwudziestu stóp od podstawy zawieszenia anteny i przekazał sterowanie Halowi.Następnie otworzył drzwi.- Wychodzę - zameldował Bowmanowi - wszystko działa normalnie.- Mam nadzieję, że masz rację.Chciałbym wreszcie zobaczyć ten podzespół.- Będziesz go miał za dwadzieścia minut.Obiecuję.Przez chwilę panowała cisza.Poole zbliżał się powoli do anteny.Bowman, stojący przy Pulpicie Sterowniczym, słyszał jego sapanie i przyspieszony oddech.- Na razie musisz zadowolić się obietnicą.Jedna z zakrętek jest zablokowana.Chyba za mocno do kręciłem ją poprzednio.No, puściła!I znów zapadła długa cisza.Potem Poole zawołał:- Hal, przesuń światła kapsuły o dwadzieścia stopni w lewo.Dziękuję, w porządku.Gdzieś głęboko w podświadomości Bowmana zabrzmiał odległy dzwonek ostrzegawczy.Działo się coś dziwnego: może nie tyle alarmującego, co niezwykłego.Zastanawiał się przez kilka sekund, zanim zdał sobie sprawę, o co chodzi.Hal wykonał polecenie, ale nie potwierdził wykonania tak, jak robił to zazwyczaj.Kiedy Poole skończy, będą musieli tym się zająć.Poole był zbyt zajęty pracą przy antenie, aby zauważyć niezwykłość sytuacji.Uchwycił płytkę obwodu i wyciągnął ze szczeliny.Zatrzaski puściły i Poole uniósł AE-35 w bladym słonecznym świetle.- Mam cię bydlaku - powiedział w próżnię i do Bowmana.- Wygląda całkiem nieźle.Przerwał.Kątem oka dostrzegł nagły ruch tam, gdzie nie należało się go spodziewać.Zaniepokojony podniósł wzrok.Wokół niego zmieniał się wzór światła, rzucanego przez dwa reflektory “Betty”.Czyżby kapsuła zerwała cumy? Być może niezbyt starannie połączył ją ze statkiem.Nagle ze zdziwieniem, które nie pozostawiało miejsca na strach, dostrzegł, że kapsuła zbliża się do niego na pełnym ciągu.Widok był tak nieprawdopodobny, że Poole zamarł jak sparaliżowany.Nie próbował nawet uchylić się przed nacierającym pojazdem.W ostatniej chwili odzyskał głos i krzyknął:- Hal! Cała wstecz.Było jednak za późno.W momencie uderzenia kapsuła nie poruszała się zbyt szybko.Nie zbudowano jej w celu osiągania dużych przyspieszeń.Jednak nawet przy szybkości dziesięciu mil na godzinę pół tony masy jest śmiertelnie groźne - zarówno na Ziemi, jak i w kosmosie.Zduszony okrzyk Poole'a wyrzucił Bowmana z fotela.Wrócił na miejsce ściągnięty pasami bezpieczeństwa.- Frank, co się stało? - zawołał.Nie było odpowiedzi.Nagle w szerokim oknie obserwacyjnym mignął poruszający się kształt.Bowman - ze zdziwieniem porównywalnym z zaskoczeniem Poole'a - dostrzegł, że była to kapsuła zmierzająca na pełnym ciągu ku gwiazdom.- Hal! - krzyknął - Co się dzieje? “Betty” cała wstecz! Cała wstecz!Nic się nie zmieniło: kapsuła ciągle przyspieszała uciekając od statku.Za pojazdem, na końcu liny zabezpieczającej, wisiał skafander.Jeden rzut oka wystarczył, żeby domyśleć się najgorszego.Z ubioru Poole'a zostały strzępy, w skafandrze nie było ciśnienia.Kosmonauta znajdował się w próżni.Bowman ciągle wołał.Wszystko na próżno, zaklęciami nie można wskrzesić umarłych.- Halo, Frank.Halo, Frank.Czy mnie słyszysz? Czy mnie słyszysz.Pomachaj ręką, jeśli mnie słyszysz.Może zepsuł się twój nadajnik.? Pomachaj ręką!I oto, jak gdyby w odpowiedzi na zaklęcia Bowmana, Poole pomachał ramionami.David Bowman poczuł, że włosy stają mu dęba.Słowa, które chciał wypowiedzieć, zamarły mu na spierzchniętych wargach.Wiedział, że Poole nie żyje, mimo to dał znak.Spazm strachu i nadziei przeminął.Zimna logika zastąpiła emocje.Pędząca coraz szybciej kapsuła targała wleczonym przez siebie ciałem.Gest Poole'a był jak pożegnanie kapitana Ahaba, gdy ten przywiązany do boku białego wieloryba pozdrawiał załogę skazanego na zagładę “Peąuoda”, sam będąc już martwym.Po pięciu minutach kapsuła i jej satelita zniknęli pomiędzy gwiazdami.Bowman bardzo długo wpatrywał się w pustkę rozciągającą się przed nim na przestrzeni milionów mil.Myślał o celu, którego nigdy nie osiągnie.Jak natrętna melodia powracał do niego ten sam obraz: Frank Poole - pierwszy człowiek na Saturnie.26.ROZMOWA Z HALEMNa pokładzie “Odkrywcy” nic się nie zmieniło.Wszystkie systemy pracowały normalnie.Wirówka obracała się powoli wokół własnej osi dając namiastkę ciążenia.Zahibernowani spali w swoich kabinach.Statek podążał do celu, od którego nic nie mogło go odwieść - wyłączywszy być może zupełnie nieprawdopodobne zdarzenie z asteroidą.Tutaj jednak, daleko za Jowiszem, nie było asteroid.Bowman nie pamiętał, jak przebył drogę ze sterowni do wirówki.Nagle stwierdził, że siedzi w kambuzie, trzymając w dłoni kubek z niedopitą kawą.Rozglądał się po otaczających go przedmiotach jak człowiek, który wydobywa się z długiego narkotycznego snu.Dokładnie naprzeciw niego znajdowało się rybie oko jednej z kamer, rozmieszczonych strategicznie w różnych punktach statku, co umożliwiało Halowi obserwację tego, co działo się na pokładzie.Bowman wpatrywał się w obiektyw, jak gdyby widząc go po raz pierwszy.Potem podniósł się powoli i zbliżył twarz do soczewki.Ruch w polu widzenia komputera musiał wywołać jakąś reakcję w niezmierzonych głębiach umysłu, który rządził teraz statkiem.- Źle się stało z Frankiem, prawda?- Tak - odpowiedział Bowman po długiej przerwie - źle.- Podejrzewam, że jesteś załamany?- A czego oczekujesz?Hal zastanawiał się nad odpowiedzią przez wieki - mierzone czasem komputerów.Minęło całe pięć sekund, zanim odezwał się ponownie:- Był wspaniałym członkiem załogi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]