[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gdybyśmy jeszcze mieli radiostację - powiedział podpo­rucznik Asch do ogniomistrza Wehmutha - kazałbym nadać na­stępujący meldunek: "Trzecia bateria rozwiązuje się dobrowolnie.Nastrój żołnierzy - po raz pierwszy podczas tej wojny napraw­dę dobry.Precz z Hitlerem!"- Jak to dobrze - powiedział ogniomistrz - że nie mamy już radiostacji.Podporucznik podpisał w pośpiechu wszystko, co mu przedło­żono: zaświadczenia, książeczki żołdu, dokumenty urlopowe, do­kumenty podróży, świadectwa zwolnienia z wojska.Potem rozpo­czął się wielki podział.Wziął w nim również udział kapral Hil­debrandt, ten od "ostatniego tchnienia".Ale zachował podczas pakowania rzeczy i żywności wyraz bezsprzecznej pogardy.- Spiszcie się dobrze! - zawołał podporucznik Asch do swoich żołnierzy.- Mam jeszcze coś niecoś do załatwienia; kiedy się z tym uporam, będę usiłował przedostać się do mego rodzinnego miasta, tam gdzie był dawniej nasz garnizon.Kto nie ma lep­szego celu drogi, niech też tam przyjdzie.Na miejscu zobaczymy, jak sobie pomóc, aby wydostać się z tego błota.- Wszystkiego najlepszego, podporuczniku Asch!- Aż do następnej wojny!- Przyjaciele! - zawołał podporucznik Asch.- Zobaczymy się znowu jako cywile.Dopóki mamy jeszcze oczy i mózg, dopóki słyszymy, jak bije nasze serce, jednego tylko powinniśmy sobie życzyć: aby spotykać się tylko w cywilu.A teraz każdy niech myśli o sobie, a Bóg o nas wszystkich.Były kapitan Wedelmann stał przed lustrem z wykrzywioną, niezadowoloną i skupioną twarzą.Próbował zawiązać sobie krawat.Nie udawało mu się.Po czterech całkowicie nieudanych próbach zrezygnował z dalszych wysiłków.Opuścił przydzielony mu w mieszkaniu Ascha pokój, wyszedł na korytarz i zapukał do najbliższych drzwi.Czekał z pokorną miną, opuściwszy ramiona.Krawat zwisał mu z szyi jak postro­nek.Zapukał powtórnie.- Kto tam? - odezwał się łagodny głos.- Ja - odrzekł Wedelmann i znowu wydał się sobie niezwykle śmieszny."Takie życie w cywilu - pomyślał - jest jednak o wiele bardziej skomplikowane, niż kiedykolwiek przypuszcza­łem.A może wcale nie nadaję się do tego typu życia.To takie skomplikowane.Ot na przykład krawat.Z mundurem łatwiej sobie dać radę."- Dlaczego po prostu nie wchodzisz? - zapytała Magda otwierając drzwi.Uśmiechnęła się do niego, ciągle jeszcze tro­chę nieśmiało, ale niezmiernie czule.Obiema rękami przytrzymy­wała narzucony na siebie płaszcz kąpielowy.- Nie chciałem przeszkadzać - powiedział Wedelmann za­kłopotany.- Chciałem tylko o coś zapytać.Wybacz mi, proszę.Nie mogłem oczywiście wiedzieć, że ty także jeszcze nie jesteś ubrana.- Ależ to nic nie szkodzi.Możesz wchodzić do mnie o każdej porze.- Czy możesz coś dla mnie zrobić?- Wszystko, czego tylko chcesz - powiedziała czule i z odda­niem.- W takim razie zawiąż mi krawat.Zapomniałem już, jak to się robi.Podeszła do niego, stanęła tuż przed nim, podniosła ręce - otworzył jej się przy tym płaszcz kąpielowy - i zarzuciła mu je na szyję.- Jak ty młodo wyglądasz - powiedziała.W mun­durze byłeś już prawie dostojnym, solidnym jegomościem.- To nie moje ubranie - powiedział prędko Wedelmann nie mając odwagi przyjrzeć się jej dokładniej, choć bardzo go to korciło.- Ubranie to należy do syna pana Ascha.Kiedy go wzięto do wojska, miał chyba około dwudziestu lat.- Ty też wyglądasz teraz na te lata! - zawołała Magda bar­dzo czule.- Nie na wiele więcej niż na lat dwadzieścia.A ja wydaję się sobie starą kobietą.- Mówisz głupstwa - odparł Wedelmann, ciągle jeszcze sta­rając się nie dostrzegać jej nagości.Spotykał się już z takimi widokami, ale to przecież jego przyszła żona i nie chciał korzystać z przypadku.- Mój Boże - zawołała z dziecinnym zachwytem - wychodzę za mąż za młodzieńca!- Wcale nie musisz - powiedział Wedelmann, lekko dotknięty w swej męskiej dumie.- Ale chcę!- Zawiąż mi zatem naprzód krawat - powiedział sztywno.- Nic łatwiejszego ponad to - powiedziała z naiwną weso­łością i trzema pewnymi ruchami zawiązała krawat, ściągnęła go jeszcze, po czym rzuciła na swe dzieło zadowolone spojrzenie.- No tak, co się umie, to się umie.- Od kogoś się tego nauczyła? - zapytał zaraz Wedelmann.- Kto cię tego nauczył? Komuś jeszcze wiązała krawaty?Nieco przestraszona Magda spojrzała nań szeroko otwartymi oczyma nie mówiąc ani słowa.Czuła niemal fizycznie jego wy­buchającą raz po raz nieufność.Sprawiało jej to ból.Wzrok jej przypominał spojrzenie bezbronnie poddającej się sarny, wyglą­dała jak wierny, smutny pies.W oczach pojawiły się łzy.- Ależ - powiedział Wedelmann bezradnie - ja przecież nie to miałem na myśli.Magda potrząsnęła smutnie głową.- Nie znasz właściwie tej, z którą chcesz się ożenić - powiedziała.- Ciągle sobie nad tym łamiesz głowę.Sprawia ci to troskę.Myślisz czasami, że kto wie, czy ja.- Zostawże to! - zawołał nieco ostro.- Takie rozmowy do niczego nie prowadzą.- Może jesteśmy bliscy popełnienia wielkiego błędu - mówi­ła dalej lękliwie Magda.- Może będziesz go żałował przez całe życie.Dręczy mnie to.Ale tu wcale nie o mnie chodzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl