[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Szczególna!  mruknął znowu półszeptem. Kost' rozstawał się ze mną z jakimś zło-wrogim przeczuciem.Jadzia żegnała się z dziwną jakąś obawą i niespokojnością.a ja, jasam czuję coś, coś nieświadomego.jakąś osobliwszą ciężkość na sercu.Zacisnął usta i ręką gwałtownie potarł po czole. Miałożby to być przeczucie? Tajemnicza skazówka niebios?. poszepnął w ponurymzamyśleniu.Dziwna i niezbadana zagadka! Ludzie najsilniejszego ducha, najsprężystszego charakterupodpadają wpływom jakiegoś fataliczncgo przeczucia, jakiegoś nieświadomego, nieokreślo-nego niepokoju, którego ani pojąć, ani wyobrazić sobie nie mogą zwyczajne i pospolite natu-ry.Jest to jakiś niepojęty dar dywinacyjny 261, jakaś wyższa potęga uczuciowa, różna zupełnieod tego mimowolnego rozdrażnienia, jakiemu często bez wszelkiej przyczyny ulegają ludzienerwowi.Cezar z ściśnionym sercem szedł do Kapitolu, kiedy pod morderczymi miał paśćciosami, Napoleona jakieś przykre trapiło uczucie, kiedy rozpoczynał bitwę pod Waterloo.Toż i nasz maziarz mimo całej swej niepospolitej siły ducha i energii, którą mieliśmy jużsposobność poznać po części, czuł się w tej chwili w jakimś niezwykłym, niepokojącymusposobieniu. Tam do kata!  mruknął z niesmakiem. Te dziecinne obawy Kostia i Jadwigi mnie sa-memu, jak widzę, wlazły do głowy.I wstrząsł się cały, jakby przemocą chciał wszelki zrzucić z siebie ciężar. Co gorsza  mruknął po chwili  ulewa się zbliża, a Juliusza nie widać.W dusznym i parnym powietrzu głucha i grobowa panowała cisza, żaden listek nie za-szemrał na drzewach, tylko z dala od dworu zalatywał czasami przerazliwy, złowrogi wrzasksowy i puchacza.Zasnute czarnymi chmurami niebo ponuro i groznie spoglądało na ziemię, aod pory do pory, jakby w jawny znak gniewu, strzeliło zygzakiem błyskawicy na zachodzie.Maziarz lepiej owinął się płaszczem i usiadł u pnia rozłożystej lipy. Będę czekał aż do deszczu  poszepnął i przechylając głowę na piersi w głęboką zapadłzadumę.A snadz coś ważnego zaprzątało jego serce i głowę, bo oczy lśniły mu nadziemskim bla-skiem, a w tej chwili wyglądały jak dwie jedyne gwiazdy zbłąkane z nieba na ziemię.261d y w i n a c y j n y (łac.)  wróżbiarski220 Przed jego duszą dziwny, fantastyczny odsłonił się obraz, nie mający ni związku, ni zna-czenia.Jakiś ptak wielki, dumny, wspaniały.śnieżny pierzem a potężny szpony siedział wswym gniezdzie, spokojny i bezbronny w poczuciu swej siły i szlachetności.Aż tu z bokujakiś olbrzymi a potworny pod gniazdo zakrada się pająk i chyłkiem, milczkiem zaczynaosnuwać jego jedno skrzydło i szpon jeden.Z każdą chwilą rośnie sieć straszna, sieć z żela-za, spajanego krwią i łzami!.Już jedno skrzydło i jeden szpon uwięzły w pętach.a tu nowesiły przybywają w pomoc wrogowi.Za pózno dumny ptak poznaje niebezpieczeństwo.broni się zapamiętale jedynym skrzy-dłem i szponem.ohydna sieć osnuwa go dokoła!.Na próżno potem rwie i rzuca się nie-ustannie.mimo wszelkich zamachów i wysileń nie może przełamać strasznej przemocy.Aż oto podzwignął się na nowo i jeszcze raz gwałtownie wyprężył swe skrzydła i szpony.I zaczynają pękać okrutne więzy.a każda nić przerwana wydaje łoskot gromu.bucha stru-mieniami krwi i łez.Dziwaczny ten obraz fantasmagoryczny, złudna igraszka chorobliwie rozdrażnionej wy-obrazni, rozpierzchł się nagle jakby cudem, a maziarz porwał się przerażony z ziemi.W tej chwili z dwóch przeciwnych miejsc rozległ się donośny tętent koni.Jacyś jezdzcy pędzili co tchu w jednym kierunku.Maziarz drgnął cały, a z oczu dziwnastrzeliła mu błyskawica.Obejrzał się poza siebie, a krwawa, złowieszcza łuna rozlewała sięnad żwirowskim dworem. Zdradzonym! Zciganym!  wykrzyknął i jak strzała pomknął na ścierń po lewej stroniegościńca.Dziwne obawy Kostia i Jadwigi, jak niemniej jego przeczucie własne naprowadziły go odrazu na domysł srogiego niebezpieczeństwa, toż pod wpływem pierwszego wrażenia myślałtylko co tchu ratować się ucieczką.Zaledwie jednak nieznaczny ubiegł kawał, powstrzymał się nagle i z dzikim przestrachemwstrząs! się od stóp do głowy. A Jadzia!  ryknął przytłumionym głosem boleści i rozpaczy.I nagle stanął na chwilę niepewny, wahający.Wtem głuchy po polu rozległ się tętent, a z przeciwnej strony spieszył jakiś jezdziec cokoń wyskoczy.Oczy maziarza łysnęły nadzieją i radością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl