[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale jeden ciężki kłopot siedział mi przecie na głowie i ustąpić nie chciał, a to owa Seme-nowa tajemnica, owa żelazna sekretna puszka, która już tyle biedy na mnie sprowadziła, apewno jeszcze i sprowadzi, a nie wiem, co z tym począć, bo nosić się z tym gorzej, niż z ka-mienienia u szyi, a pozbyć się tego nie mogę.Gdyby nie to, iż Kozak wyraznie mi mówił, żena tej tajemnicy wszystko zależy, aby wyswobodził swego ojca z niewoli pogańskiej, niewiem; czybym mu był tak statecznie i z narażeniem własnego zdrowia i życia dochowywałprzysięgi.Ale pamiętałem zawsze o tym, że owo obaj z Semenem na jednym wózku siedzi-my, obaj w sercu jedno nosimy, bom przecie i ja także ślubował ojca mojego doszukać siękoniecznie.Tylko co teraz zrobić? Wziąć tego przeklętego olsterka z sobą? chyba nie mogędo Turek, bo kto wie jakie mnie tam nowe przygody czekają, a zostawić? Gdzie? Komu? Agdybym to gdzie i zakopać chciał, już nie mogę, skoro do samego wyjazdu z panem Harbara-szem siedzieć muszę zamknięty.Doczekałem się nareście wieczora.Gdy się już dobrze ściemniło, słyszę klucz w zamku,otwierają się drzwi i wchodzi Woroba.Widzę, że nie taki jako zwykle; czegoś kontent.Przy-niósł mi wieczerzę, a kiedym jeść począł, on nagle machnie ręką, jakby już czemuś koniecbył, jakby coś już zapadło, i mówi: Fok!Popatrzę na niego i śmiać mi się chce, a on także gębę wykrzywił, jakby coś bardzo kwa-śnego albo gorzkiego właśnie co połknął, a to u niego śmiech znaczyło, i rzecze: Fok! Uciekł Fok!I opowiada mi, ale takimi urywanymi słowy, jako to jego zwyczaj był, że trzeba je było pojednemu łapać i zbierać, jak rozsypane paciorki, a potem jedno przy drugim nizać, nim się towszystko w zrozumiałą powieść ułożyło, opowiada mi, że Fok uciekł ze Lwowa, pewnie65 dlatego, żem mu papiery zabrał, z których wynika, iż to on doktora Kurcjusza potajemnie zeświata zgładził, że zaraz nazajutrz po mojej ucieczce pan wójt z przysięgłymi i z pachołkamido niego się wybrał, aby dom cały przeszukać; że rzeczy jakieś po tym weneckim doktorzepoznachodzili, ale samego Foka nie dostali, bo znikł bez śladu, zwietrzywszy, co się święci, iże w końcu jutro dalej szukać będą i kopać w piwnicach, czy trupa gdzie nie znajdą.KiedyWoroba skończył swoją powieść, a raczej kiedym ją z niego słówko po słówku prawie że niewygrzebał, tak to ciężko szło, zabiera się do wyjścia i mówi: O północy przyjdę.Pójdziemy do pana Harbarasza. Woroba  rzekę  wielką mam do was prośbę, siła mi na jednej rzeczy zależy.Chciał-bym koniecznie widzieć jeszcze pana Grygiera Niewczasa, nim pojadę.Muszę przekazaćmatce, co się ze mną dzieje i że w daleki świat idę, a tego inaczej zrobić nie mogę, jeno przezpana Niewczasa, który ma szwagra w Samborze.Nie chciał z razu, ale tak go bardzo o to prosiłem, że w końcu zezwolił.Otworzył mi tylnąbramę od kamienicy, ale samego puścić mnie nie chciał, jeno za mną szedł.Kamienica Kłopo-towska, w której pan Niewczas mieszkał i która była jego własna, znajdowała się, jakom jużdawniej wspominał, tuż koło muru miejskiego, niedaleko rynku.Przesunęliśmy się w ciemno-ści, nikt nas nie poznał, a mało i kto spotkał.Woroba czekał na mnie pod domem, a ja wsze-dłem do środka, bo jeszcze było otwarte.Czeladzi już w warsztacie nie było, siedział tylko panGrygier z Marianeczką przy wieczerzy.Kiedy mnie obaczyli, oboje żywo powstali od stołu, takna mnie patrząc, jakbym owo z tamtego świata wrócił.Pozdrowiłem ich grzecznie i mówię: Panie Grygier, przychodzę się z wami pożegnać i z panną Marianeczką i szczerym ser-cem podziękować, żeście łaskawi na mnie bywali.A proszę was, panie Grygier, i pannę Ma-rianeczkę proszę, abyście nie dali wiary, kiedy zle o mnie mówić będą.Bo ja się do niczegozłego nie znam i Bóg to wie, żem w sumieniu moim nie winowajca.Pan Grygier łyżką po misie dzwonił ze spuszczonymi w dół oczyma, snadz w kłopociebył, co ma rzec na to, a Marianeczka także nic nie mówiła, ale patrzyła mi prosto w oczy,bystro i przenikliwie, jakoby mi wyczytać chciała z oczu i oblicza, jeżeli prawdę mówię.Niespuściłem oczu, bom się nie miał czego wstydzić w duszy, a Marianeczka pyta: A dokąd Bóg prowadzi?. Do Turek z karawaną jadę zaraz o świcie.Zaczęli mnie teraz pytać, a jam, co mógł, to powiadał, a serce mnie bolało, że tym dobrymludziom wszystkiego powiadać nie mogę i kryć się przed nimi muszę z własną prawdą, jakbyto nie była rzecz godziwa i moja, ale kradziona.Przyrzekła mi Marianeczka, jakom ją o toprosił, że przez swego wuja, pana Zybulta, da znać matce do Strzałkowic co się ze mną stało,i że ją pozdrawiam, i proszę, aby się zbytnio nie troskała o mnie, bo mnie Bóg raczy powró-cić z tej drogi, a może i nie samego.Jużem chciał iść, kiedy Marianeczka czekać mi kazałachwilę, a sama wybiegła do drugiej izby.Pan Grygier zaraz też przystąpił do mnie, wziąłmnie za obie ręce, nasrożył wąsa, namarszczył czoła i po staremu woła: Jedziesz do Turek; nic się nie bój, chrrry! Jam pod Chocimem 100 000 Turków widział,chrrry! 1000 armat tam biło, a nie bałem się nic a nic.I byłby pewno dalej tak po rycersku mówił, jako już taka ta jego słabość była, ale Marianeczkawróciła, a on też zaraz przestał.Wyniosła coś Marianeczka z drugiej izby i podając mi, mówi: Niech to Hanuszek zawsze na piersiach nasi, a Panna Zwięta niech go chroni i wraz z oj-cem niech go zdrowo do domu przywiedzie.Był to medalik mosiężny z wizerunkiem Najświętszej Panny Marii na jedwabnym sznu-reczku; wziąłem go wdzięcznym do głębi sercem, a do dziękowania nawet jednego słówkaznalezć nie mogłem od rzewności i radości zarazem, bo mi się tak jedna z drugą zespoliła wduszy, żem jakoby między śmiechem a płaczem wisiał.Nosiłem ten medalik odtąd zawsze,nigdym się z nim nie rozstawał, z nim też umrę i z nim mnie pochowacie.Z ciężkim sercemwróciłem do kamienicy pana Spytka i do mojego schowania, a kiedy Woroba już chciał66 odejść i znowu aż do północy na klucz mnie zamknąć, przychodzi mi nagle myśl do głowypowierzyć się jemu.Mówię tedy: Woroba!Hamał, zamruczawszy po swojemu, zatrzymał się u wyjścia. Woroba! Razu jednego był Kozak.Woroba otworzył na mnie szeroko oczy i mówi: A co to, bajka będzie? Bajka będzie, ale prawdziwa  rzekę  o Kozaku bajka, o prawdziwym, o takim Kozaku,co za Dnieprem, za porohami żyje, z Turkami i Tatarami wojuje, na Czarne Morze się wy-prawia, pogańskie grody i zamki pali.Woroba, który przed chwilą patrzył był na mnie jak na babę przy kądzieli, co dzieciombajki opowiada, i ciągle przy otwartych drzwiach stał, aby wyjść, zawarł teraz drzwi i z cie-kawością przystąpił do mnie bliżej, a nawet latarkę i klucz, które trzymał ciągle w pogoto-wiu, na pakę dużą położył; widocznie, że rad wiedzieć, co to za powieść będzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl