[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Zbadałem ją bardzodokładnie, osłuchałem ze wszystkich stron i faktycznie, sercebiło nieregularnie.– To znaczy? Proszę to sprecyzować, bo mówi pan do laika.Lekarz uśmiechnął się z pobłażliwą wyższością.– Bicie serca było raz gwałtowne, raz przerywane, chwilamiprawie niedosłyszalne.Przyznam, że bardzo się zaniepokoiłem.Spytałem ją nawet, czy nie bierze jakichś specyfików bez mojejwiedzy.Wie pan, kobiety mają nieraz najdziwaczniejszepomysły! Może ktoś jej coś zaproponował jako niegroźnymedykament lub modną używkę… Krótko mówiąc,podejrzewałem, że zaczęła brać morfinę…– Hm – chrząknął Zaif.Jezierski spojrzał na niego przelotniei obaj widać porozumieli się bez słów, bo młody doktornatychmiast zamilkł.– I co dalej, doktorze? – zapytał agent, starając się, by jegogłos wyrażał maksymalne zaciekawienie.Przysunął się przy tymbliżej rozmówcy, by zasłonić mu Zaifa.Takie zainteresowanieze strony ważnej osobistości, drugiej po gubernatorze, jakpowiadają, lekarz odebrał jako wyróżnienie.Wszak nie od dziświadomo, że bez policji żadna władza sobie nie poradzi.Takniezwykle mu to pochlebiło, że od razu zapomniał o koledze pofachu i wrócił do opowiadania.Zaif tymczasem spojrzał ze współczuciem na młodegopolicjanta, który zmagał się z potokiem słów, jaki wyrzucałz siebie lekarz.Podszedł do niego i zajrzał mu przez ramię.– Nie notuj, chłopcze, wszystkiego, co mówi doktor – szepnąłZaif – bo większość to czcza paplanina.Posłuchaj chwilę i notujw punktach same fakty, nawet nie zdania.Jeśli jeszcze dziśweźmiesz się za pisanie raportu, to wiele rzeczy przypomni cisię od razu.Napisz lepiej „wezwanie dr, serce” zamiast tegodługiego zdania.Ja tymczasem trochę się tu rozejrzę.Poraj uśmiechnął się do niego z wdzięcznością, ale nieodważył się odezwać, by nie uronić ani słowa z toczącej się obokrozmowy.Młody lekarz przystąpił do ostrożnych oględzin całegopokoju, niektóre przedmioty podnosił przez chusteczkę, by mócim się lepiej przyjrzeć, inne dotykał ołówkiem.Zanim uczyniłkolejny krok, dokładnie sprawdzał podłogę pod stopami, byczegoś nie nadepnąć lub nie przesunąć.W końcu skupił się nazwłokach.Wyjął notes i zaczął w nim coś szkicować, a potemzapisywać.Zachowywał się tak cicho, że jego poczynań niedostrzegł nikt poza agentem, który się jednak z niczym niezdradził, starając się wyglądać jak wcielenie uwagi.Spijałniemal słowa z ust Wilczewskiego.Z ich zalewu radca staranniewyłuskiwał fakty.Wynikało z nich, że wdowa nie zawarłażadnych nowych znajomości na gruncie towarzyskim, zarzekałasię też na wszystkie świętości, że nie bierze do ust niczego, conie było zaordynowane przez kochanego doktoraWilczewskiego.Że owszem, miała ofertę od jakiegoś bogategoosobnika, który szukał pamiątek po masonach i chciał zawielkie pieniądze odkupić od niej wszystko, co po nich zostało,lecz ona nie słyszała o niczym takim, o czym ze szczerym żalemniedoszłego kupca jasno poinformowała.Kupiec pojechał zatem dalej w świat, szukać farmazońskichpamiątek, a jej się wtedy przypomniał stary kufer na strychu,który przecież mógł należeć do masonów.Zaprosiła więc radcęprawnego, przyjaciela jeszcze jej męża nieboszczyka, któryznany byłz zamiłowania do różnych osobliwościi starożytności, w tym i farmazońskich, by przejrzał jej rupieciena strychu, w tym i kufer.Ów zaś wziął nawet ze sobąbibliotekarza czy sekretarza, kto go tam wie, zatrudnionego odniedawna do porządkowania prywatnych zbiorów, ale nic nieznaleźli.Wedle słów wdowy radca orzekł, że po masonach nicnie zostało, ale kufer i parę książek chętnie od niej odkupi, bolubi kolekcjonować takie starocie.Zanim jednak doszło dotransakcji, ktoś się na strych włamał.Już miała zgłosić to napolicję, ale okazało się, że nic nie zginęło, przynajmniej nicwartościowego, więc potwierdziła Garszyńskiemu termintransakcji, co wypadało akurat w ten dzień, kiedy wdowa po razpierwszy zachorowała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]