[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kierowca forda drzemał przy stoliku w kącie.Wynikało z tego, że rosły mężczyzna w eleganckiej, tweedowej marynarce grający sobie w bilard, był właścicielem cadillaca, i najprawdopodobniej osobą, z którą doktor miał się spotkać.Springer podszedł do niego i wyciągnął rękę.- Tajemniczy nieznajomy, jeśli się nie mylę?Przybysz odłożył kij, wyszczerzył w szybkim uśmiechu garnitur białych zębów i ścisnął mocno rękę doktora.- Przepraszam za ten dziwny sposób zaanonsowania mojego przyjazdu.Chciałbym, żeby moja wizyta w Hudson City pozostała między nami i naszą wspólną znajomą.Nazywam się Frank Bissel.- Przeczuwałem, że będzie pan psychiatrą leczącym "nawróconych".Czytałem o panu w "Time".- Przesadzili tam, zapewniam pana.- Czy Ellen pana wynajęła?- Nie.Rozpoznała mnie w motelu.Zaczęliśmy rozmawiać.Opowiedziała mi o panu i doszedłem do wniosku, że dobrze będzie się z panem skontaktować.Miło mi, że przyszedł pan się ze mną spotkać.Bissel miał około pięćdziesiątki, rzedniejące czarne włosy i miłe, brązowe oczy, które czyniły jego wyrazistą twarz łagodniejszą.Wyglądał jak były zawodnik futbolu amerykańskiego.- Wybrał pan dobre miejsce na spotkanie - stwierdził Springer.Bissel rozejrzał się po słabo oświetlonej sali - sufit był z korkowych płytek, ściany pokrywała plastikowa wykładzina, a na podłodze leżało popękane linoleum, wytarte aż do drewna dookoła obrzeża stołu.- Wyobrażam sobie, że ludzie w tej okolicy piją u siebie w domu.Doktor zachichotał:- W piątek wieczorem mają tu całkiem niezłe walki.- To nie są walki - powiedział Bissel - tylko ucieczka od codzienności.Czy mogę postawić panu drinka?Wyszukali parę stołków, które wydawały się czyściejsze i mniej chybotliwe niż reszta, i usiedli.Henry przyczłapał z kuchni.Był nie ogolony, na nogach miał ranne pantofle.- Cześć, doktorze.- Cześć, Henry.Jak tam interes? Henry wzruszył ramionami.- Może poprosimy dwa razy Depth Charges? - Zapytał Bissel.Henry przesunął zdumionym spojrzeniem po skąpo zastawionej półce.- Nigdy nie słyszałem o czymś takim.- To nic - uspokoił go Bissel.- Niech pan zacznie od dużego kufla piwa.- Genny? - spytał Henry.Tym razem Bissel wyglądał niepewnie.- Genesee - wyjaśnił Springer.- Miejscowy browar.Bardzo dobre.- Trzymam pana za słowo.Henry otworzył dwie butelki i nalał piwo do kufli, po czym wytarł ręce w szary fartuch.- A teraz - powiedział Bissel - dwie porcje najgorszej żytniówki, jaką pan ma.- Mam Seagrams.- Niech pan ją zachowa na piątek.Ta będzie dobra; w szklaneczkach.Teraz proszę się przyglądać.Bissel wpuścił pełną szklaneczkę do piwa; zatonęła, i wylądowała pionowo na dnie kufla.To samo zrobił ze szklanką Springera.- Jest pan gotów?- Żartuje pan.- Są sprawy, na temat których mężczyzna nie żartuje.Proszę uważać na zęby i nie połknąć szkła.Bissel Wyżłopał cały kufel i chwycił ustami wypadającą szklaneczkę.Usiadł z powrotem, wytarł usta i spytał:- Zamierza pan wchłonąć swojego drinka przez osmozę?- Ja zawsze sączę sobie po łyku.- Jeśli pije pan po łyku, to nie działa w ten sam sposób.Widzi pan, wysokoprocentowy alkohol jest cięższy niż piwo i.- Uczyli mnie tego na chemii organicznej.- No więc?- No więc popijam po łyku.Na zdrowie - Alan pociągnął łyk.- To jest drink hutników z Pensylwanii.- Będę o tym pamiętał, jeśli zmienię zawód.Bissel roześmiał się.- Jeszcze jedno piwo, Henry, bez gorzały.- Jakie?- Zwykłe Genny.Springer poczekał, aż Henry odejdzie do kuchni.- Co miał pan na myśli mówiąc, że dobrze będzie się ze mną skontaktować?Bissel rzucił spojrzenie w stronę kuchni, potem zerknął na śpiącego w rogu człowieka.- Przepraszam.Wstał i wrzucił całą garść monet do czerwono-zielonej szafy grającej, która stała przy ścianie naprzeciwko.Rozległ się głos Arlo Guthriego śpiewającego "The City of New Orleans".Bissel wrócił do baru.- Oczywiście, jestem tu w interesach.Mam kontrakt na znalezienie, wydostanie i doprowadzenie do ładu psychicznego syna szychy z branży samochodowej z Detroit.Myślę, że mają go tutaj.Jest mnóstwo rzeczy, których chciałbym się od pana dowiedzieć o tej okolicy.Ellen mówiła, że pan się tutaj urodził.- Czy Ellen obiecała panu moją pomoc?- Powiedziała, że pan jej współczuł z powodu siostry.Springer wtopił wzrok w twarz Bissela, aż przyciągnął jego spojrzenie.- Nie jestem wcale pewny, czy aprobuję pańską pracę, panie Bissel.A jeśli już mowa o Ellen, to sam pan ją widział.Każdy by jej współczuł.Bissel uśmiechnął się.- Z pewnością
[ Pobierz całość w formacie PDF ]