[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Złapane w pułapkę delfiny wpadają w panikę.Niektóre wplątują się w sieci i toną albo doznają dotkliwych obrażeń.Tracą płetwy i dzioby, co prowadzi do ich powolnej śmierci w męczarniach.Delfiny, które wyjdą cało z tej opresji, są często miażdżone na śmierć przez maszyny wciągające sieci na pokład.Zwierzęta, które unikną i tego, narażone są na złośliwe ciosy i giną zakłute nożem, a ich ciała wyrzucane są do wody.Jeśli jakiś członek stada zdoła uciec z sieci, może przechodzić podobne tortury parę razy dziennie.Jest to naprawdę potworny widok.Młode oddziela się od matek, rozbijane są rodziny.Delfinom, które wychodzą z tego cało, pozostają niewyobrażalne urazy.Od początku lat sześćdziesiątych poławiacze tuńczyków zabili około 7 milionów delfinów tylko w strefie tropikalnej wschodniego Pacyfiku.W Japonii wyniszczono 70 procent populacji morświnów Dalia i obecnie grozi im wymarcie.Morświny Dalia zabijane są dla ich mięsa, które w japońskich restauracjach zastępuje mięso wielorybów.Agencja Ochrony Środowiska „Dolphin Friends" (Przyjaciele Delfina) nakręciła o tym film, pokazywany w stacji ITN w Anglii.Organizacja ta sporządziła również raport zatytułowany „Ogólnoświatowa wojna z waleniami".Wielkie ilości delfinów giną co roku w wodach przybrzeżnych, a dziesiątki tysięcy są zabijane na pływających przetwórniach ryb.Ocenia się, że w samych tylko wodach przybrzeżnych Japończycy zabili, co najmniej 70 tysięcy morświnów i delfinów w okresie od 1988 do 1990 roku.Prawdziwe liczby są prawdopodobnie dużo wyższe.Na posiedzeniu Międzynarodowej Komisji Wielorybniczej w Holandii w 1990 roku 15 krajów stanowiących większość głosowało za wystosowaniem do Japonii prośby o znaczne ograniczenie ilości zabijanych morświnów Dalia.Rzezi dokonuje się na taką skalę, że prześladowcy muszą już polować na pojedyncze sztuki.Szacowano, że w japońskich wodach przybrzeżnych żyło 130 tysięcy morświnów Dalia, ale w samym 1989 roku zabito ich 39 tysięcy.Stosuje się barbarzyńskie metody.Japońscy rybacy czekają, aż przyjazny morświn podpłynie do łodzi, a wtedy przebijają go harpunami.Ofiarę przywiązują do łodzi i pozwalają, by miotała się godzinami, aż sama utonie.Wtedy ciało wciąga się na pokład, patroszy, a potem sprzedaje jako mięso wieloryba.Na Tajwanie niezliczone tysiące delfinów giną w dryfujących sieciach, nazywanych „ścianami śmierci".Osiągają one długość do 40 mil i wiszą w morzu jak gigantyczne zasłony.Łapie się w nie każde stworzenie zbyt duże, by mogło przecisnąć się przez drobną siatkę.Echosonda delfina nie może wykryć tych sieci, bo są zbyt cienkie.Tajwańskie delfiny dzielą, więc los swych pobratymców ginących w niewodach i włókach.Delfiny na Tajwanie poławiane są także dla celów wojskowych, naukowych i na potrzeby delfinariów.Rybacy łapią zwierzęta w sieci, upychają na otwartych platformach, trzymają w zanieczyszczonych przystaniach, a następnie transportują lekkimi samolotami.Na każdym etapie delfiny umierają.Żaden nie przeżył podróży do Europy.Obrońcy środowiska i turyści płacą nawet do 1500 funtów za jednego uwolnionego delfina, jest to, więc całkiem niezły interes.Rząd tajwański wprowadził prawa chroniące wszystkie gatunki delfinów, oprócz butelkonosych i dalekowschodnich, których nie uważa się za gatunki zagrożone.Rybacy schwytani na połowie bądź zabijaniu chronionych zwierząt mogą być ukarani trzyletnim więzieniem i grzywną w wysokości do 700 funtów.Jest to krok w dobrym kierunku, ale ochroną powinny być objęte wszystkie gatunki, a poza tym grzywna jest za mała w porównaniu z zyskami czerpanymi z handlu delfinami.Legislacja nie zajmuje się ponadto kwestiami łapania ryb w niewody czy też zatrucia środowiska.W Meksyku połowy tuńczyków przynoszą corocznie śmierć, co najmniej 40 tysiącom delfinów.Tropikalny region wschodniego Pacyfiku jest miejscem licznego występowania tuńczyka żółtopłetwego, a ponieważ pływają one pod stadami delfinów, sieci są zarzucane wokół nich tak, jak to opisano powyżej.Na północnym Pacyfiku w obciążonych sieciach nylonowych, zastawianych na tuńczyki i kałamarnice ginie, co roku dwa miliony delfinów, morświnów, młodych wielorybów i ptaków morskich.Japończycy zapuszczają łącznie 20 tysięcy mil morskich sieci (pojedyncza sieć ma 50 kilometrów długości) -co wystarczyłoby, żeby owinąć całą Ziemię.W 1989 pewne przedsiębiorstwo japońskie przetestowało 12-kilometrowy niewód i znalazło w nim jednego dużego wieloryba, 10 mniejszych, 97 delfinów i 10 żółwi morskich.Tuńczyków, które były celem połowu, naliczono 1000.Tak, więc na każde 10 złapanych tuńczyków ginie jeden delfin; na każde 100 tuńczyków ginie jeden wieloryb.W Peru, jak wskazują dane zebrane przez „Przyjaciół Delfina", co roku ginie do 50 tysięcy delfinów w sieciach specjalnie na nie zastawianych.Film nakręcony przez tę organizację z peruwiańskiej łodzi rybackiej został pokazany na całym świecie.Wokół Wysp Faroe, stanowiących protektorat duński, wymordowano w latach 1980-1990 ponad 2000 wielorybów-przewodników.Podczas posiedzenia Międzynarodowej Komisji Wielorybniczej Dania była jedynym krajem głosującym przeciw uchwale o ochronie morświna Dalia.Francja i Włochy stosują niewody o długości do 9 kilometrów na Morzu Śródziemnym i Atlantyku.Powszechną praktyką wśród miejscowych rybaków jest obcinanie delfinom ogona po to, by jego krzyki odstraszyły pobratymców ze stada.Śmierć jest powolną męczarnią.Organizacja Narodów Zjednoczonych wydała dekret stanowiący, że używanie wszelkich niewodów powinno być zakazane przed upływem 1992 roku.Podejrzewa się jednak, że załogi z południowego Pacyfiku przemieszczą się po prostu na północ i będą dalej prowadzić śmiercionośne polowy.Połowów na dużą skalę przy użyciu niewodów zakazano w promieniu 1400 kilometrów od wybrzeży Stanów Zjednoczonych.Wielki wpływ na polowy tuńczyka wywarła odwaga i niestrudzony upór jednego człowieka.Sam LaBudde naukowo zajmuje się biologią, pracował dla Agencji Rybołówstwa Morskiego rządu amerykańskiego, a obecnie jest zatrudniony w instytucie Earth Island w Kalifornii.Instytut dysponował wiedzą na temat tego, jak wyglądają połowy tuńczyka, ale potrzebował dowodów.Sam LaBudde zaryzykował, więc własnym życiem i zatrudnił się jako kucharz na panamskim kutrze rybackim „Marie Luisa".Zdobył zaufanie załogi mówiąc, że kamera wideo to prezent od ojca, i filmował wszystko, co działo się podczas jego pobytu na statku, włącznie z rzezią delfinów schwytanych w sieci.Po czterech miesiącach spędzonych na morzu Sam LaBudde miał w schowku pięciogodzinne nagranie na taśmie wideo.Gdy opuścił statek, zmontowano z tego materiału 11 minut wstrząsającego filmu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]