[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cześć - powiedział Cedric, rozglądając się dookołaWszyscy odpowiedzieli „cześć” oprócz Freda i Georga, którzy ledwo skinęli głową.Jeszcze nie wybaczyli Cedricowi, że jego drużyna pobiła Gryffindor w ich pierwszym meczu poprzedniego roku.- Daleko mieliście? - zapytał tata Cedrica.- Nie za bardzo - odparł pan Weasley - Mieszkamy po drugiej stronie tamtej wioski.a wy?- Musieliśmy wstać o drugiej, co Ced? Mówię wam, odetchnę, kiedy wreszcie zda swój egzamin z teleportacji.Na razie.ale ja się nie skarżę.Puchar Świata Quidditcha.nie przegapiłbym nawet za sakiewkę galeonów - a bilety kosztowały coś koło tego.Sorry, chyba coś przeoczyłem.- Amos Diggory przejechał wzrokiem po trzech Weasleyach, Harrym, Hermionie i Ginny.- Czy to wszystko twoje, Artur?- Och, nie, tylko te rude.- powiedział pan Weasley, wskazując na swoje dzieci.- To jest Hermiona, przyjaciółka Rona - i Harry, kolejny przyjaciel.- Na brodę Merlina! - zawołał Amos Diggory, a jego źrenice momentalnie się rozszerzyły - Harry? Harry Potter?- Ee.no tak.- powiedział Harry.Harry zdążył się już przyzwyczaić do ludzi przyglądających mu się ciekawie przy pierwszym spotkaniu i do spojrzeń rzucanych ukratkiem na jego bliznę w kształcie błyskawicy na czole, ale to zawsze sprawiało, że czuł się niezręcznie.- Ced oczywiście opowiadał mi o tobie, powiedział Amos Diggory.Mówił, że graliście przeciwko sobie w zeszłym roku.Powtarzałem mu, mówiłem - Ced, to jest coś, co będziesz opowiadał swoim wnukom, o tak - pokonałeś Harrego Pottera!Harry nie mógł znaleźć na to żadnej riposty, więc pozostał cicho.Fred i George zaczęli znowu chmurzyć miny.Cedric wyglądał na lekko zdenerwowanego.- Harry spadł z miotły, tato - mruknął - mówiłem ci, to był wypadek.- Tak, ale TY nie spadłeś, czy tak? - ryknął Amos z tryumfem, waląc syna w plecy - Zawsze grzeczny, zawsze gentelmen.ale wygrał najlepszy, jestem pewny, że Harry powie to samo, nie? Jeden spada z miotły, drugi nie, nie trzeba być geniuszem, żeby powiedzieć, który z nich lepiej lata! (od red.musiał być polskiego pochodzenia)- Musi być już prawie czas - szybko przerwał pan Weasley, znowu wyciągając zegarek - Nie wiesz może, czy czekamy jeszcze na kogoś?- Nie, Lovegoodsowie są już tam od tygodnia, a Fawcetowie nie mogli dostać biletów.- odparł pan Diggory - Nie ma już więcej nas w okolicy?- Nikogo, o kim bym wiedział.Tak, jeszcze minuta.Lepiej się przygotujmy.Spojrzał na Harrego i Hermionę.Musicie tylko dotknąć transferoplana, palec wystarczy.Z trudem, spowodowanym głównie wypchanymi plecakami, cała dziewiątka zebrała się wokół kalosza trzymanego przez Amosa Diggoriego.Wszyscy stali w ciasnym kole.Nikt nic nie mówił.Nagle dotarło do Harrego, jak dziwnie musiałoby to wyglądać dla przechodzącego tamtędy Mugola.dziewięcioro ludzi, w tym dwóch dorosłych mężczyzn, stojących na wzgórzu jeszcze przed świtem i trzymających starego buta.- Trzy.- mruczał pan Weasley, jednym okiem zerkając na zegarek - dwa.jeden.To stało się nagle: Harry poczuł, jakby coś gwałtownie pociągnęło go do przodu.Stopy oderwały się od ziemi; poczuł Rona i Hermionę, po obu jego stronach, ich ramiona ocierające się o jego; wszyscy lecieli z wielką szybkością w dziurę wiatru i mieniących się barw.Jego palec wskazujący był jakby przyklejony do kalosza, a jakaś magnetyczna siła popychała ich naprzód i nagle, stopy znowu poczuły ziemię pod nogami.Ron wpadł na niego i przewrócił się.transferoplan upadł obok nich z ciężkim pacnięciem.Harry odwrócił się.Tylko pan Weasley, Amos Diggory i Cedric stali, choć wyglądali na nieco skołowanych, wszyscy inni leżeli wokół na ziemi.- Piąta siedem ze Wzgórza Łasicy! - zawołał głos ponad nimi.Rozdział siódmyBagman i CrouchHarry wygrzebał się spod Rona i wstał.Znaleźli się na czymś, co przypominało rozległy, opuszczony step.Przed nimi stała para zmęczonych, gburowato wyglądających czarodziejów, jeden z nich trzymał duży, złoty zegarek, drugi grubą rolkę pergaminu i pióro.Obaj byli ubrani jak Mugole, choć zupełnie bez znajomości rzeczy.Człowiek z zegarkiem nosił tweedowy surdut i wysokie glany; jego kolega miał na sobie kilt i poncho.- Dzień dobry, Basil - przywitał ich pan Weasley, podnosząc kalosza i podając go czarodziejowi w poncho, który wrzucił go do dużego pudła ze zużytymi transferoplanami.Harry zauważył starą gazetę, pustą puszkę po napojach i sflaczałą piłkę.- Cześć Artur - odpowiedział ponuro Basil - Nie na służbie, co? Niektórym się należy.Jesteśmy tu już całą noc.Lepiej zejdźcie z drogi, mamy tu dużą grupę z Czarnego Lasu o piątej piętnaście.i zostańcie jeszcze chwilę, sprawdzę waszą rezerwację.Weasley.Weasley [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl