[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli nawet było to dziwne, stanowiło tylko część dziwności, jaka cechowała to miejsce i jego,Geda, w nim obecność.Umysł czarnoksiężnika wciąż chyba nie był całkiem jasny.Ged niepotrafił widzieć rzeczy zwyczajnie.Znalazł się w tej warownej wieży przypadkiem, a jednak wprzypadku była jakaś celowość; albo też dostał się tu celowo, a mimo to cała celowość objawiłasię jedynie dzięki przypadkowi.Wybrał się był w drogę na Północ; nieznajomy w Orrimyporadził mu szukać tu pomocy; czekał na niego osskilski statek; za przewodnika posłużył Skiorh.Jak wiele z tego było dziełem cienia, który Geda ścigał? A może nic tu nie było dziełem cienia;może obaj, Ged i jego prześladowca, zostali tu przyciągnięci przez jakąś inną moc, może Gedszedł za tą przynętą, a cień szedł za nim i zawładnął Skiorhem, czyniąc zeń swoją broń, kiedynadeszła właściwa chwila? Musiało tak być, bowiem z pewnością cień, jak powiedziała Serret,nie miał dostępu do Dworu Terrenon.Ged nie czuł żadnej oznaki ani grozby jego przyczajonejobecności, odkąd obudził się w tej wieży.Ale co w takim razie przywiodło go tutaj? Nie było tobowiem miejsce, do którego trafia się przez przypadek; Ged zaczynał to rozumieć mimo całejospałości swych myśli.%7ładen inny przybysz nie podchodził do tych bram.Wieża stała napustkowiu, odosobniona, zwrócona tyłem ku drodze prowadzącej do Neshum, które byłonajbliżej położonym miastem.Nikt nie przybywał do warowni, nikt jej nie opuszczał.Jej oknaspoglądały z góry na pustkowie.Z owych okien wyglądał Ged, gdy spędzał samotnie dzień po dniu w swojej komnacie uszczytu wieży, otępiały, przybity i zziębnięty.W wieży było wciąż zimno mimo wielu dywanów,gobelinowych obić, bogatych okryć futrzanych i szerokich marmurowych kominków.Było tozimno przenikające do kości, do szpiku, zimno, którego nie można się było pozbyć.A i w sercuGeda zagniezdził się zimny wstyd i nie dawał się usunąć, gdy młodzieniec myślał wciąż o tym,jak zmierzył się ze swym wrogiem, poniósł porażkę i uciekł.W jego myślach zbierali sięwszyscy Mistrzowie z Roke.z chmurnym Arcymagiem Gensherem pośrodku, byli też z nimiNemmerle i Ogion, i nawet czarownica, która nauczyła Geda pierwszego zaklęcia: wszyscywpatrywali się w niego, a on wiedział, że zawiódł ich zaufanie.Usprawiedliwiał się, mówjąc: Gdybym wtedy nie uciekł, cień wziąłby mnie w posiadanie; miał już całą siłę Skiorha i częśćmojej, nie mogłem go więc pokonać: cień znał moje imię.Musiałem uciekać.Gebbethczarnoksiężnik byłby straszną siłą wywołującą zło i zniszczenie.Musiałem uciekać".Ale nikt ztych, którzy słuchali w jego myślach, nie odpowiadał.Ged Wpatrywał się w śnieg, rzadki inieustanny, padający nad widoczną z okna pustą okolicą, i czuł, jak rośnie w nim ospałe zimno,aż edawało mu się, że poza czymś w rodzaju znużenia nie pozostało w nim żadne uczucie.Tak przeżył wiele dni, w poczuciu własnego nieszczęścia unikając ludzi.Kiedy wreszciewyszedł ze swej komnaty i zjawił się na dole, był milczący i skrępowany.Piękność Pani Zamkuprzyprawiała go o zmieszanie, a w tym bogatym, zadbanym, uporządkowanym, dziwnym dworzeczuł się z krwi i kości wiejskim pastuchem.Zostawiano go w spokoju, kiedy chciał być sam, a kiedy nie mógł już znieść rozmyślań iwpatrywania się w padający śnieg, Serret spotykała się z nim często w jednej z półkolistych sal,obwieszonej gobelinami i oświetlonej ogniem z kominka, na niższym piętrze wieży, i tamrozmawiali.Nie było wesołości w Pani Zamku; nigdy nie śmiała się, choć często się uśmiechała;a jednak umiała sprawić niemalże jednym uśmiechem, że Ged pozbywał się skrępowania.W jejtowarzystwie zaczynał zapominać o swej sztywności i swoje hańbie.Niebawem zaczęli spotykaćsię codziennie, aby długo, spokojnie i leniwie rozmawiać przy kominku albo pod oknem którejśz wysokich komnat wieży, z dala od służek, które zawsze dotrzymywały Serret towarzystwa.Stary władca przebywał na ogół w swych własnych komnatach, wychodząc z nich tylko rano;spacerował wtedy tam i z powrotem po zaśnieżonych wewnętrznych podwórcach warownegozamku, jak stary czarownik, który spędził całą noc na przygotowywaniu uroków.Gdy wraz zGedem i Serret jadł wieczerzę, siedział w milczeniu, ogarniając czasem swą młodą żonęzimnym, zawistnym spojrzeniem.Wtedy Ged współczuł jej.Była jak zamknięta w klatce białałania, jak biały ptak o podciętych skrzydłach, Jak srebrny pierścień na palcu starca.Była jedną zkosztowności w skarbcu Bendereska.Gdy Pan Zamku ich opuszczał, Ged zostawał z nią,próbując dodać Serret otuchy w jej osamotnieniu, podobnie jak ona dodawała otuchy jemu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]