[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W wiosce zjawił się Promień, inny znachor.Bywał tu już przedtem.Według mnie niewiele z niego pożytku.Dwa lata temu nie pomógł krowie z zapaleniem wymienia i założę się, że jego maści to zwykły smalec.Powiedział Otakowi, że odbiera mu pracę.Pewnie Otak odrzekł mu coś niegrzecznie, od słowa do słowa stracili cierpliwość i może użyli czarnych zaklęć.Przynajmniej Otak.Wcale jednak nie skrzywdził Promienia.Sam upadł na ziemię.Teraz niczego nie pamięta, a Promień odszedł stąd bez szwanku.Ludzie mówią, że wszystkie dotknięte przez Otaka zwierzęta są silne i zdrowe.Spędził na pastwiskach dziesięć dni, na wietrze i deszczu uzdrawiając krowy.I wiesz, jaką dostał zapłatę? Sześć miedziaków.Czy to dziwne, że się rozzłościł? Nie twierdzę jednak.- Ugryzła się w język i podjęła spokojniej: - Nie twierdzę, że czasami nie bywa dziwny.Tak jak wiedźmy i czarodzieje.Może tak być musi? W końcu mają do czynienia z różnymi mocami, ze złem.Lecz to uczciwy człowiek, uprzejmy.- Dobrodziejko, czy mógłbym opowiedzieć ci pewną historię? - spytał Jastrząb.- Jesteś bajarzem? Czemu od razu o tym nie wspomniałeś? Tym się zajmujesz? Zastanawiałam się, czemu podróżujesz w środku zimy.Sądząc po koniu, uznałam, że musisz być kupcem.Opowiesz coś? Ogromnie mnie tym uradujesz.Im dłuższa historia, tym lepiej.Najpierw jednak zjedz zupę i pozwól, że usiądę.- Nie jestem prawdziwym bajarzem, dobrodziejko - odparł z miłym uśmiechem - ale mam dla ciebie historię.Kiedy już zjadł zupę, a ona usiadła z robótką w ręku, zaczął opowiadać:- Na Morzu Najgłębszym, na Wyspie Mędrców, Roke, gdzie naucza się wszelkiej magii, żyje dziewięciu mistrzów.Dar z błogim uśmiechem zamknęła oczy, słuchając słów Jastrzębia.Wymienił wszystkich Mistrzów: Sztuk i Ziół, Wzorów i Przywołań, Wiatrów i Pieśni, Imion i Przemian.- Przemiany i przywołania to niebezpieczne sztuki.Przemianę bądź transformację może zdarzyło ci się oglądać, dobrodziejko.Nawet zwykły czarownik umie tworzyć iluzje, zmieniać jedną rzecz w inną i przyjmować z pozoru obcą postać.Widziałaś to?- Tylko o tym słyszałam - szepnęła.- A czasami wiedźmy i czarownicy mówią, że potrafią przywołać zmarłych.Może dziecko opłakiwane przez rodziców.W ciemności chaty wiedźmy słyszą jego płacz bądź śmiech.Skinęła głową.- To też jedynie zaklęcia iluzji, złudzenia.Istnieją jednak prawdziwe przemiany i prawdziwe przywołania.Pomyśl, co za pokusa dla czarnoksiężnika.Cudownie jest latać na skrzydłach sokoła, dobrodziejko, i oglądać ziemię w dole sokolimi oczami.A przywoływanie, nazywanie prawdziwym imieniem, to wielka moc.Poznać prawdziwe imię znaczy zdobyć władzę.Wiesz o tym, dobrodziejko.I sztuka przywołań sprowadza się właśnie do tego.Cudownie jest móc przywołać obrazy i duchy dawno zmarłych, ujrzeć urodę Elfarran w sadach Solei, taką jaką widział ją Morred, gdy świat był jeszcze młody.Jastrząb zniżył głos, mówił cicho, z powagą.- Wracajmy do opowieści.Ponad czterdzieści lat temu na wyspie Ark, bogatej wyspie na Morzu Najgłębszym, na południowy wschód od Semel, urodził się chłopiec, syn służącego w domostwie władcy Ark.Nie należał do biedoty, lecz nikogo specjalnie nie obchodził.Jego rodzice zmarli młodo, toteż nikt nie zwracał uwagi na chłopca, póki nie objawił swych zdolności.Był niesamowity.Miał moc.Jednym słowem potrafił rozpalić bądź zgasić ogień, sprawić, że garnki i patelnie fruwały w powietrzu.Umiał zamienić mysz w gołębia i nakazać jej fruwać po wielkiej kuchni władcy Ark.A przerażony bądź rozgniewany, krzywdził innych.Kucharza, który znęcał się nad nim, oblał wrzątkiem, odwracając kocioł.- Litości! - szepnęła Dar.Odkąd rozpoczął opowieść, nawet nie sięgnęła po igłę.- Był tylko dzieckiem, a czarnoksiężników władcy trudno nazwać mędrcami, bo wobec chłopca brakło im mądrości i wyrozumiałości.Może się go bali.Skrępowali mu ręce i zakneblowali usta, by nie mógł rzucać zaklęć.Zamknęli go w piwnicy, w kamiennej celi.W końcu uznali, że został poskromiony.Wówczas odesłali go do stajni wielkiego gospodarstwa, świetnie sobie bowiem radził ze zwierzętami i uspokajał się w towarzystwie koni.Chłopak jednak pokłócił się ze stajennym i zamienił biedaka w kupę gnoju.Czarnoksiężnicy zmienili ją z powrotem w stajennego, ponownie związali chłopca, zakneblowali i wsadzili na statek płynący na Roke.Uznali, że może tamtejsi mistrzowie zdołają go poskromić.- Biedne dziecko - westchnęła.- Istotnie, bo marynarze też się go bali i nie rozwiązywali całą drogę.Gdy chłopak stanął przed Wielkim Domem na Roke, Odźwierny rozwiązał mu ręce i uwolnił język.Dzieciak zaś od razu wywrócił długi stół w jadalni do góry nogami, skwasił piwo, a ucznia, który próbował go powstrzymać, zamienił w świnię.W osobach mistrzów spotkał jednak godnych przeciwników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]