[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba słuchać rozsądku, inaczej może się to zle skoń-czyć. Ty też tak sądzisz?Tiril westchnęła. Nie wiem, Móri.Wiem jedynie, że bardzo lubię Erlinga. No, to wszystko w porządku.Czyż nie była to zachęcająca odpowiedz? Tylko dlaczego poczuła się nagleodepchnięta?Taka biedna, taka.samotna?Tej nocy przestało im dopisywać szczęście. Lato było ciepłe, nie musieli więc rozpalać ognia, aby się ogrzać.Nocebyły też stosunkowo jasne.Rozbili obóz na porośniętej miękką trawą płaskiejczęści zbocza.Nawet tutaj Erling upierał się na oddzielaniu damskiej części obozowiska odmęskiej.Wiedział wprawdzie, że Tiril nocowała razem z Mórim w magazynieportowym, lecz Móri był wtedy bardzo chory i nie stanowił żadnego zagrożenia.Nigdy zresztą nie uważał, by Tiril coś z jego strony groziło.Osoba taka jak Mórinikomu nie kojarzyła się z erotyzmem.Nie miał pojęcia o ich noclegach na Islandii, o tym, jak blisko siebie wówczasbyli, a już na pewno nie o cielesnej bliskości.Nie spodobałoby się to Erlingowi.Koniec końców, Tiril musiała sypiać teraz osobno, mając do towarzystwai ochrony jedynie Nera.Pospali może godzinę, gdy nagle z gardła psa dobyło się głębokie, przytłu-mione warczenie.Tiril natychmiast usiadła, co rzecz jasna skłoniło Nera do jeszcze większejczujności.Jak szalony zaczął ujadać, wskazując na rosnące nie opodal zarośla.Mężczyzni zaraz poderwali się na równe nogi. Co się stało, Tiril? ściszonym głosem zawołał Erling. Nie wiem odparła niepewnie. Nero coś usłyszał.Widzieli, że pies stoi zwrócony w stronę lasu.Erling przy koniach już szukał swego pistoletu. Kto tu jest? zawołał.Nie było odpowiedzi. Prawdopodobnie tylko lis stwierdził Móri. Nie zaprotestowała Tiril. Nero inaczej reaguje na mniejsze zwierzęta.I na drapieżniki.Albo był to łoś, albo człowiek.Zarośla jałowca na tle trawiastego zbocza wydawały się całkiem czarne.Niebona wschodzie szarzało, rysowały się na nim ciemne sylwetki koni.Erling znalazł pistolet, lecz nie wiedział, gdzie szukać prochu.146 Nie mamy czasu do stracenia mruknął. Będę musiał ich postraszyćnie naładowaną bronią.Wraz z Mórim poszli do Nera, który wciąż stał zwrócony w stronę zagajnika.W następnej chwili Tiril poczuła wciskający jej się do ust knebel.Ramionawygięto jej na plecy.Napastnicy widocznie przekradli się bokiem i zaatakowali jąod tyłu.Poczuła, że ktoś ją podnosi i taszczy przez równinę do lasu.Przekonanie, żeczłowiek, któremu usta zatka się szmatą, nie może wydobyć z siebie żadnegodzwięku, jest całkiem błędne.Tiril wydała przez nos krzyk ostrzeżenia wpraw-dzie zduszony, lecz dość głośny.Zorientowała się, że nadbiega Nero wraz z Erlingiem i Mórim, a jednocześniezbir, który ją niósł, szepnął: Strzelaj, do diabła, strzelaj do nich i do psa!Och, nie, pomyślała Tiril.Nie wolno strzelać do Nera, on nic z tego nie rozu-mie!Usłyszała jednak, że Móri przywołuje psa do nogi.Udało mu się przytrzymaćrozwścieczone zwierzę za obrożę.Dzięki Bogu, mówiła sobie w duchu, kiedyjeden ze złoczyńców niósł ją na plecach, a drugi zatrzymał Móriego i Erlinga.Już raz Erling zdołał ją uratować, teraz jednak nie mógł użyć pistoletu.Mężczyzni przedzierali się przez zarośla, dzwigając wierzgającą i szamoczącąsię Tiril.Las jednak wkrótce się skończył, znalezli się na otwartej przestrzeni.Tiril, zajęta walką z prześladowcą, nie bardzo mogła się zorientować, co się dzieje.Nagle znalazł się koło nich Erling.Padł strzał.Erling przeklął, lecz najwi-doczniej nie został trafiony.Aotr niosący Tiril potknął się, dziewczyna usiłowałasię wyrwać, lecz przytrzymywał ją mocno, jak gdyby była ze złota.Erling dopadłdrugiego zbira i rozpoczęła się bijatyka.Erling potoczył się do tyłu. Uciekaj! padło polecenie drugiego z napastników.Tiril robiło się słabo, gdy podskakiwała na ramionach uciekającego mężczy-zny.Cały czas starała się wyrwać.A potem Móri puścił Nera.Złoczyńcy już przecież wystrzelili, a nie mieli czasu, by powtórnie załadowaćbroń.Nero pomknął jak błyskawica i zaatakował mężczyznę zabierającego mu uko-chaną panią.Rozległ się odgłos dartego materiału i głośny krzyk człowieka.Drugi rzezimieszek próbował uderzyć psa pistoletem, ale osiągnął tylko tyle,że Nero wbił mu zęby w ramię.Przez moment mignęła Tiril przed oczami koziabródka.A potem wydarzyło się coś niezwykłego.Tiril usłyszała ostry okrzyk Móriego, jakby rozkaz.Mężczyzna, który ją niósł,mocno pchnięty potknął się, poleciał na głowę i w końcu musiał puścić swą zdo-147bycz.A przecież Nero wpił się w ramię drugiego z łotrów, Erling właśnie wstawał,a Móri stał w pewnej odległości od nich.Któż więc pchnął bandytę? Hraundrangi-Móri szepnęła Tiril cichutko. Poproś swego towarzysza,Zwierzę, aby pomogło Nerowi.Nigdy nie potrafiła odtworzyć tego, co stało się pózniej.Jeszcze mniej ro-zumiał Erling.Od Móriego zaczęła nagle bić jakaś siła, która poderwała obuopryszków na nogi.Ale Móri nie uczynił tego sam.Nie on przecież był winiengwałtownemu rozdarciu spodni drugiego mężczyzny, odsłaniającemu dwa różowepośladki.Potężna siła cisnęła obu łotrów w przód, potoczyli się na łeb, na szyjępo stromym zboczu.Wydawało się, że ich krzyki nigdy nie ucichną.Erling przeniósł wzrok na Móriego, uwalniającego Tiril od knebla, na Nera,który dumny, ciężko dysząc, czekał na pochwałę.I na Tiril, która sprawiała wraże-nie niczym nie zdziwionej, jak gdyby spodziewała się takiego biegu wydarzeń.Dzień już bliski rzekł krótko. To nie jest dobre miejsce na nocleg.Jedzmydalej!Rozdział 20Tego dnia umizgi Erlinga do Tiril bardziej rzucały się w oczy niż kiedykolwiekprzedtem.Dziewczyna była trochę zażenowana, ale nie mogła zaprzeczyć, że jestjej przyjemnie.Potrafiła natomiast zrozumieć nagłą, wręcz gorączkową sympatię,jaką jej okazywał, szczególnie że wydawał się unikać Móriego.Nie można przytym oskarżać go o brak uprzejmości, co to, to nie.Erling zawsze miło rozmawiałz przyjacielem i grzecznie odpowiadał na pytania.Tiril jednak domyślała się, o co chodzi.Erling czuł się pewnie.Nie przywykłdo takiej sytuacji, był wszak poważanym, cieszącym się powszechnym szacun-kiem kupcem.Tymczasem przerażała go tajemniczość Móriego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]