[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uparte, głupie baby, które przy-29czyniają mu tyle zmartwień!Wonny dym sprawił, że Mistrzowi lekko zawirowało w głowie.Koncentrowałsię na osobie Theresy, starał się odsunąć od siebie wszelkie inne myśli.Pokój, w którym siedział, zniknął.Mistrz znajdował się teraz w mrocznej pu-stce, w której kręciła się nieustannie jakaś olbrzymia kula.W końcu dusza Mistrzaprzeniknęła do kuli i zawrót głowy ustał.Wielki Mistrz nie zdawał już sobie spra-wy z tego, gdzie się znajduje, świadom był tylko jednego.Perliste krople potuukazały się na jego czole i na górnej wardze, wyszukany materiał, z jakiego wy-konana była jego szata, lepił się do ciała.Serce łomotało, zakłócając ciszę jegoświata, Mistrz bał się, że to nieszczęsne serce za chwilę pęknie.Z gardła wydobywały się nieokreślone dzwięki, ale nie był w stanie wypowie-dzieć ani jednego słowa.Zresztą te dzwięki też pojawiały się wbrew jego woli.Był wyczerpany do granic wytrzymałości tą potworną koncentracją.Nie miałsił, by poruszać wargami.Raz po raz z gardła z trudem wydobywał się charkot.Sprawiało mu to wielki ból. Thereeesaaa.Thereeesaaa.Z nosa Wielkiego Mistrza ciekła krew, ale on tego nie dostrzegał.Ciało prze-stało dla niego istnieć.Tylko duch był żywy.I trwał udręczony do ostatecznościniebywałym wysiłkiem myśli.Serce waliło ciężko jak uderzenia młota.Gdyby ktoś stał na dziedzińcu, mógł-by je chyba usłyszeć. Chooodz! Chodz, Thereeesaaa, chooodz!Powietrze w pokoju zdawało się tak gęste, że Mistrz z trudem oddychał.W płucach mu świszczało.Głęboko w podświadomości Mistrza tkwiło przekonanie: Jeszcze tylko tenjeden raz! Więcej już by nie zniósł.Nie był przecież młody, a te nawoływaniaodbijały się boleśnie na całym jego organizmie. Theeereeesaaa!Nienaturalny szept zawisł w pokoju niczym głuche echo.Kiedy pierwsze szare smugi brzasku rozjaśniły niebo, księżna Theresa się ock-nęła.Poczuła lodowate zimno na plecach od karku aż do krzyża.Głos!Pojawił się znowu.Powolny, szepczący.Zdawała sobie sprawę z tego, że sły-szy go już jakiś czas, że słyszała jeszcze we śnie, ale nie chciała się obudzić. Theresa wzywał głos.Powoli, przeciągle. Theresa, chodz!Teraz nie mogła go już lekceważyć, nie mogła udawać, że nie słyszy.Nic nie pomagało zatykanie uszu rękami, bo wołanie rozlegało się gdzieśw głębi jej jestestwa.Zarówno tam, jak i na zewnątrz.Jakby docierało do niej30z jakiegoś miejsca w górze, może w dachu albo ze ścian.W każdym razie jegozródło znajdowało się bardzo daleko stąd, a mimo to nie mogła się oprzeć wraże-niu, że tkwi w jej głowie.Głos odezwał się znowu.Teraz słów było więcej: Theresa von Habichtsburg!Prastara nazwa pierwszego habsburskiego zamku, Habichtsburg, Góra Jastrzę-bi.Skąd Głos mógł znać tę nazwę?Wszystko wskazywało na to, że Glos posługuje się językiem niemieckim.Al-bo przynajmniej jego ojczysty język jest blisko z niemieckim spokrewniony.Glos był taki uwodzicielski.Zagłuszał wszystkie świadome myśli.Budziłw księżnej poczucie bezpieczeństwa, jakby została otulona jakąś nieprzenikalnątkaniną.Jakby mówił: Jeśli tylko do mnie przyjdziesz, wszystko będzie dobrze.Był dzisiaj bardziej natarczywy i bardziej dobitny niż zazwyczaj.Jakby dawałdo zrozumienia, że wszystko musi się rozstrzygnąć teraz albo nigdy.Theresa, któ-ra, słyszała wołania od jakiegoś czasu przez sen, nie mogła zrozumieć, dlaczegonie jest w stanie spełnić polecenia Głosu.Miał on przecież siłę, dokładnie tak sa-mo jak jej ojciec i dziadek.Im była powolna we wszystkim, nie pytając dlaczego.Posłuszeństwo wobec starszych było w niej głęboko zakorzenione.Raz jeszcze Głos wezwał ją, by przyszła.Brzmiało to usypiająco, oszałamia-jąco, czyniło ją bezwolną. Tak wyszeptała sama do siebie.Wtedy nadeszły całkiem inne słowa: Theresaaa, gdzie ty jesteś? Tutaj odparła sennie. Tutaj jestem.Głos był poirytowany.Zniecierpliwiony.Chciał wiedzieć, gdzie dokładnie.Na to pytanie Theresa odpowiedzieć nie mogła, była bowiem kompletnie oszo-łomiona, a podczas tej podróży zatrzymywali się tylekroć, w tylu różnych miej-scach, że nie byłaby w stanie określić, gdzie się znajdują akurat teraz.Odpowie-działa tylko: Zaraz przyjdę.I zaczęła się ubierać.Zawsze bądz posłuszna dorosłym.To pierwsze przykazanie jej dzieciństwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]