[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aurora.Biedna, zniewolona Aurora, wiem, że i ona chętnie osiadłaby tutaj, z dalekaod swej potwornej matki.Nigdy nie spotkałam osoby równie okropnej jak ta stara czarownica.W do-datku wygląda na to, że dożyje setki.Przyjaciele Tiril budzą mój niepokój.Zaopiekowali się nią, prawda, i są wobecniej bardzo lojalni.Ale kim oni właściwie są?Baronównę van Zuiden znają wszyscy, doprawdy nie jest ona odpowiednimtowarzystwem dla mojej Tiril.A przecież nie mogę powiedzieć: Nie wolno ci sięjuż z nami spotykać.Catherine van Zuiden zbyt wiele uczyniła dla mojej córki.Dzięki Bogu wkrótce wyjedzie już do Bergen, razem z Erlingiem Mllerem.Theresa uśmiechnęła się leciutko.Erling Mller! Nazwał się von Mller, byledostać się na bal! Cóż za śmiałość.Lubię tego człowieka, jest uczciwy, przystojnyi bogaty, ma dobry charakter.I tak wiele pomógł Tiril.Niestety, nie jest szlachcicem.W dodatku Tiril nie łączą z nim żadne cieplejsze uczucia.Kiedyś bardzo sięnią interesował, sam mi to wyznał, lecz uczucie zgasło, nie miało się czym karmić.I ten ostatni, najdziwniejszy z nich wszystkich! Móri.Doktor Móri.Nie jestwłaściwie medykiem, przyznał to, gdy opowiadali mi swą historię.Ale kim wobectego jest? A może czym?Najgorsze, że Tiril żywi dlań bezgraniczny podziw.Czy nie widzi, że jestniebezpieczny?99Obawiam się, że właśnie ta strona jego natury ją pociąga.Można chyba mówićo swoistej miłości, jaka ich łączy.Jego ciemne oczy niczego nie zdradzają, alesposób, w jaki jej dotyka.Niepokoi mnie to.Trzasnęły drzwi wejściowe.Właśnie weszli, razem, słyszę, jak rozmawiają w sieni.Ale Tiril nie zabawiładługo poza domem, zaledwie kilka minut, nie mogli zdążyć.Cóż za paskudne myśli! Sama przecież wiem, jak to jest być młodą i zakocha-ną.Nie lepiej się zachowałam, miałabym więc ich osądzać?Na pewno do niczego nie doszło w tak krótkim czasie, głowę dam sobie uciąć.Rozchodzą się, mówią sobie dobranoc, Tiril przywołuje swego wielkiego psa.Nero.Naprawdę wspaniały pies, najlepszy stróż dla mojej córki.Jutro muszę pomówić z Mórim, dowiedzieć się, jak się sprawy mają.Słyszałam, że w sieni wspomnieli o Tiersteingram.Znów Tiersteingram! Nierozumiem, jak to się ze sobą, wiąże.I ta stara opowieść, co oni próbują odkryć?Prosili, bym postarała się przypomnieć sobie więcej szczegółów.Oczywiściezrobię wszystko, by spełnić ich życzenie, choć nie rozumiem, dlaczego.Co ten Móri właściwie powiedział? Sama widzisz, Tiril, pudełko w pudełku,w pudełku, w pudełku, w pudełku.Co mógł mieć na myśli?Wymienił też parę dziwnych słów, starała się je zapamiętać.Coś jakby ordo-gno ? I deobrigula ?Całkiem niezrozumiałe wyrazy.Theresa mocniej otuliła się kołdrą i próbowała zasnąć.Myśl o podróży doHolsteinu- Gottorpu napawała ją strachem.Następnego dnia w porze obiadowej pojawiła się Aurora.Udało mi się wymknąć mówiła z radością. Droga matka miała znówciężką noc, odbijało jej się żółcią, dokuczały gazy w żołądku.Położyła się więcpo śniadaniu, na które jak zwykle zjadła za dużo, i zasnęła.Lizuska wyszła cośzałatwić, a ja wtedy postanowiłam przyjechać tutaj.Jak się macie? Doskonale odparł Erling. Móri jest u księżnej, która chciała z nimmówić.I coś jest nie w porządku z wielkim piecem kuchennym, służący narzeka-ją, że muszą przygotowywać posiłki na małym piecyku w przedpokoju. To przecież niemożliwe! zafrasowała się Aurora. Ale oto pokojówka,spytajmy ją, co da się zrobić.Okazało się, że jeden ze służących, tutejszy, sugerował, by wezwać sąsiada,zręcznego, znającego się na rzeczy mężczyznę.Aurora poprosiła, by natychmiastsię tym zajęli. Dobrze.A o czym to Theresa chciała rozmawiać z doktorem Mórim?100 Nie wiem odparła Tiril żałosnym głosikiem. Ale chyba się domy-ślam.Tiril snuła słuszne przypuszczenia.Rozmowa, która toczyła się w pokoju The-resy, była dość trudna dla obu biorących w niej udział stron. Wasza wysokość, pani pytanie zmusza mnie do uprzedzenia biegu wypad-ków rzekł Móri.Siedział w obitym jasnoniebieskim jedwabiem fotelu, stano-wiącym odpowiednie tło dla jego ciemnej postaci.Theresa zasiadła naprzeciwkow takim samym fotelu.Spoglądała na swego rozmówcę z wyczekiwaniem.Sińce na jej twarzy zabar-wiły się odcieniami żółci i zieleni, natomiast opuchlizna nieco się zmniejszyła.Podobieństwo Tiril do matki stawało się coraz wyrazniejsze. Pyta mnie pani o moje zamiary względem pani córki.Czy wolno mi będzieodpowiedzieć szczerze? Oczywiście, o to właśnie proszę. Gdy ujrzałem Tiril pierwszy raz, a było to w bergeńskiej kuzni, natych-miast zauroczyła mnie jej osobowość.Wiem, że to może zabrzmi banalnie, leczbyło w niej coś, co wywołało moje wzruszenie.Nie mogłem oprzeć się wrażeniu,że stanowimy jedność, jesteśmy nierozerwalnie ze sobą połączonymi częściamicałości.Czy wasza wysokość to rozumie? Sama doznałam podobnego uczucia.Wówczas gdy spotkałam ojca Tiril.Móri kiwnął głową. Z początku usiłowałem trzymać się na uboczu.Próbowałem opiekować sięnią tak, by się nie zorientowała, skąd płynie pomoc.To jednak nie było możliwena dłużej.Okazało się, że Tiril rozpaczliwie potrzebuje wsparcia, opowiadaliśmyo tym już wcześniej.Niemal jednocześnie ze mną pojawił się Erling Mller.I onzakochał się w Tiril, najbardziej prawej osobie, jaką znam.Ona widziała w nasprzyjaciół, w pełni nam zaufała i zawierzyła.Wszystko szło niezle, starałem sięzapanować nad swymi uczuciami tak, aby ona się o nich nie dowiedziała, by siętym nie dręczyła.Tak było do czasu wypadków na Islandii.Ta młoda dziewczy-na pojechała tam całkiem sama i ocaliła mi życie.Już pani o tym wspominaliśmy. Owszem, nigdy jednak nie opowiedzieliście mi, co właściwie spotkało cięna Islandii, Móri.Jesteś bardzo tajemniczą osobą.Mam wrażenie, że wiele przedemną ukrywacie.Móri zamyślił się.Powoli, głęboko odetchnął. Ponieważ rozważamy dość istotne kwestie, dotyczące przyszłości Tiril,chciałbym, aby wasza wysokość dowiedziała się, kim jestem.Na Islandii takichjak ja zwą galdrameistare, czyli czarnoksiężnikami.I jeśli wolno mi tak o sobiepowiedzieć, jestem potężnym czarnoksiężnikiem.Theresa nawet się nie skrzywiła.101 Udowodnij mi to! Zwykle nie chcę nadużywać swej mocy, lecz dla pani.Proszę wziąć doręki tę miseczkę, wasza wysokość!Po chwili wahania usłuchała.Podniosła śliczną chińską czarno-czerwoną mi-seczkę z laki.Była pusta. Proszę teraz na nią spojrzeć!Theresa przeniosła wzrok na naczynie.Na jej oczach powoli wypełniało się wodą, która w końcu przelała się przezbrzeg i zaczęła skapywać na stół.Zdumiona księżna wypuściła miseczkę z rąk.Naczynko upadło na blat, znów puste, nigdzie nie było widać ani kropli wody.Theresa zacisnęła usta, starała się oddychać spokojnie, nie mogła jednak nadsobą zapanować
[ Pobierz całość w formacie PDF ]