[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiała iść powoli, ponieważ posuwała się233 po omacku, czując niezwykłe zadowolenie z faktu, że krok Hellsbane był pewny,a ona sama była w stanie dostrzec ścieżkę.Nie mogła przestać płakać, dopóki niedotarła do grani powyżej jaskini.Tam wzięła kilka bardzo głębokich wdechówi zmusiła się do popatrzenia na gwiazdy, póki nie odzyskała panowania nad sobą. Już po wszystkim; i własnoręcznie położyłam temu kres.Poczucie obowiąz-ku Rathy powstrzyma go przed pójściem moimi śladami.Tak czy siak, nigdy niebyło szans, aby się między nami dobrze ułożyło i przynajmniej zerwałam z tymwtedy, kiedy wciąż byliśmy w sobie zakochani.Zamknęła oczy i tarła je grzbietem dłoni, aż zniknęły ostatnie ślady łez i ustą-piło pieczenie.Wówczas skierowała pysk Hellsbane na zachód i zeszła z grani,ruszając do Menmellithu.Musiała zdobyć przewagę nad prześladowcami, którzywkrótce podążą w ślad za nią. Robiłam już w życiu mądrzejsze rzeczy  pomyślała, kuląc się w cieniuolbrzymiego głazu i pragnąc ukryć się na szczycie grani.To było jedyne nadającesię na kryjówkę miejsce, skąd mogła obserwować szlak, którym przybyła.Stwier-dziła, że przydałaby się jej umiejętność Eldana polegająca na patrzeniu oczamiotaczających zwierząt.Została wytropiona w środku nocy, kiedy przechodziła z dębowo-sosnowejpuszczy w gąszcz sosen i krzewów.Poczuła na sobie te niewidoczne  oczy do-kładnie około północy, ale tym razem nie odeszły, dopóki dwa razy nie przekro-czyła strumienia, mając nadzieję, że stary przesąd, iż  magia nie może pokonaćpłynącej wody , jest prawdą.Do chwili kiedy świt rozkwitł za jej plecami, polują-cy na nią ludzie zdążali jej gorącym tropem i w nie tak znów wielkiej odległości.Przyszło jej do głowy wyjaśnienie, że to  czymkolwiek było  zaalarmowałoswoich panów i oni z kolei powiadomili bezpośrednio ścigający ją oddział.Wschód słońca zastał ją, gdy zawzięcie wiodła klacz przez niskie góry.Tu-taj było niebezpieczniej niż w terenie, który zostawiła za sobą, ponieważ podob-ne do łupków skały były kruche i podatne na odłamywanie się bez ostrzeżenia.Zobaczywszy grupę żołnierzy na grzbiecie wzniesienia, o kilka wzgórz za sobą,i błysk purpury sygnalizującej obecność czerwonej szaty w ich szeregach, nie od-ważyła się zatrzymać na popas.A więc dzisiaj nie będzie dla niej odpoczynku.Zamiast tego zmusiła Hellsbane do przemierzania w okrutnym tempie najbardziejposępnej krainy, jaką kiedykolwiek widziała.To terytorium było gorsze od dzie-wiczej puszczy, ponieważ wciąż napotykała dowody, że mieszkali tu niegdyś lu-dzie.W młodszej roślinności zawsze trudniej jest wyrąbać ścieżkę niż w starymlesie.W miejscach, które ongiś wykarczowano pod pola uprawne albo gdzie nie-gdyś stały domostwa roślinność wyrasta ze zdwojoną siłą.Ta należała do drugiegolub trzeciego pokolenia: sosny, gęste krzewy, cierniste winoroślą i ostra trawa wszystko to wydawało się pętać nogi Hellsbane i wczepiać się w ubranie Kero.Około południa opuściła gaszącą pragnienie Hellsbane i wspięła się na następ-ną grań, aby rzucić okiem za siebie.Kiedy wyjrzała zza głazu, zobaczyła pościg234 wciąż na swoim tropie.Zauważyła, jak szybko żołnierze przecinają otwartą prze-strzeń, zanim ponownie zniknęli jej z oczu.Tym razem nie dzieliło ich od niejkilka wzgórz, lecz zaledwie jedno.Zaklęła szpetnie.Każde ukłucie serca, żal, który pielęgnowała od chwiliopuszczenia Eldana, poszedł w niepamięć.Miała na głowie coś ważniejszego niżzłamane serce: własne ocalenie. Na ognie piekielne.Oni są dobrzy.Lepsi niż myślałam.Z każdą chwilą jejmitręgi oni zmniejszali dystans.Zsunęła się z powrotem po grani i wskoczyła na grzbiet klaczy, kierując ją podosłonę sosen.Mogła być wdzięczna za jedno: że dzień był pochmurny i oszczędziłHellsbane słonecznego żaru. Dościgną mnie  pomyślała posępnie. Znają ten teren, a ja nie.Przedewszystkim to pozwoliło im zbliżyć się tak bardzo.Jestem w tarapatach.I niewiem, czy tym razem uda mi się z tego wywinąć.Po raz pierwszy od dłuższego czasu korciło ją, aby wykorzystać Dar.Zanie-chała tego w samą porę. Nie jestem sobą  uzmysłowiła sobie, popędzając Hellsbane, kiedy gramo-liła się w dół pokrytego drobnymi kamieniami skłonu. Coś tam z tyłu chce, abymskorzystała z Daru; prawdopodobnie wtedy mogliby mnie odnalezć albo usidlići zatrzymać, aż nadejdą.Zwalczyła ogarniającą ją panikę; Hellsbane była poczciwym zwierzęciem, by-strością górowała nad każdym zwykłym koniem, lecz jeśli Kero wpadnie w pani-kę, to i Hellsbane spłoszy się, a wtedy może ponieść.Kero nie była pewna, czybędzie umiała poskromić klacz, jeśli tej ostatniej przyjdzie do głowy rzucić się doucieczki, by w galopie wyładować lęk.Mogłoby to skończyć się dla jednej z nich albo i dla obu  złamaniem karku.Kero prowadziła Hellsbane pod osłoną drzew, mimo że wymagało to więcejwysiłku niż jazda po otwartym terenie.Odruchowo zerknęła do tyłu, kiedy wspię-ły się na następne wzniesienie i zobaczyła niejedną, ale już dwie grupy prześla-dowców; obydwie właśnie zjeżdżały ze zbocza, które dopiero co opuściła.Zciga-jący byli tak pewni swego, że nie starali się ukryć.Nie traciła więc czasu na próbyzatarcia tropu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl