[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednakże tutejsza magia przez długi czas pozostawała uśpiona.Sprawdzę to - powiedział Vanyel i zamknął oczy.Potem za­głębił się w otchłań energii i wynurzył się.Magia wciąż tam była.ale teraz drzemała jeszcze głębiej pod powierzchnią lasu, głębiej niż wówczas, gdy Vanyel przejeż­dżał tędy poprzednio.Teraz, gdy jego dar był już w pełni wy­kształcony, Vanyel dostrzegał nawet pewne ślady mówiące o tym, że biegli z Tayledras już przynajmniej dwukrotnie od­prowadzali stąd energię.To z kolei oznaczało, że jej natężenie powinno być “bezpieczne".Sokoli Bracia, gdy opuszczali ja­kieś miejsce, nigdy nie pozostawiali po sobie nie ujarzmionych magicznych mocy.Ale oni odeszli z tego terenu już dawno temu, bardzo dawno temu, i równie dawno przeprowadzili swe zabiegi odprowadza­nia energii magicznej.W istocie magia wciąż była uśpiona i tkwiąc głębiej niż ko­rzenie.drzew, nadal pozostawała trudno dostępna.Lecz jej sen był niespokojny.Wszelkie rodzaje magii były w jakiś sposób sobie pokrewne i wszystkie łączyły się ze sobą, dzięki czemu możliwe było używanie zaklęcia Bramy.Mała odległość pomię­dzy sąsiadującymi ze sobą ogniskami poszczególnych odmian magii oznaczała silniejszy związek między nimi, a zachwianie równowagi w jednym miejscu odbijało się podobnym zachwia­niem na innym obszarze.Vanyel wyczuwał, że doszło tutaj do takiego właśnie zabu­rzenia.Rezonans z innym węzłem energii gdzieś daleko.naj­prawdopodobniej po drugiej stronie granicy, zapewne w Bares, zważywszy na fakt, że tamtejsza rodzina panująca składa się z samych magów.Coś gdzieś z wielką mocą zakłócało stabil­ność pokrewnego pola energetycznego, a pole znajdujące się w tutejszym lesie odpowiadało na to zaburzenie podobnie jak reaguje struna lutni, gdy szarpniemy strunę sąsiednią.Lecz odległość była zbyt wielka, a rezonans za trudny do wychwycenia, aby Vanyel potrafił ocenić, kto za tym stoi albo gdzie znajduje się źródło zakłóceń i jak wykorzystywana jest uzyskana w ich wyniku energia.Chociaż.Vanyel ocknął się z transu i namyślając się, przygryzł wargi.Yfandes, wyczułaś coś?Nie więcej niż ty - odparła z niepokojem, ruszając z miejsca bez zachęty Vanyela.- Poza tym, że źródło tego wszystkiego jest czymś złym.Nie zamierzam cię prosić, abyś próbowała dotrzeć tam, gdzie ja nie potrafią sięgnąć, ale mnie też się to nie podoba.Zwłaszcza teraz, gdy na granicy jest tak niespokojnie.Zaczynam się zastanawiać, czy aby ktoś nie usiłuje przeforsować jakichś swych planów.a jeśli tak, to co robi i do czego zmierza.Powiedz o tym Lissie.Tylko tyle możesz teraz zrobić.Vanyel z niepokojem rzucił okiem na prawo i lewo.Obawiam się, że masz rację, moja kochana - przyznał, - Obawiam się, ze masz rację.Rozdział CzwartyPomimo to co powtarzał sobie w duchu, pomimo to, że był już człowiekiem dorosłym o doświadczeniu Jakiego Withen nie byłby nawet w stanie sobie wyobrazić, w momencie gdy przekroczył bramę na granicy Forst Reach, Vanyel poczuł, że ramiona zaczynają mu drętwieć.Potem, nim dojechał do wrót w murze okalającym Wielki Zamek, musiał już wręcz walczyć ze sobą, aby usiedzieć w siodle z podniesioną głową, a nie kulić się w sobie jak markotne, przestraszone dziecko.Zawsze to samo.Poza tymi murami mogę być magiem heroldów, który ma prawo strofować nawet samego króla, ale wewnątrz nich pozostaję Vanyelem, synem marnotrawnym z przyzwyczajeniami, o których się nie mówi, i o gustach, które najlepiej grzecznie ignorować.Na bogów, kiedy wreszcie zaczną akceptować mnie takiego, jaki jestem.Może nigdy.A może wtedy, gdy ty sam zaakceptujesz siebie, mój Wybrany.Ta spontaniczna odpowiedź trochę go ubodła.Może - ciągnęła Yfandes - gdy sam się dowiesz, kim jesteś, i będziesz co do tego miał taką pewność, że przekroczenie tej bramy me będzie już w stanie zredukować cię do wyrostka.Vanyel rzucił okiem na głowę Yfandes, a potem popatrzył przed siebie, na drogę, u której kresu znajdował się ów cel jego podróży wprawiający go teraz w tak złe samopoczucie.Czyżbyś chciała przez to powiedzieć, że nie wiem, kim jestem?Yfandes nie odpowiedziała, ale przyspieszyła krok do truchtu - tego bardziej swobodnego - i podążyła ku ostatniemu zakrętowi na drodze obiegającej w tym miejscu wzgórze, za którym ich oczom ukazał się sam zamek Forst Reach, wielki szary ko­los na tle cudownego jesiennego nieba.Budowla ta była niegdyś twierdzą obronną i nadal coś w jej wyglądzie przypominało ówczesny klocowaty, pełen powagi gmach.Już dawno temu zamek odnowiono i przekształcono w dużo wygodniejszy od poprzedniego budynek mieszkalny, jed­nak nawet z takiej odległości Vanyel dostrzegał delikatny zarys fosy kryjący się pod bujną trawą rosnącą wokół zamku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl