[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To wojna, wojna na wielką skalę.Wojna wewnętrzna.Domowa.Nasza.A Nilfgaard czeka.Dla kogo czas pracuje, jak myślicie? W komandach Scoia'tael biją się elfy trzydziesto - czterdziestoletnie.Ale one żyją po trzysta lat! One mają czas, my go nie mamy!- Scoia'tael - przyznał Henselt - stali się istnym cierniem w tyłku.Paraliżują mi handel i transport, terroryzują farmerów.Z tym trzeba skończyć!- Jeśli nieludzie chcą wojny, to będą ją mieli - wtrącił Foltest z Temerii.- Byłem zawsze rzecznikiem pojednania i koegzystencji, ale jeśli oni wolą próbę sił, to spróbujemy, kto silniejszy.Jestem gotów.W Temerii i Sodden podejmuję się wykończyć Wiewiórki w ciągu sześciu miesięcy.Te ziemie już raz spłynęły krwią elfów, wytoczoną przez naszych pradziadów.Uważam to za tragedię, ale wyjścia nie widzę, tragedia się powtórzy.Elfy trzeba spacyfikować.- Twoje wojsko ruszy na elfy, jeśli dasz im rozkaz - kiwnął głową Demawend.- Ale czy ruszy na ludzi? Na chłopów, z których rekrutujesz piechotę? Na cechy? Na wolne miasta? Vizimir, mówiąc o Scoia'tael, opisał tylko jeden kamyk z lawiny.Tak, tak, panowie, nie wytrzeszczajcie na mnie oczu! Po wsiach i miasteczkach już się zaczyna gadać, że na podbitych przez Nilfgaard ziemiach chłopstwu, farmerom i rzemieślnikom żyje się lżej, swobodniej i bogaciej, że gildie kupieckie mają większe przywileje.Zalewają nas towary z nilfgaardzkich manufaktur.W Brugge i Verden ich moneta wypiera lokalną.Jeśli będziemy siedzieć bezczynnie, to zginiemy, skłóceni, zaplątani w konflikty, uwikłani w tłumienie rebelii i rozruchów, uzależniam powoli od nilfgaardzkiej potęgi ekonomicznej.Zginiemy, zadusimy się we własnym dusznym zaścianku, bo i to zrozumcie, że Nilfgaard zamyka nam drogę na Południe, a my musimy się rozwijać, musimy być ekspansywni, bo w przeciwnym razie dla naszych wnuków zabraknie tu miejsca!Zebrani milczeli.Vizimir Redański odetchnął głęboko, chwycił jeden ze stojących na stole pucharów, pił długo.Milczenie przedłużało się, deszcz tłukł w okna, wicher wył i łomotał okiennicami.- Wszystkie niepokoje, o których mowa - powiedział wreszcie Henselt - to robota Nilfgaardu.To emisariusze Emhyra podżegają nieludzi, szerzą propagandę i nawołują do rozruchów.To oni sypią złotem i obiecują przywileje cechom i gildiom, przyrzekają baronom i diukom wysokie stanowiska w prowincjach, które utworzą w miejscu naszych królestw.Nie wiem, jak u was, ale w Kaedwen namnożyło się ni z tego, ni z owego kapłanów, kaznodziejów, wróżbitów i innych zasranych mistyków, głoszących koniec świata.- U mnie jest to samo - potwierdził Foltest.- Cholera, tyle lat był spokój.Od czasu gdy mój dziad pokazał kapłanom, gdzie jest ich miejsce, mocno przerzedziwszy ich szeregi, pozostali wzięli się za pożyteczne zajęcia.Studiowali księgi i wpajali dzieciakom wiedzę, leczyli chorych, troszczyli się o ubogich, kalekich i bezdomnych.Nie mieszali się do polityki.A teraz nagle pobudzili się i w świątyniach wywrzaskują brednie do motłochu, a motłoch słucha i nareszcie wie, czemu mu się tak źle powodzi.Toleruję to, bo jestem mniej porywczy niż mój dziad i mniej czuły na punkcie mego królewskiego autorytetu i godności.Co by to zresztą była za godność i co za autorytet, gdyby mógł je podważyć kwik jakiegoś pomylonego fanatyka.Ale moja cierpliwość się kończy.Ostatnio głównym tematem kazań jest Wybawiciel, który nadejdzie z Południa.Z Południa, uważacie? Zza Jarugi!- Biały Płomień - mruknął Demawend.- Nastanie Białe Zimno, a po nim Białe Światło.A potem świat się odrodzi, za sprawą Białego Płomienia i Białej Królowej.Też to słyszałem.To trawestacja przepowiedni Ithlinne aep Aeyenien, elfiej wyroczni.Kazałem złapać jednego klechę, który wykrzykiwał o tym na rynku w Vengerbergu, a kat przez dłuższy czas pytał go grzecznie, ileż to złota prorok wziął za to od Emhyra.Ale kaznodzieja tylko plótł o Białym Płomieniu i Białej Królowej.do samego końca.- Ostrożnie, Demawend - skrzywił się Vizimir.- Nie produkuj męczenników, bo o to właśnie chodzi Emhyrowi.Łap nilfgaardzkich agentów, ale kapłanów ruszyć nie wolno, konsekwencje mogą być nieobliczalne.Oni wciąż mają wpływy i poważanie wśród ludu.Dość mamy kłopotów z Wiewiórkami, by ryzykować rozruchy w miastach lub wojny chłopskie.- Do diabła! - prychnął Foltest.- Tego nie róbmy, tego nie ryzykujmy, tamtego nam nie wolno.Czy po to się zebraliśmy, by mówić o tym, czego nie możemy uczynić? Czy po to ściągnąłeś nas tu, do Hagge, Demawend, byśmy wypłakiwali się i użalali nad naszą słabością i niemocą? Zacznijmy wreszcie działać! Trzeba coś zrobić! Trzeba przerwać to, co się dzieje!- Proponuję to od początku - Vizimir wyprostował się.Proponuję właśnie działanie.- Jakie?- Co możemy zrobić?Znowu zapadło milczenie.Wiatr szumiał, okiennice stukały o mur zamczyska.- Dlaczego - odezwała się nagle Meve - wszyscy patrzycie na mnie?- Zachwycamy się twoją urodą - zaburczał Henselt z głębi kufla.- To też - przytaknął Vizimir.- Meve, wszyscy wiemy, że potrafisz znaleźć wyjście z każdej sytuacji.Masz kobiecą intuicję, jesteś mądrą niewiastą.- Przestań mi kadzić - królowa Lyrii splotła dłonie na podołku, zapatrzyła się na pociemniałe arrasy ze scenami myśliwskimi.Ogary, wyciągnięte w skokach, zadzierały pyski ku bokom pierzchającego białego jednorożca.Nigdy w życiu nie widziałam żywego jednorożca, pomyślała Meve.Nigdy.I chyba już nigdy nie zobaczę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]