[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dokąd zmierzamy?- Do Minas Tirith, póki tej twierdzy morze wojny nie ogarnie.- Ha! A daleko stąd do Minas Tirith?- Wiele, wiele staj odparł Gandalf. Trzy razy dalej niż do dworu króla Theodena, ajego stolica znajduje się o sto mil na wschód stąd, w linii powietrznej, na przykład dlaskrzydlatych posłów Mordoru.Nasz Gryf musi biec dłuższą drogą.Kto okaże sięszybszy? Nie zatrzymamy się do świtu, to znaczy jeszcze przez parę godzin.Potemnawet niestrudzony Gryf będzie musiał odpocząć w jakiejś kotlinie górskiej, a może wEdoras.Radzę ci, prześpij się, jeśli zdołasz teraz usnąć.Kto wie, czy w pierwszychpromieniach brzasku nie ujrzysz złotego dachu dworu Eorla.A za dwa dni zobaczyszfioletowy cień pod górą Mindolluiną i białe ściany wieży Denethora w blasku poranka.Naprzód, Gryfie! Pędz, mój dzielny, jak nigdy jeszcze nie pędziłeś w życiu! Jesteśmy jużna twojej rodzinnej ziemi, znasz tutaj każdy kamień.Pędz, bo cała nadzieja w pośpiechu!Gryf podniósł łeb i zarżał głośno, jakby usłyszał trąby bitewne.Skoczył naprzód.Skrysypnęły się spod podków, pruł ciemność nocy jak błyskawica.Zapadając z wolna w sen Pippin miał dziwne wrażenie, jak gdyby Gandalf z nimrazem zastygł w kamienną postać na posągu pędzącego konia, a świat cały uciekał imspod stóp w potężnym szumie wichru.Jrr Tolkien Dwie Wieże(2/2)www.bookswarez.prv.plRozdział 1Obłaskawienie Smeagolao, proszę pana, zle z nami rzekł Sam Gamgee.Stał zrozpaczony kuląc sięobok Froda i wytrzeszczonymi oczyma wpatrywał się w mrok.- NBył wieczór trzeciego dnia ucieczki Froda z obozowiska drużyny, takprzynajmniej im się zdawało, bo niemal stracili rachunek czasu, wytrwale wspinając się itrudząc wśród nagich, kamienistych zboczy łańcucha Emyn Muil, często zawracając, bodroga urywała się przed nimi, nieraz stwierdzając, że zatoczywszy krąg znalezli się natym samym miejscu, z którego przed wielu godzinami wyszli.Mimo wszystko posunęlisię znacznie na wschód, starali się wciąż w miarę możności trzymać zewnętrznejkrawędzi splątanego dziwacznie węzła gór.Jednak najczęściej zewnętrzne zboczaokazywały się strome, wyniosłe, niedostępne, spiętrzone nad rozległą równiną; u ich stópspod rumowiska osypanych skał ciągnęły się w sinych oparach zgniłe bagna, na którychoko nie dostrzegało śladu życia, nawet przelatującego ptaka.Hobbici stali na skraju wysokiego, nagiego i ponurego urwiska, którego podnóżaginęły we mgle; za plecami wędrowców wznosiła się poszarpana ściana gór, nad nimipłynęły chmury.Zimny wiatr dął od wschodu.Wieczór już zapadał nad posępną okolicą,zgniła zieleń trzęsawisk nabierała o zmroku szarobrunatnej barwy.Po prawej stronieAnduina, która za dnia, ilekroć słońce przedzierało się przez chmury, połyskiwała zoddali, teraz ukryła się w ciemnościach.Lecz wzrok hobbitów nie zwracał się na rzekęani wstecz, ku Gondorowi, ku przyjaciołom i krajom życzliwych ludzi.Spoglądali napołudnie i na wschód, gdzie na granicy nadciągającej nocy rysował się ciemny wał, jakbyodległe pasmo gór albo nieruchoma smuga dymu.Od czasu do czasu w miejscu, gdzieziemia spotykała się z niebem, wzbijało się w górę czerwone światełko.- Ależ zle z nami! powtórzył Sam. Z wszystkich krajów świata, o których słyszeliśmy,tego jednego wolelibyśmy nigdy z bliska nie oglądać.I właśnie tam musimy się dostać.Co prawda bieda w tym, że chyba się nie dostaniemy.Coś mi się zdaje, że wybraliśmy złądrogę.Zejść na dół nie sposób, a gdybyśmy nawet jakoś zlezli, założę się, że pod tązielenią czeka nas paskudne bagno.Fe! Czuje pan, panie Frodo, jak cuchnie?Sam pociągnął nosem pod wiatr.- Czuję odparł Frodo, nie poruszył się jednak ani nie oderwał oczu od ciemnego wałuna widnokręgu i od migocących na jego tle płomyków. Mordor! szepnął ledwiedosłyszalnie. Skoro już muszę tam iść, chciałbym jak najprędzej znalezć się u celu iniechby się wreszcie to wszystko skończyło. Zadrżał.Wiatr był lodowaty, a przy tymprzesycony zimnym smrodem zgnilizny. No trudno rzekł odwracając w końcu wzrok czy z nami zle, czy dobrze, w każdym razie nie możemy tu stać do rana.Trzebawyszukać jakiś zaciszniejszy kąt i jedną więcej noc spędzić na biwaku.Może jutro wświetle dnia znajdziemy ścieżkę.- Może jutro, a może pojutrze albo popojutrze mruknął Sam a może nigdy.Poszliśmyzłą drogą.- Nie wiem odparł Frodo. Myślę, że skoro los chce, żebym zawędrował do KrainyCienia, droga się znajdzie.Ale czy pokaże mi ją przyjaciel, czy wróg? Jeśli jest dla nasjakaś nadzieja, to jedynie w pośpiechu.Każda chwila zwłoki przeważa szalę na korzyśćnieprzyjaciela i jak na złość wciąż wstrzymują mnie różne przeszkody.Czy może towola Czarnej Wieży kieruje tak naszymi krokami? Wszystkie moje dotychczasowedecyzje okazały się błędne.Powinienem był znacznie wcześniej porzucić drużynę, zajśćod północy wschodnim brzegiem Anduiny i wschodnim skrajem gór Emyn Muil, przeztwardy grunt równiny, którą nazwano Polem Bitwy, prosto do bram Mordoru.Terazjednak nie odnajdziemy drogi powrotnej, a zresztą na wschodnim brzegu grasują bandyorków.Każdy upływający dzień to strata cennego czasu.Jestem bardzo znużony, Samie.Nie wiem, co robić.Czy mamy jeszcze jakieś zapasy żywności?- Tylko te, jak je tam zwą, lembasy.Nawet sporo ich jeszcze zostało.Lepsze to bądz cobądz niż nic.Kiedy pierwszy raz wziąłem je do ust, nie myślałem, ze kiedykolwiek mi sięuprzykrzą.Ale teraz chętnie bym zjadł dla odmiany choćby kromkę zwykłego chleba zkwaterką czy niechby półkwaterkiem piwa dla spłukania gardła.Zabrałem z ostatniegoobozu cały sprzęt kuchenny i taszczę go na plecach, ale, jak widać, niepotrzebnie.Przedewszystkim nie ma z czego ogniska rozpalić, a poza tym nie ma nic, co by się dało dogarnka włożyć, nawet trawy!Zawrócili, wyszukali kamienistą jamkę i zeszli na jej dno.Chmury przesłaniałyzachodzące słońce, więc noc szybko zapadła.Noc spędzili jak się dało, kuląc się z zimnai przewracając z boku na bok wśród ogromnych kamiennych drzazg sterczących zezwietrzałej skały.Bądz co bądz w zapadlinie byli osłonięci od wschodniego wiatru.- Widział je pan znowu, panie Frodo? spytał Sam, gdy zdrętwiali i zziębnięci podnieślisię w szary chłodny poranek i siedzieli żując lembasy.- Nie odparł Frodo. Nic nie słyszałem i nic nie widziałem już od dwóch nocy.- Ja też mówił Sam. Brr! Ciarki po mnie chodzą, jak wspomnę te ślepia.Może wkońcu pozbyliśmy się tego paskudnego szpiega.Gollum! Już on by zagulgotał, żebymtak kiedyś dobrał się pazurami do jego gardzieli.- Mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiał do niego się dobierać powiedział Frodo. Nie wiem, jakim sposobem nas przedtem wytropił, ale możliwe, że, jak powiadasz,pozbyliśmy się go teraz.W tym suchym, jałowym kraju nie zostawiamy śladów stóp naziemi ani żadnych tropów, które mógłby wywęszyć swoim czujnym nosem.- Oby tak było! rzekł Sam. Chciałbym, żeby odczepił się od nas raz na zawsze.- Pewnie, że chciałbym tego również powiedział Frodo ale nie Gollum jest moimnajwiększym zmartwieniem.Przede wszystkim marzę, żeby wydostać się z tych gór.Niecierpię ich.Tak się czuję, jakbym stał nagi, odsłonięty od wschodu, z dala widoczny natej wysokości, oddzielony tylko pustą płaszczyzną od Krainy Cienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]