[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tu spojrzał przez ramię na Haldora.- Kogoś, kto potrafi rozmawiać w moim języku i ma ochotę to robić.- Jego twarz przybrała teraz łatwy do rozpoznania wyraz tęsknoty.- Pragnę wieści.Umieram z pragnienia wieści o domu.- Nie spodobają ci się - ostrzegła go Shana.Kelyan skrzywił się.- Może i nie, choć nigdy nie wiadomo.Tyle czasu minęło, odkąd wyjechałem.Jeśli okaże się na przykład, że ten wredny brutal, lord Dyran, został nadziany na róg alikorna albo coś w tym rodzaju, to będę bardzo zadowolony.Przynajmniej w połowie to on jest odpowiedzialny za to, że tu trafiłem.Na dźwięk imienia Dyrana Shana i Mero wzdrygnęli się, co nie uszło uwagi Kelyana, który niespodziewanie ożywił się.- Znacie go! A więc jednak coś się przytrafiło temu łajda­kowi? Co za radość! Mam nadzieję, że to było coś paskudnego.- Rzeczywiście - powiedziała wymijająco Shana.- To wszystko jest raczej skomplikowane.Opowiedzenie tego zajmie sporo czasu.- Pozwólcie więc, że tylko podelektuję się tą myślą, a wcześ­niej udzielę wam jeszcze kilku pożytecznych informacji.- Kelyan uśmiechnął się ponownie uśmiechem dziecka obdarowanego słody­czami.- Wiecie co, jak na moich rzekomo najgorszych wrogów, to nawet całkiem polubiłem waszą czwórkę.A teraz do rzeczy.Ci ludzie są tymi, których najstarsze kroniki nazywają grelowymi jeźdźcami, chociaż już od ponad stu lat nie widzieli żadnego grela.- Aha.- Kalamadea kiwnął głową, zadowolony.- Przy­puszczałem, że to mogą być oni.Z pewnością odpowiadają temu, co o nich napisano.- Na początek naprawdę ważna informacja.Oni posiadają coś, nie mam pojęcia co to może być, co uodparnia ich na działanie magii, więc nie zawracajcie sobie głowy wypróbowywaniem jej na nich.- Widząc skrzywienie Shany kiwnął głową.- Naj­wyraźniej sami już to odkryliście?- I to w niezbyt przyjemny sposób - przytaknęła, rozcie­rając ręce.- Nie zaatakowali nas w odwecie, więc można po­wiedzieć, że i tak mieliśmy szczęście.Zaśmiał się.- Och, oni żywią głęboką pogardę dla naszej magii.Opo­wiadali sobie o niej legendy, lecz spotkanie z nami przekonało ich, że historie o potężnych magach są mocno przesadzone.Iluzje nie są w stanie ich zwieść, chyba że jest to złudzenie czegoś, co spodziewali się ujrzeć i nie poświęcają temu zbytniej uwagi.- Zastanowił się przez chwilę.- Na przykład, jeśliby któryś tu zajrzał, to mógłbym do upadłego rzucać na siebie iluzję siedzącego tu Jamala.Natomiast, jeśli udałoby mi się zakraść do namiotu Jamala i usiąść na jego urzędowym stołku, to uwierzyliby, że to Jamal, o ile nie przyjrzeliby mi się zbyt dokładnie.- W związku z tym stworzenie iluzji, że jesteśmy niewi­dzialni lub że jesteśmy wołami, nie pomoże nam w ucieczce i nie ma nawet co próbować - dokończył za niego Keman.Przytaknął ruchem głowy.- Broń magiczna, magiczne strzały i temu podobne, zupełnie na nich nie działają.Obecnie wszyscy oni są niezwykle nerwowi, gdyż znaleźli się na nieznanym terytorium.Normalnie mieszkają setki kilometrów stąd na południe, lecz przez ostatnie pięć lat panowała tam susza i nie ma gdzie wypasać bydła.Musicie zro­zumieć, że oni żyją ze swoich stad, niemal wszystko, co jedzą i czego używają, pochodzi od bydła.Nie rozumieją, co spowodowało suszę, więc wymyślili, że duchy przodków rozzłościły się na nich; żadne moje tłumaczenia do nich nie trafiają.- Mogę więc przypuszczać, że znasz przyczynę suszy? - zaryzykował stwierdzenie Kalamadea.- Domyślam się - odparł Kelyan z pewnym ożywieniem.- Jeszcze przed moim urodzeniem ten głupiec Dyran zaczął kom­binować z pogodą i przekonał innych, żeby też spróbowali.W efe­kcie nie ma już czegoś takiego jak normalna pogoda.To właśnie doprowadziło do ruiny moją rodzinę.Nasza śliczna, mała posiad­łość była tak często zalewana powodzią, że zmieniła się w bagnisko i teraz nie ma tam nic, prócz mokradła i lasu deszczowego.- Jeśli ktoś z twojej rodziny opowiedział się po niewłaściwej stronie w stosunku do Dyrana, to zapewne nie był to wcale przy­padek - wtrącił Mero.Błysk gniewu w oczach elfa starczył tu za odpowiedź, po czym Kelyan dodał:- Skoro więc w jednej okolicy spadł taki nadmiar deszczu, to woda musiała zostać zabrana z innego miejsca.Kalamadea kiwnął głową, lecz nie odezwał się.- Bardzo ważny jest ten zespół czterech namiotów w środku obozu - wyjaśniał dalej Kelyan.- Ten wysunięty na wschód należy do Jamala, wodza wojennego.Ten od strony zachodniej do arcykapłana Żelaznych Ludzi.Natomiast pod żadnym pozorem nie wchodźcie do północnego i południowego, chyba że zabierze was tam kapłan.Są one poświęcone duchom i będą was bili do półśmierci, jeśli je sprofanujecie.Potem zmuszą was do przejścia przez rytualne oczyszczenie, podczas którego będziecie żałować, że jednak wcześniej was nie zabili.Mówiąc to, miał tak ponurą minę, że Shana zaczęła się zasta­nawiać, czy o tym także nie przekonał się na własnej skórze.W tej chwili w wejściu do namiotu pojawiła się kobieta z płaskim koszykiem pięknie utkanym z trawy.Kelyan natychmiast się podniósł i odebrał go od niej, po czym postawił koło nich.- Zjesz? - zawołał przez ramię do Haldora, siadając.Haldor potrząsnął przecząco głową.Kelyan wzruszył ramionami.- Twoja strata.Wskazał im dłonią koszyk zawierający stosik płaskich, białych krążków, paski czegoś, co wyglądało na przyrumienione mięso, cebule, zestaw okrągłych filiżanek, skórzany bukłak i miseczkę z czymś białym.- To płaskie to jest chleb, no, powiedzmy coś w tym rodzaju, te paski to wołowina, całkiem smaczna, choć trochę twarda.W mi­seczce jest masło, a w bukłaku świeże mleko.Rano dostaniecie chleb i ser, a do popicia też mleko.- Sięgnął po kromkę chleba, zręcznie zawinął w nią pasek mięsa i cebulę, po czym nalał sobie filiżankę mleka.- Tam na południu robili go z jęczmienia, ale już dawno się skończył.Nie mam pojęcia, jak tu sobie poradzą.Przed suszą jedzenie było o wiele lepsze i bardziej urozmaicone, bo handlowali tam z rolnikami.- Uniósł brwi, patrząc na Shanę, która przerzucała gorący kawałek mięsa z jednej ręki do drugiej.- Przypuszczam, że w tych bzdurach o chęci handlowania z nimi nie ma odrobiny prawdy?- Cóż - odparła, wkładając wreszcie mięso do chleba i dmuchając na palce, by je ochłodzić - tak się składa, że jest.My, to znaczy czarodzieje, mieliśmy kolejne starcie z elfimi wład­cami, które tym razem zakończyło się nieco korzystniej dla nas.Zawarty z nimi rozejm ustanowił, że możemy, nie napastowani, udać się w te tutaj okolice i osiedlić się.Mamy pewne towary, które możemy wymienić, a łatwiej jest uzyskiwać rzeczy poprzez handel, niż używać magii, żeby je stworzyć.“Co prawda niewielu z nas potrafi naprawdę coś stworzyć - dodała w duchu - lecz niech sobie myślą, że umiemy, tak jak wielcy lordowie elfów”.- Hmm.Nie powiedział już nic więcej, tylko jadł szybko i zręcznie, po czym popił posiłek mlekiem.Shana poszła za jego przykładem, stwierdzając przy tym, że pożywienie wcale nie było złe, chociaż szybko mogłoby się znudzić.Kalamadei i Mero posiłek zajął znacznie więcej czasu, co wy­korzystała, by wraz z Kemanem zdać elfom relację z wydarzeń, które miały miejsce podczas pobytu Kelyana i Haldora w niewoli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl