[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogła złapać oddechu.Podskoczyła w ciemności i krzyknęła na Avaccusa.Z gardła oprócz okrzyku wydobył się dym, który natychmiast wrócił do płuc, gdy wciągnęła powietrze.W jaskini unosiły się gęste kłęby.“Co tu się dzieje?!” – zawołała w duchu.– Avaccusie! – Zatoczyła się w kierunku, gdzie po raz ostatni widziała mnicha.Jej płuca płonęły.Serce waliło szaleńczo, w dziwnym rytmie.Raz po raz zatrzymywało się na moment.Dym parzył krtań.– Avaccusie!Odpowiedziała jej głucha cisza.Wpadła w popłoch.Brakowało tlenu.Uderzyła się boleśnie o kamień.Ból przeszył całą nogę, a w oczach stanęły łzy.Z coraz większym trudem panowała nad pęcherzem.Nie mogła już dłużej wytrzymać – i choć wiedziała, że to nierozważne, wzięta jeszcze jeden oddech.Wstrętne, gęste od dymu powietrze zatkało płuca.Kaszląc i wymiotując, wyciągnęła ręce i po omacku zaczęła szukać drogi.Ciemność przeobraziła grotę w rozwartą paszczę rekina.Każda skała była ostrym zębem.Czerń zamykała się wokół niej niby przełykająca gardziel.– Na pomoc! – wrzasnęła.– Na pomoc! – Krzycząc, popełniała kolejne głupstwo.Choć w duchu zganiła się za nie, krzyknęła ponownie.Za chwilę wpadnie w histerię.Ktoś podłożył ogień, aby się ich pozbyć.Uzmysłowiła sobie na wpół świadomie, że gdyby razem z dymem nie nabrała do płuc chociaż odrobiny powietrza, już by nie żyła.Zaniosła się kaszlem.Musiało upłynąć kilka sekund, zanim przyszła do siebie.Gdy wypluła smolistą ślinę, gdzieś z prawej strony dobiegło stęknięcie.– Avaccusie! – Nie czekając na odpowiedź, udała się w stronę głosu.Ciemność napierała zewsząd niczym czarna para.Oddychając płytko, przez nos, aby choć w części przefiltrować dym i kurz, przemierzała wolno jaskinię.Ból szarpiący nogę przestrzegał, by stąpała ostrożnie, płuca zaś piekły nieznośnie i zdawały się być na pograniczu eksplozji.Za przewodnika miała jedynie wyciągnięte ręce.Znów rozległ się dźwięk.Cichszy, krótszy – brzmiał jak ostatnie tchnienie.Wdepnęła w ser.Mleczny, kwaśny zapach wydobył się spod pękniętej skorupy niczym pyłek kwiatowy.Kichnęła.Płuca oczyściły się na ułamek sekundy, więc wzięła głębszy oddech.Kiedy obcierała usta nadgarstkiem, rozgniotła piętą kolejny krążek sera.Były wszędzie.Zdenerwowana, ruszyła śmiało do przodu, wpadając na kolejne sery.Kichanie pomagało – usuwało z nosa drażniącą maź i oczyszczało gardło.Kiedy zbliżyła się do miejsca, skąd musiało dobiec stęknięcie, wdepnęła w krąg sera, który jeszcze nie dojrzał.Rozprysnął się niczym suflet, ochlapując kamienie ciepłym, spleśniałym płynem.Tessa pośliznęła się, straciła równowagę i upadła na ziemię.Wylądowała miękko na serach.Nosem dotknęła kamienia.Kiedy zaczerpnęła oddechu, ażeby się uspokoić, odkryła,że powietrze jest czystsze.Płuca nie miotały się już z taką desperacją.Po prostu wciągały powietrze.To oczywiste – dym unosił się do góry.Najbezpieczniej było położyć się na ziemi.Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała?Zaniechała jednak dalszych rozważań i przeczołgała się nad ostatnim serem, nie podnosząc nosa znad kamienia.Gardło ciągle piekło, ale czuła, że mięśnie w klatce piersiowej powoli rozluźniają się i uwalniają płuca.– Avaccusie! – wrzasnęła.– Odezwij się, bo nie mogę cię znaleźć!W grobowej ciszy ciemność wydawała się jeszcze ciemniejsza.W oczekiwaniu na odpowiedź podniosła dłoń do pierścienia.Był na swoim miejscu.Przed zaśnięciem dokładnie go przywiązała.Gdy go dotknęła, wspomniała wszystko, co Avaccus wyjawił jej o efemerydach.Jak to się stało, że jedna z nich znalazła się w jej rękach?Tuż przed nią rozległo się ciche drapanie.Puściła pierścień i podpełzła bliżej.Dymu przybywało i szczelina powietrzna na dnie jaskini zaczęła się kurczyć.Rosła temperatura.Sięgnęła ręką i złapała za coś gładkiego i ciężkiego.Gdyby nie fakt, że ów przedmiot był ciepły, wzięłaby go za drewnianą lub metalową pałkę.Okazało się jednak, że trzyma nogę mnicha.Potrząsnęła nią.– Avaccusie, obudź się, obudź! – Skoro nie było odpowiedzi, potrząsnęła mocniej.– Proszę, obudź się! – Wszystko na darmo.Przytknęła nos do ziemi i zaczerpnęła powietrza.Avaccus musiał przez cały czas leżeć pośrodku groty, więc chyba oddychał świeżym powietrzem.Dlaczego nie reagował?Przeklinając ciemności, dym i co tylko przyszło jej na myśl, pochyliła się i złapała mnicha za ramiona.Panika i złość na niesprawiedliwość, jaka spotykała ją na każdym kroku w tym piekielnym miejscu, dodały jej sił: potrząsała ciałem Avaccusa z dziką furią.Nie mógł umrzeć, bo jeśli tak się stanie, będzie to jej wina.Nie dla niego ten dym był przeznaczony.– Obudź się! – krzyknęła tak głośno, jak potrafiła.– Obudź się!Z gardła Avaccusa wydobył się zduszony, chrapliwy głos.Szybko przyłożyła usta do ziemi, odetchnęła pospiesznie i nacisnęła pięścią pierś starca.Jego ciało było równie ciężkie i sztywne jak ołowiany pancerz.Co też uczyniło z nim tych dwadzieścia lat spędzonych w jaskini?– Hej, Avaccusie! – nie ustępowała.– Weź oddech!Pierś mnicha uniosła się pod ręką Tessy.Ciało przeszył dreszcz, a mięśnie klatki piersiowej zaczęły drgać rytmicznie.Starzec odetchnął, od razu plując i zanosząc się kaszlem.Usiłował unieść głowę, ale Tessa nie pozwoliła mu na to.Nie chciała, żeby powtórzył jej błąd.Stanie lub siedzenie oznaczało pewną śmierć.Gorące kłęby dymu przepływały Tessie po plecach.Nie snuły się już bezładnie po jaskini, tak jakby teraz powzięły jakiś zamiar.W dali usłyszała delikatne, stłumione trzaskanie.Ogień.– Avaccusie – zwróciła się do mnicha, choć nie wiedziała, czy starzec zdołają zrozumieć.– Musimy się stąd wydostać.Jak trafić do wyjścia?Powtórzył się atak kaszlu, a potem nastąpiło straszne, ciche charczenie starego człowieka, walczącego o oddech.– Idź prosto, przez sery.Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że Avaccus przemówił.Jego głos był bardzo słaby.Zassała nieco powietrza i powiedziała:– Musisz przewrócić się na brzuch i trzymać usta przy ziemi.Tylko tak można oddychać.– Zanim skończyła mówić, dym zaczął drapać ją w gardle.Powietrze na dnie jaskini nie było już takie świeże.– Idź sama – wykrztusił Avaccus.Między słowami odkaszlnął.– Nie uda mi się dojść do wyjścia.Byłbym ci tylko ciężarem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]