[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przychodzisz w środku nocy z książką pisarza, coś zaczynasz, nie kończysz& Wieszjeszcze, o co ci chodziło i z czym przyszedłeś? Wiem, wiem& odezwał się po chwili stary Miśkiewicz, nie przestając bębnić w blatpalcami. Tylko jakoś tak nie kojarzę samobójstwa pszczelarza& Bo to nie było w twojej kompetencji.Pszczelarz nie z naszego rejonu odparł młody. Mogłeś nie słyszeć.A nawet jakbyś coś słyszał, to& jeśli wierzyć pamięci Jaszczuka& coinnego przykuło wtedy twoją uwagę.Na trzynaście kolejnych lat.Sam już teraz nie wiem,na czym to w tej bieżącej, tu i teraz, stanąłem.Zabierz, ojciec, tę książkę i idz spać, bo zaczynamjuż tracić nerwy.Jak chcesz, to ci powiem, ile mnie obchodzi ta książka i zdjęcie WzgórzaWilków zrobione przez pisarza na okładce. Trzynaście lat temu& szepnął stary, nie zwracając uwagi na jego zniecierpliwienie.Uniósł wysoko głowę i spytał: Masz jakiś kontakt z Gawlińską?Syn spojrzał na niego beznamiętnym wzrokiem, po czym spokojnym głosemodpowiedział: Nieustający.Za każdym razem, jak ją radar za krzyżówką namierzy. Ale jakiś telefon& Do niej czy do tej& jak jej tam& Magnolii.Młody komendant wstał, wsunął ręce do kieszeni, zrobił parę kroków od jednej ścianydo drugiej, zatrzymał się koło pudła z bimbrem i utkwił w nim wzrok.Po chwili odwrócił sięw stronę ojca, zaczerwieniony ze złości, a wtedy odezwał się szybko mecenas Lorka: No przecież ja mam! Wyjął z kieszeni telefon. Co pan chce od Gawlińskiej? O tejporze& Od niej to nic.Tylko od Tuśki. Czego chcesz od tej gówniary, ojciec?! wrzasnął młody komendant.Rzucił siędo stołu, oparł mocno ręce na jego blacie i pochylił się nad starym: Nie mów mi, że gówniarasiedzi z tymi wariatkami o tej porze w Magnolii.Mecenas już wybrał numer i czekając na połączenie, przenosił wzrok z ojca na syna.Pochwili się odezwał: Pani Cześko& chwileczkę& Co pan chce wiedzieć od Gawlińskiej? Niech się zapyta Tuśki, kiedy się urodziła. Niech pani zapyta Tuśkę o datę urodzenia& To nieistotne, pani Cześko.Niech pani poprostu ją spyta& Czekał chwilę z telefonem przy uchu, przenosząc wzrok z młodegokomendanta na ojca, w końcu powiedział: Trzynasty lipca dwa tysiące.Młody komendant z hukiem odsunął krzesło od stołu pod ścianę i na nie opadł.Wyciągnął nogi do przodu, przymknął oczy. Trzynasty lipca& zaczął stary Miśkiewicz, zerkając od niechcenia na syna. Dzieńpo śmierci Lenki Sikorówny& Nie, panie komendancie sprostował od razu Zenek Jaszczuk. W dniu śmiercipszczelarza.Chociaż z tego, co ludzie gadali, to pszczelarz już mocno zimny dyndał, jak gosiostra znalazła.Od poprzedniego dnia. Czyli od dwunastego& zastanowił się stary komendant.Jego syn otworzył oczy. Coś ci się, ojciec, zaczęło układać? spytał drwiąco. Połączysz teraz każdą nagłą czynaturalną śmierć w okolicy ze śmiercią Sikorówny.Masz już wspólny mianownik? Bo chybamusi jakiś być, żeby jedną sprawę łączyć z inną, poza samym faktem śmierci. Zerwał sięz krzesła, uderzył ręką w stół i zaśmiał się nerwowo.W jednej chwili spoważniał, wyciągnął ręcew stronę ojca, i pochylił się nad stołem. Trzynaście lat zmarnowałeś, szukając najpierw LenkiSikorówny, a potem jej rzekomo żyjącego dziecka. Może nie zmarnowałem& odparł tamten. Może tylko coś przegapiłem.Czy tozdjęcie zwrócił się do Maurycego mógł pan pstryknąć dwunastego lipca dwutysięcznegoroku? Właśnie tego dnia je zrobiłem odparł Maurycy.Spojrzał staremu w oczy, przykryłdłonią książkę, po czym rozejrzał się wokoło bezradnym wzrokiem. Skąd pan tak dokładnie to pamięta? spytał mecenas Lorka. Po prostu pamiętam. Skąd? To był& powiedzmy& przełomowy dzień w moim życiu. Coś pan wtedy zobaczył? Coś przeżył? Coś pana uderzyło? padały pytania jednoza drugim.Maurycy nawet nie wiedział, kto i w jakim celu je zadaje.Pokręcił niepewnie głową. To nie ma absolutnie żadnego znaczenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]