[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pustelniczka musiała przybrać imię na cześć tejwłaśnie świętej.Brat Marek z determinacją kontynuował swą wędrówkę, wmilczeniu posuwając się wąską ścieżką.Otaczające ich drzewalśniły wilgocią po porannym deszczu.Las, po części liściasty,po części porośnięty iglakami, zapraszał, by do niego wejść,lśniąc blaskiem wczesnego popołudnia, choć raczej nienależało się weń zapuszczać w pojedynkę. Każda wiosna jestwyjątkowa i każda jest zachwycająca" myślał Cadfael, zzachwytem kontemplując otoczenie pomimo niepokoju oHeledd. Co roku wydaje się, że takiej wiosny jeszcze nigdynie było, a Bóg pokazuje, iż niemożliwe jednak staje sięmożliwe".Wyprzedzający go nieznacznie Marek zatrzymał się, uważniespoglądając przed siebie.W pewnej odległości, choć jużniedaleko, pomiędzy drzewami lśniło jakieś światełko.Refleksy światła odbijały się też w płynącej nieopodal wodzie.Zbliżali się do cieśniny.Po lewej stronie wąska ścieżkaprowadziła ku niskiej chacie, stojącej o kilka jardów od dróżki. Oto miejsce, którego szukamy. Dziewczyna była tutaj rzekł Cadfael.Trawa była mokra i nieporuszona żadnym powiewem wiatru.Lśniły na niej kropelki rosy, jednakże po ciemniejszym śladziewidać było, że przejeżdżał tędy koń.Droga, którą przyjechałatutaj Heledd, była dobrze widoczna, ale potem dziewczyna,widocznie z powodu deszczu, ruszyła w leśny gąszcz.Mniejsze zdzbła trawy były połamane, a tam, gdzie trawa byławiększa, odznaczyły się ślady końskich kopyt, wyrazniewskazując kierunek jazdy. I odjechała dodał Cadfael około poranka.Zsiedli z koni i udali się do chaty.Była mała i niska, z jednątylko izbą.Służyła kobiecie, która nie miała prawie żadnychpotrzeb.Pod jedną ze ścian znajdował się kamienny ołtarzyk,przy drugiej słomiany siennik.Za chatą zobaczyli skrawekziemi, na którym pustelniczka hodowała warzywa i zioła.Drzwi były zamknięte, ale ani na zewnątrz, ani wewnątrz niebyło widać żadnego porządnego rygla, a małą zasuwkę możnabyło bez trudu otworzyć.Teraz w chacie nie było nikogo.Nonna wypełniła życzenie biskupa i udała się wraz z eskortą doBango-ru, choć nie wiadomo, czy miała na to ochotę.Jeślipodczas jej nieobecności w chacie pojawił się gość, to terazzniknął.Jednakże gomiędzy drzewami widniała kępa świeżejtrawy, na której najwyrazniej pasł się koń, pozostawiwszyślady kopyt.Musiało to mieć miejsce przed ulewą, bo nazdzbłach wisiały nietknięte kropelki rosy.W jednym miejscuwidniały natomiast końskie odchody, trochę już wyschnięte. Przyjechała tutaj nocą rzekł Cadfael a odjechałarankiem, po deszczu.W którą stronę, któż to wie! Przybyła doLlandeiniolen z głębi lądu, ominąwszy góry i przebywszy las,tak jak mówił to ksiądz.Musiała podążać do jakiegoś azylu, znadzieją, że jakiś duchowny albo pustelnik ją przyjmie.Takmusiało być, skoro zadała sobie tyle trudu,by tu dotrzeć.Ale skąd możemy wiedzieć, gdzie jest teraz? Może już wiedzieć o niebezpieczeństwie od morza powiedział Marek. W takiej sytuacji z pewnością nieudałaby się na zachód.Ale udać się z powrotem do Bangoru,do swego przyszłego męża? Zbyt wiele już ryzykowała, bytego małżeństwa uniknąć.A może powróciła do Aberu, doojca? To jednak również nie uratowałoby jej przedniechcianym zamążpójściem. Nie uczyniłaby tego odparł Cadfael w żadnym razie.Jakkolwiek może wydawać się to dziwne, Heledd kocha ojcatak samo mocno, jak go nienawidzi.Jedno uczucie jestodzwierciedleniem -drugiego.Nienawidzi go, bo ona kochaojca bardziej niż on ją był wszak gotowy szybko się jejpozbyć, byle tylko fakt, że posiada potomstwo, nie kładł sięcieniem na jego reputację.Heledd doskonale o tym wiedziała,jak pamiętam. Ja również to pamiętam powiedział Marek. Niemniej jednak nie uczyniłaby nic, by zaszkodzić ojcu.Odmówiła wstąpienia do zakonu.Na małżeństwo zgodziła siętylko ze względu na Mei-riona, akceptując je jako mniejsze zło.Kiedy jednak nadarzyła się okazja, postanowiła raczej usunąćsię z życia ojca, niż przyjąć los, który zaplanowali dla niej inni.Wzięła swoje życie we własne ręce, przygotowana na ryzyko ipłacenie kosztów takiej decyzji, pozbawiając ojca kłopotu.Wtakiej sytuacji nie ma mowy o powrocie. Ale kanonik Meirion wcale nie pozbył siękłopotu rzekł roztropnie Marek. Teraz myśli o niejbardziej niż wówczas, gdy mieszkali razem i widział jąkażdego dnia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]