[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza tym, jeżeli instynkt go nie myli, wielki mistrz Zakonu Syjonu właśnie przekazał legendarny klucz sklepienia, należący od wieków do bractwa, swojej wnuczce, polecając jej równocześnie odnaleźć Roberta Langdona.Niewyobrażalne!Langdon daremnie szukał okoliczności, które tłumaczyłyby zachowanie Sauničre’a.Jeżeli Sauničre obawiał się, że może stracić życie, było przecież trzech seneszali, którzy też znali tajemnicę, a więc gwarantowali bezpieczeństwo zakonu.Dlaczego Sauničre podejmowałby tak ogromne ryzyko przekazywania klucza sklepienia swojej wnuczce, zwłaszcza w sytuacji, kiedy od dziesięciu lat z nią nie rozmawiał? Dlaczego miałby wciągać w całą sprawę Langdona.Człowieka całkowicie obcego?W tej układance ciągle czegoś brak — pomyślał Langdon.Wyglądało na to, że na odpowiedzi na piętrzące się pytania trzeba będzie jeszcze poczekać.Usłyszeli odgłos coraz wolniej pracującego silnika i oboje podnieśli głowy.Spod opon dochodził dźwięk miażdżonego żwiru.Dlaczego Vernet już zjeżdża z autostrady? — zastanawiał się Langdon.Obiecał, że wywiezie ich za miasto w bezpieczne miejsce.Ciężarówka zwolniła i jechała teraz w ślimaczym tempie po wybojach i wertepach.Sophie rzuciła Langdonowi niepewne spojrzenie i szybko zamknęła i zabezpieczyła wieko szkatułki.Langdon włożył marynarkę.Furgonetka zatrzymała się; wciąż słyszeli odgłos pracującego silnika, a zaniki w tylnych drzwiach zaczęły się otwierać.Kiedy drzwi stanęły otworem, Langdon ze zdziwieniem stwierdził, że Vernet zaparkował gdzieś w zalesionej okolicy, z dala od drogi.Nagle go zobaczyli.Na jego twarzy malowało się napięcie.W dłoni trzymał pistolet.— Bardzo mi przykro — powiedział.— Naprawdę, nie miałem wyboru.Rozdział 49André Vernet wyglądał dziwnie z pistoletem, ale w oczach miał determinację i Langdon wiedział, że niemądrze byłoby poddawać go jakimkolwiek próbom.— Obawiam się, że muszę nalegać — powiedział Vernet, mierząc do nich z broni, kiedy stali oboje na stalowej podłodze furgonetki.— Niech pani postawi to pudełko.Sophie trzymała mocno szkatułkę, przyciskając ją do piersi.— Powiedział pan, że dziadek i pan byliście przyjaciółmi.— Moim obowiązkiem jest ochraniać majątek pani dziadka — odparł Vernet.— I właśnie to czynię.Proszę postawić pudełko na podłodze.— Mój dziadek zawierzył je mnie! — zaprotestowała Sophie.— Nie będę więcej dyskutował — powiedział stanowczo Vernet, podnosząc pistolet.Sophie położyła szkatułkę przy swoich stopach.Langdon widział teraz, że lufa pistoletu kieruje się ku niemu.— Panie Langdon — powiedział Vernet — proszę przynieść pudełko tutaj, do mnie.I proszę pamiętać, że każę to zrobić panu, ponieważ do pana nie zawaham się strzelić.Langdon przyglądał się bankierowi, nie wierząc w to, co się dzieje.— Dlaczego pan to robi?— A jak pan myśli? — odparł nerwowo Vernet, a w jego angielszczyźnie słychać było coraz silniejszy obcy akcent.— Bronię powierzonego mi majątku klienta.— My teraz jesteśmy pana klientami — powiedziała Sophie.Twarz Verneta była teraz jak maska, uległa niesamowitej przemianie.— Mademoiselle Neveu, nie wiem, jak zdobyła pani klucz i numer rachunku, ale nie ma żadnych wątpliwości, że nie postępowała pani uczciwie.Gdybym wiedział, jakie zbrodnie na was ciążą, nigdy bym wam nie pomógł opuścić banku.— Mówiłam już — powiedziała Sophie — że nie mieliśmy nic wspólnego ze śmiercią dziadka!Vernet spojrzał na Langdona.— A jednak w radiu mówią, że jesteście poszukiwani nie tylko za zabójstwo Jacques’a Sauničre’a, ale również za zabójstwo trzech innych osób.— Co takiego? — Langdon był jak rażony piorunem.Trzy inne morderstwa? Ta liczba zrobiła na nim większe wrażenie niż fakt, że to on jest głównym podejrzanym.Wydawało się nieprawdopodobne, że to może być przypadek.Trzej seneszale? Langdon opuścił wzrok i spojrzał na szkatułkę z różanego drewna.Jeżeli seneszale zostali zamordowani, Sauničre nie miał wyboru.Musiał komuś przekazać klucz sklepienia.— Oddam was w ręce policji i już oni się wami zajmą — powiedział Vernet.— Mój bank i tak jest w to za bardzo zamieszany.Sophie patrzyła z wściekłością na Verneta.— Panie Vernet, ani przez chwilę nie miał pan zamiaru oddawać nas w ręce policji.W takim razie zawiózłby nas pan z powrotem do banku.Tymczasem pan trzyma nas na muszce gdzieś w lesie za miastem.— Pani dziadek korzystał z moich usług z jednego powodu, by jego własność była bezpieczna i by nikt się o niej nie dowiedział.Niezależnie od tego, co zawiera to pudełko, nie mani zamiaru pozwolić, żeby ktoś umieścił je na liście dowodów w śledztwie w sprawie o morderstwo.Panie Langdon, proszę mi je przynieść.Sophie pokręciła głową.— Nie rób tego.Nagle huknął strzał i w ścianę nad nimi uderzyła kula.Dudniący odgłos niemal zatrząsł furgonetką, łuska spadła na podłogę i uderzyła o metal.Cholera! — Langdon zamarł w miejscu.Vernet odezwał się teraz tonem, w którym było więcej pewności siebie.— Panie Langdon, niech pan podniesie to pudełko.Langdon podniósł je i trzymał w dłoniach.— Teraz proszę mi je przynieść.— Vernet mierzył z broni w ten sposób, że nie mógłby nie trafić.Stał na ziemi, tuż za tylnym zderzakiem, a broń miał wymierzoną prosto w Langdona i Sophie stojących w tyle furgonetki.Trzymając szkatułkę, Langdon szedł powoli przez pakę furgonetki w kierunku otwartych tylnych drzwi.Muszę coś zrobić! — myślał.Za chwilę mu oddam klucz sklepienia zakonu.Kiedy Langdon szedł w kierunku otwartych drzwi furgonetki, zdał sobie sprawę, że jest trochę wyżej od Verneta, i zaczął się zastanawiać, czy może w jakiś sposób wykorzystać tę przewagę.Lufa pistoletu Verneta, chociaż unosił go lekko w dłoni, była na poziomie kolan Langdona.Może by go tak solidnie kopnąć? Niestety, kiedy Langdon się zbliżał, Vernet chyba wyczuł zmianę w jego postawie i zrobił kilka kroków do tyłu, ustawiając się jakieś półtora metra dalej, poza zasięgiem rąk i nóg swojej ofiary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]