[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Słyszałem, jak mówili, że przesłał jakąświadomość na południe do swoich ludzi w Ceredigionie.Niktnie wie jaką.Czy mająprzybyć zbrojnie i przyłączyć się doniego, czy też zbierać pieniądze i bydło, jeśli będzie musiałzapłacić to, co nam obiecał.Kiedy przybędzie posłaniec,pytając o niego, będzie się spodziewał korzyści, a nie krzywdy.Było coś jeszcze do powiedzenia, owoc uważnego słuchania.— Owain nie chciał go mieć blisko.Zebrał więc swoich ludzii założył swoją kwaterę na południowym skraju obozu,najbliżej zatoki.Tam może wpuścić posłańca ze swoichdawnych ziem bez wiedzy Owaina.On zagra jedną rękąprzeciw drugiej, jeżeli dostrzeże w tym korzyść — mówił Leifz mądrą miną.Nikt się z nim nie spierał.Każdy, kto znał Cadwa-ladra,wiedział, że to prawda.Duńczycy nie od razu zdali sobie z tegosprawę, teraz już wiedzieli jednak, co myśleć.Leif natomiastmoże być posłańcem równie dobrze jak każdy.W wiekuczternastu lat walijski chłopiec staje się mężczyzną i jest zatakiego uznawany.Okręt zbliżał się powoli do brzegu.Zarysy wydm, pasmakamieni i rozproszonych krzewów ukazywały się jakociemniejsze lub bledsze plamy w ciemności, prześlizgujące siępo ich prawej stronie.Wkrótce zewnętrzny skraj walijskiegoobozu stał się raczejwyczuwalny niż widzialny — dzięki sygnałom ludzkiejobecności, dymowi z ognisk, żywicznej woni świeżozrąbanego drewna nowej palisady czy mrukliwym odgłosomnieustającej nawet w nocy aktywności.Sternik skierował łódźjeszcze bliżej, uważając na falującą trawę morską pod spokojnąpowierzchnią wody na płyciznach, dopóki nie minęli głównejczęści obozu i nie zbliżyli się do jego południowego skraju,gdzie Cadwaladr miał swój obóz wewnątrz obozu, ściągając dosiebie dawnych stronników, których przywiązanie do jegobrata było mniej pewne niż przywiązanie do ich byłego księcia.Niejeden posłaniec mógł się tam z nim spotkać, docierały teżwieści, poza miłymi, że jego szczodrość jest nadal pamiętana, aon sam uważany jest za pana, któremu należy się wierność.Niektórzy mogli mu także przypominać o zobowiązaniach iniespłaconych długach.Linia wybrzeża cofnęła się przed nimi, odchylając się nazachód, i zbliżyła się stopniowo znów do nich, gdyprześlizgnęli się obok słabego ciepła i ruchu, które można byłoodczuć tylko jakimś pierwotnym instynktem jako obecnośćinnych istot ludzkich, niewidzianych i niesłyszanych, czujnychi wrogich, które zapadły za nimi w pustkę i ciszę nocy.— Jesteśmy już za obozem — powiedział Turcaill na uchosternikowi.— Wysadź nas na brzegu.Wiosła zanurzyły się cicho.Smukły mały okręt wślizgnął sięgładko między kępy traw i lekko jak piórko dotknął dna.Leifprzerzucił nogi przez burtę i zeskoczył na płyciznę.Miał podnogami ubity pia-sek i wodę do pól łydki.Obejrzał się na linię brzegu, któryminęli.Nad ciemnym obozem wisiała jeszcze słaba łuna,pozostałość dnia.— Jesteśmy blisko.Czekajcie, aż wrócę z wieścią.Zniknął, przemykając się wśród łobody i krzewów, by wspiąćsię na wydmy, które były tutaj wąskie i szybko przechodziły wzaniedbane pastwiska, a potem w pola uprawne.Jego szczupłycień wtopił się w cichą, gęstą ciemność.Po kwadransie był z powrotem, wyślizgując się z nocy cichoniczym pasmo mgły, wcześniej, niż się spodziewali, chociażczekali cierpliwie, nadstawiając uszu na każdy obcy dźwięk.Leif przebrnął przez łobodę i chłodną płytką wodę, dotarł doburty i wyszeptał podniecony:— Znalazłem go! I to blisko! Ma na straży swojegoczłowieka.Nic prostszego, niż go podejść skrycie od tej strony.Nie spodaiewają się żadnego ataku od lądu, może więcwychodzić i wracać, jak chce, i tak samo ci, którzy wolą go odOwaina.— Nie byłeś w środku? — pytał Turcaill.— Za tymstrażnikiem?— Nie było potrzeby! Tuż przede mną wszedł tą drogą dośrodka ktoś inny.Przyszedł z południa.Byłem dość blisko, bysłyszeć, jak wzywa wartę.Ledwie otworzył usta, a już witanogo w środku.Widziałem, dokąd go prowadzą.Nie ma tam teraznikogo, tylko Cadwaladr i jego gość, i tylko jeden strażnikmiędzy nimi a nami.— Jesteś pewny, że Cadwaladr tam jest? Nie mogłeś gowidzieć.— Słyszałem jego głos.Czekałem na to od wyjścia z Dublina— odparł stanowczo chłopak.— Myślisz, że nie znam jegogłosu?— A słyszałeś, co mówił? Jak nazwał tego drugiego?— Nie po imieniu.„To ty!", powiedział głośno i wyraźnie, alebez imienia.Był jednak bardzo rad z widoku tamtego.Możecieich mieć razem po uciszeniu straży.Sam wtedy poda swe imię.— Przyszliśmy po jednego i z jednym wrócimy — odparłTurcaill.— I żadnego zabijania.Owain jest poza tym sporem,ale szybko by się włączył, gdybyśmy zabili jednego z jegoludzi.— A czy nie ujmie się za bratem? — zdziwił się Leif.— Dlaczego miałby się martwić o brata? Pamiętajcie, żeCadwaladr ma wyjść z tego bez draśnięcia! Kiedy zapłacinależny okup, może odejść nietknięty, jak wtedy gdy naswynajął.Otir wie to lepiej niż kto inny.Dość gadania.Pospieszmy się, a odpłyniemy z falą.Ułożyli swoje plany zawczasu, a choć nie wzięli w nich poduwagę niespodziewanego przybysza z południa, przystosowalije po prostu do jego obecności.Dwóch ludzi w namiocie naskraju obozu będzie łatwym celem, gdy tylko strażnik zostanieobezwładniony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl