[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Takich nawróconych na poły,przechodzących już częściową transformację, to jestpowrót do człowieczej postaci, detektyw widział sporo.Pod pomnikiem Mickiewicza zauważyli szczególnezgromadzenie.Na stopniach postumentu demonstrowałanieliczna grupa litewska, której nie dopuszczono tej nocyprzed arcychrześcijańskie oblicze.Litwini wznosili grozneokrzyki i wymachiwali transparentami z napisem: Papieżu! Przywróć nam Dziady! Chodziło, jak wyjaśniładziewczyna, o pradawny pogański obrzęd wywoływaniaduchów, potępiony przez głowę katolickiego kościoła iścigany przez Zwięte Oficjum.Selene sprowadziła go w dół po schodkach do Piwnicypod Baranami, gdzie krakowska bohema, sklonowani wwiększości artyści i inteligenci, odprawiała swojedekadenckie, nieraz bluzniercze misteria, racząc się obficieabsyntem i zwyczajną siwuchą.Tajna straż przymykałaoczy na artystowskie ekscesy, i tak bowiem nikt owychdziwactw nie traktował poważnie.Czarodziejka zwróciłauwagę cudzoziemca na malowniczą postać StachaPrzybyszewskiego, genialnego pijaka i erotomana, któryprzy-wlókł do tego podziemnego przybytku dwiesłonecznice z Bronowic.Wystraszone i zawstydzonewiejskie dziewuchy w barwnych kieckach chichotały iodsuwały się, kiedy bardzo już pijani bywalcy lokalupróbowali je obmacywać.Wydawały się jednakoczarowane, iż zostały dopuszczone do tak niezwykłegotowarzystwa.Z minuty na minutę stawały się corazbardziej senne, toteż Stach poił dziewki mocną kawą, anawet podsuwał ukradkiem spore dawki zakazanej wKrakowie kokainety.W obrębie Stolicy Apostolskiejtępiono również wampiryzm, a także wilkołactwo, Azimowmiał więc nadzieję, że lekkomyślne słonecznice wrócą dodomu całe i zdrowe.W głębi lochu rej wodził siwobrody starzec wsłomkowym kapeluszu.Klęcząc u stóp czarnowłosej damy,którą Selene nazwała panią Ewą , próbował śpiewać znią na głosy pornograficzną parodię znanej religijnejpieśni, zaczynającej się w tej wersji od słów PenisAngelicus.Ona jednak bełkotała coś o pędzących wsześciokonnych brykach Madonnach.Pozostali gościeochoczo ów śpiew podchwycili, niestety, stan ich zatrutychmózgów sprawiał, że wychodził z tego wielogłosowy,atonalny chaos.Problem anielskiej płci, nad którymgłowiły się w swoim czasie najtęższe umysły ludzkości,wydawał im się zapewne ostatecznie rozwiązany.Widocznie dawni myśliciele nie doceniali inspirującej roliabsyntu pomieszanego z kokainetą.Kola i Selene wyszli z piwnicy na Rynek, byzaczerpnąć świeżego powietrza, którego brakowało wlokalu przepełnionym dymem luborowych papierosów.Wieczorny chłodny powiew niósł wprawdzie cmentarnąwoń zniczy i gnijących jesiennych liści, jednak dawałprzyjemne orzezwienie.Z otwartych wrót kościoła Mariackiego dobiegałaczadowa muzyka kościelna.Rosnący ryk wielu gardełrozbrzmiewał niczym huk morskich fal rozbijających się oskalisty brzeg.Przebijał go zwielokrotniony głos organisty,spełniającego obowiązki disc jockeya:- A teraz gwiazda naszej mszy, siostra Klarysa!Znowu ryk entuzjazmu i burza oklasków.Seleneproponowała Koli chwilowe uczestnictwo w młodzieżowymobrzędzie, lecz detektyw nie był wcale ciekaw szalonychzakonnic.Zbyt często miał z nimi do czynienia wPetersburgu.Poszli więc dalej w stronę bramy Floriańskiej i knajpyMamy Halikowej.Podobno była to niegdyś kawiarniawytworna i artystyczna, jak każda w Krakowie, ostatniojednak zbierały się w niej męty i społeczne wyrzutki,głównie proszalne dziady spod Wawelu i Jasnej Góry.Właśnie w tym osobliwym miejscu mieli naznaczonespotkanie z wybranymi przez Jarowita wspólnikami.Osobnikami, których znali aż nazbyt dobrze.Zarówno Twardowski w pysznym czarnym kontuszu ikołpaku z czaplim piórem, jak i Cagliostro w eleganckiejsutannie sprawiali wrażenie nieco podchmielonych.Obajrozbawieni klaskali do taktu miejscowej wariatce, któratańczyła pośrodku sali, wirując podkasanymi spódnicami.Zpiewała staropolską piosenkę, która musiała się podobaćBorucie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]