[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niczego nie wiem o tych ludziach, ale ciebie znam i wiem, że potrafisz odciągnąć uwagę żołnierzy.Jeśli skoncentrują się na tobie, może uda mi się wtargnąć na tyły.Zrobisz to?- Oczywiście.Ile czasu potrzebujesz?- Tylko kilka minut, by dostać się na miejsce.- Kiedy pozostali odeszli, ściszył głos tak, by tylkoShaw go usłyszał: - McCulloch może wiedzieć o tym napadzie, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że przygotowali zasadzkę.Uważaj na siebie.- Ty również.Powodzenia!Troy wyjął nóż, przeciął nim linę, którą łódka była przywiązana do brzegu, odepchnął ją i wskoczył do środka.Przesunął po omacku ręką po pełnym wody dnie i wyciągnął wiosło.Tylko jedno.Musiało jednak wystarczyć.Odepchnął nim łódkę na głębszą wodę.Poczuł, że prąd unosi ją w kierunku wyspy.Za budynkiem zauważył ledwo widoczną ciemną plamę błota lub piasku i skierował tam łódkę, czując jednocześnie, że jest już na mieliźnie.Kiedy wyskoczył na brzeg, usłyszał strzały z rewolweru.Rozpoczął się atak.Rękami po omacku natrafił na krzaki rosnące przy brzegu; przywiązał łódkę do jednego z nich, słysząc odległe krzyki i coraz częstsze strzały.Żołnierze musieli stawiać silny opór.Ale od tej strony budynku było cicho i ciemno.Zauważył okna, były jednak zbyt małe i za wysoko nad ziemią, by można było wybić szybę i dostać się do środka.Niedobrze.Musiało być jakieś inne wejście.Przebiegł wzdłuż ściany, trzymając w dłoni rewolwer gotowy do strzału.Nic.Dopiero kiedy skręcił za rogiem, spostrzegł w murze małe drzwi.Gdy podbiegł do nich, strzały nagle się nasiliły, a po chwili umilkły.Czyżby atakującym udało się sforsować wejście? Nie, zostali odparci, ponieważ wymiana ognia rozpoczęła się na nowo, na razie tylko pojedynczymi strzałami.Musiał dostać się do budynku.Solidne drewniane drzwi były zamknięte i nie dały się otworzyć, nawet kiedy naparł na nie całym ciężarem swego ciała.Był tylko jeden sposób, by je sforsować.Bardzo hałaśliwy - musiał więc działać szybko.Wystrzelił dwukrotnie, kierując lufę w zamki, i pchnął ramieniem drzwi.Drgnęły.Usłyszał zgrzyt ocierających się o siebie części zamka i drzwi otworzyły się.Troy rzucił się do środka i przeturlał za stertę paczek.Nikt do niego nie strzelał.Na razie.Znajdował się w dużym pomieszczeniu zapełnionym stertami skrzyń.Na przeciwległej ścianie żarzyła się nikłym żółtym płomieniem mała lampa.Cisza.Istniało duże prawdopodobieństwo, że był sam.Musiał iść dalej, gdyż leżąc i chowając się, niczego nie zyskiwał.Powoli podniósł się, trzymając rewolwer gotowy do strzału i podbiegł do drzwi znajdujących się na drugim końcu pomieszczenia.Nagle drzwi otworzyły się i zobaczył w nich ciemną postać.Nie było czasu na myślenie.Instynktownie rzucił się na podłogę, przeturlał się w kurzu i leżąc wyciągnął rękę z rewolwerem.Od strony drzwi posypał się grad kuł rozrywających drewnianą podłogę tuż obok niego.Mógł jedynie wycelować broń w ziejącą ogniem paszczę i naciskać spust tak długo, jak długo starczyło mu naboi.Czekał na odpowiedź przeciwnika.Nie nadeszła.W ciszy wyraźnie usłyszał szelest materiału ocierającego się o drewno i zaraz potem odgłos padającego na podłogę ciała.Światło lampy wiszącej nad trupem odbijało się w jego otwartych, nieruchomych oczach.Na jego piersi błyszczała stal półautomatycznego pistoletu.Troy bez zastanowienia wsuną} swój rewolwer za pas i wyszarpnął Stena z zaciśniętych palców żołnierza.Zobaczył przed sobą pusty korytarz i szereg zamkniętych drzwi.Chwila zastanowienia.Trzymając nad głową pistolet z palcem na spuście, przesunął lewą ręką po martwym żołnierzu i znalazł zatknięte za pas dwa magazynki.Wyjął je i upewniwszy się, że są pełne, wsadził je za swój pas, po czym pobiegł naprzód i jednym kopnięciem otworzył drzwi po drugiej stronie korytarza.To była rzeź.Uzbrojeni w rewolwery i strzelby mężczyźni stojący w oknach odwrócili się w jego stronę, dopiero kiedy otworzył ogień.Grad kuł zdążył przeciąć ich na pół, zanim skończyły mu się naboje.Włożył nowy magazynek i skierował lufę w kierunku rannego mężczyzny, który usiłować podnieść strzelbę.Zabił go.Każdy z nich był żołnierzem.Każdy, którego zabił - czy raczej zamordował.Żołnierze Armii Stanów Zjednoczonych.Ciężko dysząc, zmusił się do przypomnienia sobie, że byli zdrajcami.Zdradzili rząd, złamali przysięgę.Wszyscy byli fanatykami Południa, wszyscy brali udział w spisku mającym na celu obalenie Unii.Nagle wszystko ucichło.Ogień na zewnątrz budynku został przerwany.Powoli wycofywał się tyłem do drzwi, trzymając w ręce pistolet gotowy do wyrzucenia z siebie gradu kuł.Nikt nie ocalał.Cały czas obserwując pomieszczenie, jedną ręką zdjął z drzwi drewniany skobel.- To ty? - usłyszał dobiegający z ciemności głos.Był to głos Shawa.- Tak, chodź tutaj.Jestem pewien, że cały opór został złamany.Na zewnątrz leżało dwóch martwych strażników.Shaw przeszedł nad ich ciałami, otworzył szerzej drzwi i wszedł, dźwigając torby.- Jak było? - zapytał Troy.- Niedobrze.Strażnicy zobaczyli nas i otworzyli ogień.Musieliśmy się wycofać.Potem wróciliśmy i dopadliśmy tych dwóch, ale strzały postawiły na nogi żołnierzy w środku.Wiesz, co było później.- Wiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]