[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Założyłam w łazience czystą piżamę i opatuliłam się w szlafrok.Nieprzerwanie przeczesywałam pamięć w poszukiwaniu wspomnienia o tym, w jakich okolicznościach dostałam pierścionek.Ale w gruncie rzeczy wiedziałam już, że go nie odnajdę.Utraciłam jakąś cząstkę Jamesa.Ta myśl przytłoczyła mnie do tego stopnia, że długo wpatrywałam się tępo w swoje odbicie w lustrze.W końcu zdołałam wziąć się w garść, dołączyłam do doktora i wyszliśmy na korytarz, jednak w głowie powtarzałam raz za razem to samo słowo, kurczowo się go trzymając –James, James, James.ROZDZIAŁ SZÓSTYKrótką chwilę zabawiłam w gabinecie lekarskim, gdzie dr Francis przeprowadziłpodstawowe pomiary wydolności fizycznej i pobrał krew do analizy.Chodziło o upewnienie się, czy zażywam przepisane leki.A potem mogłam już pójść do jadalni.Usiadłam sama przy stoliku w kącie sali.Popijałam sok i pogryzałam jabłko, na nic więcej nie mając ochoty.Zbyt mocno zabolało mnie odkrycie związane z pierścionkiem.W końcu przeniosłam się do niemalwyludnionej o tej porze świetlicy.Tam odnalazłam swoje krzesło przy oknie, usiadłam i bezmyślnie zapatrzyłam się w szybę.Co jakiś czas rozglądałam się uważnie po sali.Spodziewałam się, że w pewnym momencie wychynie skądś szczupła sylwetka Rogera.A na jego ustach pojawi się pytanie, czy dobiję z nim targu.Spokoju nie dawała mi myśl, czy mogę mu odmówić, skoro gra się toczy o ocalenie cząstki mnie samej.– Psst…Zerknęłam przez ramię i dojrzałam Realma.Stał przy drzwiach i chował coś za plecami.Nikt inny poza mną go nie zauważył.Mimo woli się uśmiechnęłam.– Podejdź tu – poprosił bezgłośnie.Przez chwilę wahałam się, czy powinnam reagować.W sali panowała jednak smętnaatmosfera, a ja się nudziłam, dlatego w końcu wstałam od stolika i ruszyłam w stronę Realma.Na mój widok uśmiechnął się od ucha do ucha i po chwili wspólnie wyszliśmy na korytarz.– Zaczekaj chwileczkę – poprosił, wyglądając zza rogu w kierunku dyżurki pielęgniarek.– Co tam chowasz? – spytałam, widząc, że kryje coś za plecami.– Ejże, maleńka – powiedział i obrzucił mnie chmurnym spojrzeniem.– Nie podglądaj.Wyjrzał jeszcze raz zza ściany, po czym dał mi jakiś dziwny znak ręką, przypominający jeden z gestów, jakie wykonują żołnierze podczas akcji.– O co chodzi? – spytałam.– Biegnij! – rozkazał, puszczając się przodem.Popędziliśmy korytarzem i po chwili dopadliśmy drzwi prowadzących na klatkę schodową.Realm zamknął je za nami i mogliśmy chwilę odsapnąć.Byłam nieco zszokowana całą tąsytuacją.– Mało brakowało – stwierdził.– Jaki mamy plan?– Musimy się ukryć – wyjaśnił.– Mam ze sobą kontrabandę.– A jeśli nas złapią?– Spokojnie.Następny obchód będzie dopiero za dwadzieścia minut – odparł, po czymwskazał schody za mną i polecił: – Siadaj.Samo przebywanie tutaj stanowiło już naruszenie panujących w ośrodku zasad.Mnie było to jednak obojętne.Posłusznie siadłam na betonowym stopniu, skrzyżowałam nogi i spojrzałam na swego przewodnika.– Pokażesz wreszcie, co tam chowasz?Realm wyciągnął zza pleców białą torebkę ze znakiem firmowym, który rozpoznałabym wkażdych okolicznościach.Jego twarz rozjaśniał radosny uśmiech.– Chyba żartujesz – westchnęłam.– Coś mi powiedziało, że masz ochotę na kurczaka w panierce.– Realm – zawołałam – jakim cudem…– Ciiiszej – poprosił, spoglądając wymownie na drzwi.– Tego nie ma w menu, więc gdyby odkryli, że jemy coś takiego, natychmiast by nam to zabrali.Chcesz czy nie?Kiedyś z Bradym każdej soboty naciągaliśmy rodziców na wizytę w McDonaldzie.Zabierali nas tam pod jednym warunkiem – musieliśmy wcześniej uporać się z domowymi obowiązkami, to znaczy posprzątać w swoich pokojach, umyć naczynia itp.Zazwyczaj i tak niezbytprzykładaliśmy się do roboty, bo wiedzieliśmy, że ojciec przepada za frytkami z McDonalda i niełatwo będzie mu z nich zrezygnować.Widok znajomego fast foodu sprawił mi dziką radość.Ta torba niezdrowego jedzenia stała się dla mnie namiastką rodzinnego domu, co samo w sobie było chyba dość smutne.Realm usiadł obok mnie, wydobył z torby serwetkę i rozpostarł ją na stopniu schodów.Następnie wyciągnął pudełko z nuggetsami, rozchylił jego tekturowe ścianki i narzucił na wierzch trochę frytek.Na usta co prawda cisnęło mi się mnóstwo pytań, ale na świecie są przecież ważniejsze sprawy.Niewiele myśląc, rzuciłam się na jedzenie.– Skąd to wytrzasnąłeś? – spytałam z pełnymi ustami.Kurczak trochę już wystygł, jednak nadal był pyszny.Na pewno smakował o niebo lepiej niż mdła ziemniaczana papka, którą nas tu karmiono.– Znajomy znajomego ma dojście – odparł wesoło, sięgając po frytkę.– Realm, czy to znaczy, że jesteś w stanie nas stąd wydostać? – spytałam podnieconymgłosem.Nagle mój umysł opanowały myśli o ucieczce.Realm zmrużył oczy, przypatrując mi sięuważnie.– Oczywiście, że nie – odparł.– Mój urok osobisty może zdziałać cuda, jednak niektóre sprawy są poza moim zasięgiem.Mogę załatwić jedzenie z McDonalda, ale ucieczka z ośrodka Programu to inny kaliber
[ Pobierz całość w formacie PDF ]