[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maturę zdał jako ekstern, bo kształcąca ich wszystkich nauczycielka była nauczycielką z powołania, po czym natychmiast poszedł na studia.Zdążył się dostać na politechnikę, zanim jeszcze wprowadzono punkty za pochodzenie.Odczekali jeszcze, aż Ludwika skończy osiemnaście lat, i ku rozczuleniu rodziny wzięli ślub.Znajdowali się w sytuacji zgoła niebiańskiej, ponieważ mieli gdzie mieszkać i mieli z czego żyć.Do willi, mimo dziesięciu pokojów, nikogo nie dokwaterowano, zameldowane w niej bowiem były cztery odrębne rodziny, a ojcu pana młodego, przedwojennemu architektowi, przysługiwał oddzielny pokój do pracy.Karolina zaś, jadąc po córkę, przytomnie przywiozła ze sobą i zostawiła tysiąc dolarów.Pokaźną resztę biżuterii Dominiki Ludwika schowała na czarną godzinę, po czym zatrudniła się jako tłumaczka i spikerka w Polskim Radiu.Francuski akcent miała bezbłędny.Namieszał nieco Florek, który po kilku latach, śledząc pilnie rozwój ustroju, zdecydował się na adopcję Jędrusia.Andzia radośnie wyraziła zgodę, dostarczając zarazem świadectwo zgonu jego ojca, po czym Jędruś został zameldowany w Perzanowie.Na szczęście akurat w tym czasie Ludwika urodziła drugie dziecko, dzięki czemu ilość lokatorów willi nie uległa zmniejszeniu.Gospodarstwo Florka robiło wrażenie dość niezwykłe, bo pracowało na tych dwudziestu hektarach tylko dwóch chłopów i jedna baba.Zmechanizowane tam było wszystko, co tylko się dało zmechanizować, i możliwe, że pierwszy prywatny kombajn w kraju wyjechał na Piórkowe pole.Krowy dojono elektrycznie, a chlewy czyszczono strumieniami wody z własnej instalacji.Wydatną, acz cichą pomocą służyło owo złoto, do nabycia którego zmusił Florka ojciec i które teraz oddawało bezcenne usługi.Nie było takiego partyjniaka, takiego ubowca i takiego biurokraty, którego nie skusiłby upojny dźwięk i pasący oko blask.Son et lumiere.Nie dotykano tylko domu.Owszem, dwie łazienki Florek zainstalował, ale nic poza tym, nawet dach naprawiał tak, że widać było wyraźnie łaty, oblatującym nieco tynkom, cieknącej rynnie i naderwanej okiennicy dał spokój, bo i tak budowla kłuła w oczy podejrzaną pałacowością.Władzom wyjaśnił na piśmie, iż cała pozorna pańskość dworu była rozpaczliwym pomysłem jego matki, ubogiej wieśniaczki, która dla ratowania rodziny od głodowej śmierci chciała przyjmować bogatych letników.Wyjaśnienie przyjęto wraz z załącznikiem.Jędruś ożenił się z kuzynką, cioteczno-cioteczną siostrą, odnalezioną gdzieś koło Rzeszowa, młodszą od niego o dwa lata, osamotnioną po utracie całej rodziny.Bandy ich załatwiły i sama nie wiedziała, co ze sobą począć, kuzyn spadł jej jak z nieba.Łagodna, nieśmiała, a za to pracowita, z wdzięczności za przygarnięcie chętnie zgodziła się złożyć przysięgę, Florek bowiem znów urządził krew w żyłach mrożącą ceremonię.Wciąż chodziło o to samo, dzieci panny Ludwiki, także jej wnuki i prawnuki, mają prawo i tak dalej.Siedem świec, okuty srebrem modlitewnik, krucyfiks i groźny starzec uczyniły wrażenie potężne.Nieszczęsna Elżusia prędzej by skoczyła do studni niż złamała dane słowo.Dzieci Ludwiki zaś, spędzające każde lato w Perzanowie, wiązały prosiątkom wstążeczki na szyi i uczyły się pływać w stawie, do którego niegdyś wpadła ich prababka.***Na pogrzeb Florka przyjechały obie, siedemdziesięcioczteroletnia Justyna i pięćdziesięciodwuletnia Karolina.Po Justynie nareszcie było widać jakiś wiek, Karolina wydawała się nieco starszą siostrą Ludwiki.Obie dość obojętnym okiem i ze wzruszeniem ramion popatrzyły na dwór babki, w którym obecnie mieściła się szkoła, ośrodek zdrowia i magazyn pierza, przy czym najnędzniej prezentowało się pierze, teoretycznie skupowane na eksport.Jack Blackhill, mąż Justyny, już nie żył, obecnie lordem był jej wnuk, najnowszy George, poniekąd również teoretycznie, bo trochę te wszystkie arystokratyczne niuanse straciły znaczenie.Filip, mąż Karoliny, trzymał się jako tako, ale do komunistycznego kraju na wszelki wypadek wolał nie jechać.Ludwika natomiast mogła już pojechać do Francji na zaproszenie matki.Wyemigrować nadal nie chciała, wrosła w Polskę, uwierzyła propagandzie i godziła się z ustrojem, wierząc, iż mankamenty są wynikiem błędów i wypaczeń.Karolinie robiło się ciemno w oczach na widok otumanienia córki.Jedynym argumentem, jaki wywarł na nią wpływ, była dwu-, a nawet trójjęzyczność dzieci, tyle rozumu jeszcze Ludwice zostało, żeby zdołała to docenić.Na kolejne wakacje wysłała syna i córkę do Francji i do Anglii i na tym się właściwie ich wojaże skończyły.Pieniądze rodzinne właściwie skończyły się również.Ani młody George Blackhill w Anglii, ani Karolina w Noirmont, nie popadli, rzecz jasna, w nędzę, ale dawne bogactwo odbiegało ich świńskim truchtem.Tyle mieli, że mogli żyć przyzwoicie i na tym koniec.George skończył studia i pracował w bankowości, wykazując nawet dość dużo rozumu, Karolina zaś czerpała dochód z winnic w Noirmont i paryskich nieruchomości.Na to, żeby zaprosić do siebie córkę i wnuki, a nawet zięcia, stać ją było w pełni.W trzy lata później umarła Justyna.Jadąc na pogrzeb matki, Karolina rozmyślała ponuro nad biblioteczną klątwą.Owszem, coś tam już udało się jej zrobić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]