[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Naczynia te, napełnione gorącym grogiem, wyglądały tak, jak gdyby to były złote puchary.Bob rozlewał napój z promieniejącym wzrokiem, podczas gdy w ogniu podskakiwały i strzelałykasztany.Potem wzniósł toast: Daj nam Boże, moi drodzy, spędzić szczęśliwie święta! Niech nas Bóg błogosławi!Cała rodzina powtórzyła toast. Niech Bóg błogosławi nas wszystkich i każdego z osobna! - rzekł jako ostatni Tiny Tim.Siedział tuż obok ojca; na małym krzesełku.Bob trzymał jego małą rączkę w swojej dłoni,chcąc okazać dziecku swoją szczególną dla niego miłość. Duchu odezwał się Scrooge ze współczuciem, którego nigdy dotychczas nie doznawał powiedz mi, czy Tiny Tim będzie żyć? Widzę próżne krzesło przy kominku odparł duch i starannie przechowywane kule bezwłaściciela.Jeżeli przyszłość nie zmieni tego, dziecko umrze. Nie, nie! - zawołał Scrooge. O, dobry duchu, powiedz, że ono będzie żyło. Jeżeli przyszłość nie zmieni tego obrazu powtórzył duch to żaden z moich następców niezastanie tutaj tego dziecka.O co ci chodzi? Skoro musi umrzeć, to lepiej, żeby umarło zaraz izmniejszyło przez to nadmiar ludności.Scrooge, słysząc swoje wcześniejsze słowa powtórzone przez ducha, pochylił głowę, przejętyskruchą i żalem.31 Człowieku rzekł duch jeśli masz serce a nie kamień, to nigdy nie wypowiadaj takohydnych słów, dopóki nie zrozumiesz, czym jest nadmiar ludności i gdzie on się znajduje.Czyty masz prawo rozstrzygać, którzy ludzie mają żyć, a którzy umrzeć? Być może, iż ty w oczachStwórcy jesteś o wiele mniej wart życia, niż miliony istot podobnych do tego dziecka, biednegoczłowieka.Scrooge wysłuchał upomnień ducha w pokorze i spuścił oczy.Naraz usłyszał wymówioneswoje nazwisko. Niech żyje pan Scrooge! przemówił Bob. Wypijmy jego zdrowie, gdyż jest on naszymchlebodawcą i jemu zawdzięczamy naszą ucztę! Jemu zawdzięczamy? zawołała pani Cratchit z oburzeniem. Pragnęłabym bardzo, żebytu się zjawił.Wyprawiłabym mu ucztę po swojemu.Tak jest.Wypowiedziałabym mu w oczywszystko, co o nim myślę, a spodziewam się, że nie przypadłoby mu to do smaku! Droga żono, mówisz to przy dzieciach upomniał ją łagodnie Bob. Dzisiaj przecież mamyświęto Bożego Narodzenia! Istotnie, tylko w tak wielkie święto można wznosić toast za zdrowie tak podłego skąpca,człowieka bez serca, jakim jest Scrooge oburzała się w dalszym ciągu pani Cratchit. Tywiesz, Robercie, jaki on jest.Nikt nie wie o tym lepiej od ciebie! Droga żono powtórzył Bob dziś święto Bożego Narodzenia! Zastanów się! A więc wychylę jego zdrowie, uczynię to przez miłość do ciebie i przez wzgląd na dzisiejsześwięto rzekła pani Cratchit. Niech żyje długie lata! %7łyczę mu wesołych świąt i szczęśliwegoNowego Roku! %7łyczę mu tego, ale wątpię, czy się to spełni.Bardzo wątpię.Dzieci, idąc za przykładem matki, wypiły również zdrowie Scrooge a.Był to pierwszy akt, którego dokonali tego wieczoru bez serdeczności i ciepła, jakby podnaciskiem przymusu.Tiny Tim wypił ostatni, ale nie dodał do tego żadnej uwagi.WidocznieScrooge był postrachem rodziny.Wymienienie jego nazwiska rzuciło na nich ponury cień, którynie ustąpił przez całe pięć minut.Gdy wreszcie cień ustąpił, byli znów weseli, chyba dziesięć razy bardziej niż przedtem.Bob Cratchit uroczyście oznajmił, że ma obiecane dla Piotra miejsce, które mu przyniesie ażpółszósta szylinga tygodniowo.Dwoje małych roześmiało się serdecznie na myśl, że będąwidzieli Piotra jako człowieka pracy.Sam Piotr spoglądał w zamyśleniu w ogień, zastanawiającsię zapewne nad tym, w jakich papierach ulokuje swoje oszczędności, skoro już znajdzie się wposiadaniu tak bajecznej pensji.Marta, która pracowała u modniarki, opowiadała, jak wiele ma teraz roboty, ile godzin wporze największego ruchu musi pracować i że zamierza jutro wyspać się za wszystkie czasy;będzie to dzień zupełnie wolny.Opowiadała także, iż przed kilku dniami widziała pewną hrabinęi lorda, a lord był prawie tego wzrostu co Piotr.Przy tych jej słowach Piotr podciągnął rogiswego kołnierzyka tak wysoko, że za nimi głowa jego prawie zniknęła.Tymczasem kasztany i poncz krążyły wciąż wśród rozbawionej rodziny, a Tiny Tim zaśpiewałswym cichym głosikiem piosenkę o dziecku zasypanym przez śnieg; śpiewał bardzo ładnie.W tym wszystkim nie było nic szczególnego.W rodzinie tej nie było ani jednej postacipięknie ubranej.Ich obuwie dawno straciło właściwość nieprzepuszczania wody, ich odzież byłapodniszczona; dzieci wyglądały biednie, a Piotr z pewnością znał dobrze wnętrze lombardu.Mimo to byli szczęśliwi i przepełnieni wdzięcznością za skromne rozkosze, jakimi ich losobdarzał.Kochali się, panowała wśród nich zgoda i spokój ludzi uczciwych.Scrooge ztrudnością oderwał od nich oczy, a zwłaszcza żal mu było rozstawać się z małym Timem.Zrobiło się ciemno i zaczął padać gęsty śnieg.Scrooge i duch szli teraz ulicami Londynu.Woknach domów błyszczały jasne światła.Można było zobaczyć przygotowania do wieczerzy,32bogato nakryte stoły, stosy talerzy, ogrzewanych na gazie, kosztowne okrycia i meble.Oto dzieciwybiegały na pokrytą śniegiem ulicę, aby powitać przybywających gości: siostry i braci,kuzynów, wujów, ciotki; tu i ówdzie na oknach przesuwały się cienie zgromadzonych gości; tamznów dziewczęta, przybrane w futrzane kołnierze i takież buciki, szczebiocząc jedna przez drugą,lekkim krokiem spieszyły do sąsiadów.Biada kawalerom, którzy by teraz rzucili okiem na ichzarumienione twarzyczki i błyszczące, ożywione spojrzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]