[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam cię zostawię.Była to szybka podróż.Wyskoczyłem, gdy zatrzymaliśmy się na światłach.Uścisnął mi rękę.- Powodzenia, chłopcze! - krzyknął, gdy ciężarówka ruszyła.Nie mogłem mu życzyć tego samego.Gdy pojazd odjeż­dżał, zapamiętałem jego rejestrację i wyciągnąłem z kieszeni dolara.Ledwie ciężarówka zniknęła z oczu, poszedłem w kierun­ku światełka budki telefonicznej.Wyciskając numer policji czułem się jak szczur.Ale, uwierzcie, nie miałem wyboru.6Ja, w przeciwieństwie do nieszczęsnego Stingera, miałem plan ucieczki dokładnie obmyślony.Jego częścią było wydanie mojego byłego partnera.Nie był taki głupi, więc pewnie wydedukowanie, kto go wsypał, nie zajmie mu dużo czasu.Jeśli zacznie gadać i powie policji, że wróciłem do miasteczka Pearly Gates, to bardzo dobrze się złoży.Nie miałem zamiaru wyjeżdżać z Billville, przynajmniej nie w najbliższym czasie.Biuro było wynajęte przez agencję, a transakcje prze­prowadzane przez komputer.Byłem w nim przed tym beznadziejnym napadem na bank i zostawiłem wtedy parę potrzebnych rzeczy, które teraz mogły się przydać.Wszed­łem do środka w pełni zautomatyzowanego budynku przez drzwi dla personelu po uprzednim wyłączeniu urządzeń alarmowych za pomocą ukrytego przełącznika, o którego zainstalowaniu wcześniej pamiętałem.Przełącznik ten po­siadał wbudowany mechanizm zegarowy, miałem więc długie dziesięć minut na dostanie się do biura.Ziewając otworzyłem wytrychem zamek, dokładnie zatrzasnąłem za sobą drzwi i mozolnie wdrapałem się na trzecią kondygnację schodów.Szedłem przed bezmyślnymi oczami unierucho­mionych kamer i przez niewidoczne i nieistniejące wiązki podczerwieni.Miałem jeszcze w zapasie dwie minuty, kiedy otworzyłem drzwi biura.Zasłoniłem okna, zapaliłem światła i skierowałem się do barku.Jeszcze nigdy tak nie smakowało mi zimne piwo.Zawar­tość pierwszej butelki nawet nie dotknęła mi gardła.Popijając drugą, wyrwałem zawleczkę pakietu obiadowego z pieczonych na rożnie żeberek świniozwierza.Gdy para zaczęła wydostawać się ze świstem przez zaworek bez­pieczeństwa, rozerwałem wieczko wydętego pojemniczka i wyciągnąłem z niego dymiącego żeberko.Pycha!Wykąpany, ogolony, z trzecim piwkiem w ręku, poczułem się znacznie lepiej.- Włączyć się - powiedziałem do komputera.Moje instrukcje były proste: wszystkie notatki prasowe z całej planety z ostatnich pięćdziesięciu lat, dotyczące przestępcy o imieniu Hetman.Nie powtarzać danych.Żadnych kopii.Drukować.Zanim znowu zabrałem się do piwa, kartki już wyśliz­giwały się z faksu.Pierwsza, najnowsza notka była sprzed dziesięciu lat.Pochodziła ze znajdującego się po drugiej stronie planety miasta Decalogg.Policja złapała w lichym barku starszego obywatela, który zaklinał się, że jest Hetmanem.Jednakże okazało się, że jest to przypadek obłędu starczego i podejrzany został z powrotem od­wieziony do domu starców, z którego to właśnie uciekł.Wziąłem następną kartkę.Rano byłem już zmęczony, więc położyłem się i prze­spałem cały dzień w wydobytym ze ściany łóżku.O zmierz­chu, wzmocniony dużą kawą, zakończyłem pracę dokłada­jąc ostatnią kartkę do rozłożonej na podłodze kolekcji, oświetlonej teraz przez różowe promienie zachodzącego słońca.Wyłączyłem komputer i postukując długopisem o zęby przyglądałem się z namysłem mojemu nowemu dywanowi.Interesujące.Przestępca, który chełpił się swymi prze­stępstwami.Uciekając z łupem, pozostawiał zawsze wize­runek szachowego hetmana.Prosty rysunek, łatwy do skopiowania, co też uczyniłem.Trzymałem go potem na wyciągnięcie ręki i długo podziwiałem.Pierwszy hetman został znaleziony w pustej kasie zau­tomatyzowanego sklepu alkoholowego sześćdziesiąt osiem lat temu.Jeśli Hetman rozpoczął swoją karierę przestępczą jako nastolatek, tak jak ja, w tej chwili byłby po osiem­dziesiątce.Całkiem niezły wiek, zważywszy, że przeciętna długość życia wynosiła półtora stulecia.Ale co się z nim stało, że tak długo nic o nim nie było słychać? Ponad piętnaście lat minęło od czasu, kiedy po raz ostatni zostawił swój znak rozpoznawczy.Na palcach wyliczyłem różne możliwości.Numer jeden; to wariant, który zawsze trzeba brać pod uwagę, a mianowicie, że się skończył.W tym przypadku mogę dać sobie z nim spokój.Dwa; mógł opuścić planetę i wieść swoje przestępcze życie gdzieś między gwiazdami.Jeśli tak, to podobnie jak w pierwszym przypadku mogę zapomnieć o całej sprawie.Potrzebowałem dużo więcej dolarów i doświadczenia, zanim będę mógł zabrać się za inne światy.Trzy; wycofał się z interesu i wydaje swoje nieuczciwie zarobione pieniądze.Cztery; zmienił styl i prze­stał zostawiać swój znak.Rozsiadłem się z zadowoloną miną i popijałem kawę.Jeśli prawdziwa była trzecia lub czwarta możliwość, miałem szansę go znaleźć.Przed tymi cichymi latami miał bogatą karierę, z uznaniem przyjrzałem się liście.Kradzież samo­lotu, kradzież samochodu, obrobienie banku.Potem na­stępne i następne.Wszystkie możliwe przestępstwa związane z przemieszczaniem dolców z czyjejś kieszeni do własnej.Była też jakaś nieruchomość, szybko i za niezłą sumkę sprzedana na podstawie sfałszowanego aktu własności.I najlepsze z tego wszystkiego; nigdy go nie nakryli! Oto człowiek, który mógłby być moim mentorem, moim wy­chowawcą, moim uniwersytetem przestępstwa.Człowiek, który pewnego dnia wystawiłby mi dyplom zła, otwierający przede mną złote pola, o których marzyłem.Ale jak mam go znaleźć, skoro zjednoczone siły policji całego świata przez całe dziesięciolecia nie były w stanie nawet tknąć go palcem? Interesujące pytanie.Tak interesujące, że nie mogłem znaleźć na nie odpowie­dzi.Postanowiłem pozwolić mojej podświadomości popra­cować trochę nad tym problemem, więc odłączyłem synapsy kory mózgowej i pozwoliłem, żeby wszystko spłynęło prosto do móżdżka.Położyłem się spać.Rankiem ulica za oknem zaczęła się wypełniać ludźmi, którzy szli na zakupy, i pomyślałem, że to całkiem niezły pomysł.Cała żywność, jaką tu miałem, była mrożona albo paczkowana i po szlamowatym więziennym jedzeniu miałem ochotę na coś kruchego i chrupiącego.Otworzyłem więc szafkę do charak­teryzacji i zacząłem przygotowywać moje nowe oblicze.Dorośli nie zdają sobie sprawy albo nie pamiętają, jak trudno być nastolatkiem.Zapominają, że to poczekalnia w połowie drogi do dojrzałości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl