[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziano, że ten człowiek miał niesamowitą zdolność znikania.Dla każdego mógł być niebezpieczny.Usłyszeć więc teraz o Łasicy, w swoim własnym domu, gdzie mieszkało się tyle lat i gdzie wychowało się swoje dzieci - to tak, jakby się poczuło lodowaty powiew w salonie.Albo jakby Łasica stał schowany za firanką.- A pan złapał tego Łasicę i zamknął go, tak? - spytała ciocia Agda niedowierzająco, lecz groźnym triumfującym tonem.- Tak - odparł Sventon.- Został złapany.I siedzi.Ciocia Agda nie wiedziała, co odpowiedzieć.Jubilera ogarnęła nowa nadzieja, że dojdą niebawem do sedna sprawy, pani Eriksson czuła się już zupełnie bezpieczna, a Omar kłamał się w pełnym wyczekiwania orientalnym milczeniu.Jeśli chodzi o Henryka i Elżbietę, uważali oboje za rzecz całkiem oczywistą, że Łasica został złapany.Znali przecież wujaszka Sventona znacznie lepiej niż wszyscy inni.- A więc Łasica upatrzył sobie tym razem sklep pana Erikssona - mówił dalej Sventon.- Jako następny w kolejce do splądrowania.Utartym zwyczajem robotę miał zacząć Stefek Niechluj.Wykonał sprytnie część zadania, ale, jak już wiemy, spotkało go małe niepowodzenie.Nie udało mu się zdobyć kluczy od sklepu i od sejfu.Wtedy sam Łasica zabrał się do tej sprawy.Wiedział, że byliście uprzedzeni i że Stefek nie będzie mógł znów wejść którejś nocy i zabrać odpowiednich kluczy.Więc zorganizował wielki podstęp z Mikołajem.Przysłał prospekt, no, a potem Stefek Niechluj przyszedł jeszcze raz.Jako Mikołaj.Proszę zwrócić uwagę na miły i prosty sposób załatwienia tej sprawy.Tym razem Stefek wyjął klucze wprost z kieszeni pana Erikssona.Potem mogli już zacząć wynosić platery.Dwóch złodziei, też przebranych za Mikołajów, stało na straży na ulicy.Trudno wymyślić coś praktyczniejszego jako przebranie na wieczór wigilijny niż właśnie strój Mikołaja: osłania całe ciało, jest nieprzemakalny, a równocześnie ma przyjemny, naturalny wygląd.- Powinno się skończyć z Mikołajami - rzekł jubiler Eriksson.- Dzięki naszym tu obecnym młodym przyjaciołom udało nam się złapać dwóch członków bandy i osadzić w piwnicy - powiedział Sventon.- Właśnie! Nie miałam pojęcia, kto to jest - powiedziała pani Eriksson.- Poszłam tylko po trochę przecieru do szynki.Sądziłam, że to dwóch lokatorów z jakiegoś innego mieszkania, których widocznie zaatakowano, bo takie rzeczy często się zdarzają.Nie mogłam dostrzec ich twarzy, ale gdy tylko pomogłam im się uwolnić, oni.- A teraz jest już po wszystkim - przerwała ciocia Agda, która nie zapomniała i nie przebaczyła twardego mięsa.- Gdy tylko wszedłem z panem Omarem do sklepu, zdałem sobie sprawę, że ten mniejszy Mikołaj to Łasica.Zobaczyłem, że pod płaszczem ma dobrze zaprasowane, granatowe kamgarnowe spodnie.A także spiczaste buty.Od razu zaczął coś podejrzewać.Widocznie nasze stroje Mikołajów różniły się trochę od tych, jakie mieli rabusie trzymający straż na dworze.Może też mieliśmy brody innego typu.Takie rzeczy mogą się łatwo zdarzyć - powiedział Sventon zaciągając się głęboko cygarem.Wszyscy siedzieli nic nie mówiąc i czekali, aż zostanie odkryta tajemnica zniknięcia Wilusia Łasicy.- Stefek oczywiście nic nie zauważył.Dalej zgarniał platery.Ale Łasica zgasił światło.Gdyśmy je zapalili, już go nie było.Dalsze nasze przygody opowiedzą później Henryk i Elżbieta, bo ja nie mam teraz czasu - rzekł Sventon patrząc na zegarek.- Chciałbym tylko zaznaczyć, że natknęliśmy się na cały gang w podziemiu.Żeby otrzymać pomoc policji, musiałem wysłać na górę jednego z bandy z wiadomością.Sventon wyjął z kieszeni kawałeczek białego materiału, mniej więcej wielkości numeru startowego, jaki mają na plecach biegacze.Albo rowerzyści.W rogach były wpięte szpilki.Sventon podniósł biały skrawek niczym flagę, tak żeby wszyscy mogli przeczytać zawiadomienie, które brzmiało:Przysłać tu policję- Wiedziałem, że Henryk i Elżbieta są gdzieś niedaleko wejścia do podziemnych korytarzy - powiedział Sventon.- A on, jak wyszedł, to stał i gapił się przez chwilę - powiedział Henryk.- Myśmy się schowali tuż obok, za drzewo.- Wyglądał strasznie głupio - dodała Elżbieta.- Kiedy się odwrócił, żeby znów zejść na dół, nie było żadną sztuką przeczytać to w świetle księżyca - rzekł Henryk.- Wtedy pobiegliśmy zatelefonować i czekaliśmy na policję, która przyjechała w dwóch dużych samochodach - powiedziała Elżbieta.- Było ich mnóstwo.- Tak, ponieważ powiedzieliśmy przez telefon, że chodzi prawdopodobnie o Wielki Gang Platerowy - rzekł Henryk.- No i pokazaliśmy im, którędy się wchodzi do podziemi - dodała Elżbieta.- No i sami też zeszliśmy za nimi - powie-dział Henryk.- Czy nie, wujku Sventon? Myśmy też tam byli na dole, prawda?- Oczywiście, młodzi przyjaciele! Oczywiście - rzekł Sventon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]