[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wszystko dlatego, że niektórzy z nich tak długo pozostają chłopcami.Czasem przez całe życie.Zachowują chłopięca figurę, kiedy już mają pięćdziesiątkę.Wielcy amerykańscy chłopcy-mężczyźni.Diablo dziwaczni ludzie." Ale teraz już mu się podobał ten Macomber.“Diablo dziwaczny facet.Przez to chyba będzie też koniec z przyprawianiem mu rogów.To byłoby pierwszorzędne.Pierwszorzędne.Oferma pewnie był w strachu przez całe życie.Nie wiadomo, od czego się zaczęło.Ale teraz już po wszystkim.Nie zdążył zlęknąć się bawołu.No i to, że się rozzłościł.I ten samochód.W samochodzie czuł się bardziej swojsko.Teraz z niego piekielny zabijaka.Widziało się podobne rzeczy na wojnie.To większa zmiana niż jakaś tam utrata dziewictwa.Strach zniknął, jakby go zoperowali.Coś innego wyrosło na tym miejscu Najważniejsze, co może być w człowieku.Zrobiło to z niego mężczyznę.Kobiety też to widzą.Już się teraz nie boi.Z głębi ławeczki Małgorzata Macomber patrzał: na nich obu.W Wilsonie nie było żadnej zmiany Widziała go takim, jakim objawił jej się poprzedniego dnia, kiedy po raz pierwszy uświadomiła sobie na czym polega jego wielki talent.Ale dostrzegał; teraz przemianę we Franciszku Macomberze.- Miewa pan to uczucie szczęścia w oczekiwaniu czegoś, co ma się zdarzyć? - pytał Macomber, wciąż badając swoje nowe bogactwo.- O tym nie wypada mówić - odparł Wilson patrząc mu w twarz.- O wiele bardziej elegancko jest powiedzieć, że się ma stracha.Zresztą, pan jeszcze nieraz będzie się bał.- Ale przecież pan zna to uczucie szczęścia przed działaniem?- Owszem - przyznał Wilson.- Jest coś takiego.Nie trzeba za wiele o tym gadać, bo wszystko się przegada.W niczym nie znajdzie się przyjemności, jak się za dużo mówi.- Obaj wygadujecie bzdury - powiedziała Margot.- Tylko dlatego, żeście gonili samochodem bezbronne zwierzęta, przemawiacie jak bohaterzy.- Przepraszam - powiedział Wilson.- Zanadto się rozgadałem.- “Już ją to zaczyna niepokoić" - pomyślał.- Jeżeli nie wiesz, o czym mówimy, to po co się wtrącasz? - zapytał żony Macomber.- Strasznie się zrobiłeś odważny, i to strasznie nagle - powiedziała wzgardliwie jego żona, ale tej wzgardzie brakło pewności.Margot bała się czegoś ogromnie.Macomber roześmiał się bardzo naturalnie i serdecznie.- A wiesz, że tak - potwierdził.- Naprawdę tak.- Czy aby nie trochę za późno - spytała z goryczą Margot.Bo przecież od tylu lat starała się, jak mogła, i to, że obecnie tak było między nimi, nie wynikało z niczyjej winy.- Dla mnie nie - odparł Macomber.Margot nie powiedziała nic, cofnęła się tylko w róg siedzenia.- Myśli pan, że już daliśmy mu dosyć czasu? - zapytał wesoło Macomber Wilsona.- Możemy zobaczyć - odparł Wilson.- Zostały panu jeszcze pełne pociski?- Nosiciel ma kilka.Wilson zawołał w języku suaheli i starszy nosiciel, który oprawiał jeden z łbów, wyprostował się, wyciągnął z kieszeni pudełko nabojów i przyniósł je Macomberowi, który napełnił magazynek, a resztę wsadził do kieszeni.- Może pan strzelać ze Springfielda - powiedział Wilson.- Przyzwyczajony pan jest do niego.Mannlichera zostawimy w wozie z Memsahib.Pański nosiciel może wziąć ciężki sztucer.Ja mam te cholerną armatę.No, a teraz coś panu powiem.- Odkładał to do ostatniej chwili, bo nie chciał straszyć Macombera.- Jak byk szarżuje, to wali z podniesionym łbem, wyciągniętym prosto przed siebie.Guzy rogów uniemożliwiają strzał w mózg.Jedyny możliwy strzał - to prosto w nos.Drugi może być w pierś, a jeżeli jest się z boku - w szyję albo łopatkę.Kiedy są raz trafione, trzeba się piekielnie namęczyć, żeby je dobić.Niech pan nie próbuje żadnych cudów.Strzelaj pan tak, jak będzie najłatwiej.No, już skończyli oprawiać ten łeb.Możemy iść?Zawołał nosicieli broni, którzy podeszli ocierając ręce; starszy przysiadł się z tyłu wozu.- Wezmę tylko Kongoniego - powiedział Wilson.- Tamten może zostać, żeby odpędzać sępy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]