[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.137- Mam to w dupie.Drugą ręką objął Rachel w pasie i nie przestając ściskać jej piersi, przytuliłdziewczynę do siebie.Zaczęła obracać głowę to w tę, to w tamtą stronę, żeby niedać się pocałować.Tom przesunął dłoń na jej pośladki, zaczął ją przyciągać obu-rącz, a po chwili wyczuła, że majstruje przy zapięciu bluzki na karku.Pospiesznieuniosła nogę i z całej siły przydepnęła mu palce.Zaklął głośno i ją puścił, a Ra-chel odskoczyła do tyłu.- Nie zapominaj, skurwysynu, że jestem starsza stopniem.- Oskarżycielskowyciągnęła palec w jego stronę.- A teraz w dodatku mam swoje odrębne zadanie.Panuj nad sobą, bo gorzko tego pożałujesz.Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi.Tom stał jak wmurowany.Rachel zatrzymała się w przejściu i dodała łagodniejszym tonem:- Popełniłam błąd.Wybij sobie amory z głowy i odwal się ode mnie, dobra?- Oziębła suka! - rzucił.- Taka sama jak wszystkie baby.Cichodajka!- Właśnie - syknęła.- Trafiłeś w dziesiątkę.- Dziwka.Tyle czasu siedziałaś spokojnie i pozwalałaś.- Już mówiłam, że to był mój błąd.Przepraszam.- Rachel położyła rękę nagałce drzwi.- Przepraszasz?! Dobre sobie! Myślisz, że to wystarczy? - Rytmicznie zaci-skał pieści i rozwierał palce.- Po diabła mi twoje przeprosiny? I co ja mam terazzrobić?Spojrzała na jego spodnie silnie wypchnięte w kroku i przypomniała sobiesłowa Toma, przymilne cmokanie w policzek; zaraz jednak pomyślała o brutalno-ści, nachalnym uciskaniu jej piersi.- Możesz to rzucić psom, one nigdy nie mają dość.Odwróciła się na piecie i wyszła, trzaskając drzwiami.W niewielkiej poczekalni Johna Stockera panował taki ścisk, że każdy lekarzna ten widok musiałby skakać z radości.Lecz naprawdę tylko parę osób przyszłopo radę, resztę stanowili stali bywalcy - przyjaciele zaglądający z wizytą lub ama-torzy najświeższych wydań czasopism ilustrowanych, które zawsze leżały rozłożone138na stole w saloniku, John bowiem przyjmował pacjentów w kuchni.Czekali dwaj mężczyzni cierpiący na artretyzm i jakiś młodzieniec z tak silniespuchniętą kostką u nogi, że nie można jej było ani zabandażować, ani wsadzić wgips.Siedziała kobieta z dzieckiem, szukająca ratunku przed ostrymi atakamiastmy, co jakiś czas na dłużej przykuwającymi ją do łóżka, a także pewien pa-stuch, który przyprowadził nękanego suchym kaszlem owczarka collie.Był teżfacet wypisany niedawno ze szpitala z powodu raka krtani.Wszyscy wierzyli, żeniezwykłe zdolności Johna złagodzą ich cierpienia, liczyli na jego pomoc.Byćmoże właśnie ta wiara w wielu przypadkach okazywała się najważniejsza.JohnStocker nie przepisywał bowiem żadnych lekarstw, nie robił prześwietleń, niewykonywał zastrzyków.Prawdopodobnie nie miał w swym gabinecie nawet ze-stawu pierwszej pomocy.Był uzdrowicielem, pomagał ludziom, kładąc im ręcena głowie.Jego zdolności należały do rodzaju tych, których nie można w sobie wyrobić,a pózniej doskonalić i poszerzać.Początkowo sam nie bardzo wiedział, jak z nichkorzystać.Guerney poznał Stockera, kiedy ten był jeszcze młodym człowiekiem.Lecz już wtedy mieszkał samotnie na obrzeżach parku narodowego Exmoor, wskromnym domku na przedmieściach Withypool.Ojciec Guerneya odwiedzał good czasu do czasu i zabierał syna ze sobą.Toteż on, jako kilkuletni chłopak, wpełni zaakceptował to wszystko, co ojciec opowiadał mu o umiejętnościach Joh-na.Zarówno wtedy, jak i teraz, choć był dorosły, nie miał żadnych podstaw, abyw to wątpić.Widział efekty działalności Stockera, ale znał też ludzi, którym tennie zdołał pomóc - lecz podobnie sprawa się miała z tradycyjnymi metodami le-czenia.Różnica była tylko taka, że John nie potrzebował żadnych skalpeli, pigu-łek czy innych środków stosowanych przez zwykłych lekarzy.Stocker był także człowiekiem zachodu.Wiódł skromne życie, lecz odzna-czał się nadzwyczaj złożoną osobowością.Nigdy nie brał pieniędzy za swojeusługi, choć przyjmował podarunki: bażanta, butelkę whisky czy jakieś produktyrolne.Dwa razy w tygodniu otwierał drzwi swego domu przed wszystkimi, którzychcieli się z nim zobaczyć, i pracował w skupieniu, dopóki nie załatwił ostatniegopotrzebującego.Nigdy nie udzielał żadnych wywiadów, nie lubił się chwalić swoimi139zdolnościami.Mimo to przyjeżdżali do niego ludzie z najodleglejszych zakątkówkraju, a zdarzali się również goście z zagranicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]