[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic mi nie jest - zełgałem.Złap tę dziwkę i schowaj ją gdzieś.Aliera zniknęła i zostałem sam.Na dodatek sparaliżowany tak dokładnie, że nie byłem w stanie nawet oczyma poruszyć, co mnie zresztą wybitnie wkurzało.Kątem oka dostrzegłem adeptkę wskazującą w moim kierunku i przygotowałbym się na śmierć, gdybym wiedział, jak to się robi.Okazało się, że byłby to przedwczesny pośpiech - nie zdążyła zrobić tego, co sobie zaplanowała, bo skrzydlaty gad rąbnął ją z boku w głowę.Usłyszałem wściekły okrzyk i adeptka zniknęła mi z pola widzenia.Loiosh, przestań i wynoś się stąd natychmiast.Ani mi się śni, szefie.Znów zobaczyłem adeptkę - była wściekłą, ale mną się zupełnie nie interesowała.Próbowała wyciągniętą ręką wycelować w Loiosha, którego nie widziałem, ale łatwo było poznać z jej gwałtownych ruchów, że trafienie zwijającego się w unikach i wykorzystującego osłony terenowe jherega nie jest rzeczą łatwą, o czym właśnie miała okazję się przekonać.Nie byłem w stanie zrobić nic pożytecznego.Przez moment zastanawiałem się, czy nie wezwać Kragara, ale nim zdążyłby tu przybyć, i tak byłoby za późno.O czarach też nie było co marzyć, bo rzucenie jakiegoś sensownego także trwałoby zbyt długo.Zacząłbym kląć, ale tego też nie mogłem zrobić.Z powodu bezsilności byłem wściekły jak nigdy w życiu.Nie dlatego, że zamierzają mnie zabić, ale dlatego, że leżę jak kłoda, nie mogąc w żadne sposób pomóc Loioshowi, którego lada moment ktoś zamieni w spalone szczątki.Odruchowo nabrałem energii z Kuli, ale mój umysł mimo rozpaczliwych wysiłków i olbrzymiej, uzyskanej z Kuli energii nie był w stanie rozerwać magicznych więzów.Po prostu nie byłem tak dobrym magiem jak ta, czy ten, który mnie trafił.Gdyby tylko Aliera tu była.Gdyby tu była, żadne z nich nie zdołałoby jej nic zrobić, podobnie jak w czasie walki.A gdyby okazali się na tyle głupi i spróbowali, zmieniłaby ich w chaos.Zaraz!Myśl o zamianie w chaos otworzyła jakąś klapkę w mojej pamięci - dziedziczenie genetyczne i reinkarnacja.linia e'Kieron.a ja byłem bratem Aliery!I nagle wiedziałem, co mogę zrobić, choć nie miałem pojęcia jak.Tyle że w tym momencie w niczym mi to nie przeszkadzało i nic mnie to nie obchodziło.Cały świat mógł przy okazji szlag trafić, a cała planeta zmienić się w chaos - miałem to gdzieś.Jedyne, co się dla mnie liczyło, to adeptka próbująca upiec Loiosha.A potem mnie.Słyszałem potem, że ci, którzy to widzieli, dostrzegli smugę czegoś, co opisywali jako bezkształtny i bezbarwny ogień, która wystrzeliła ze mnie i trafiła w adeptkę, tak zajętą celowaniem w Loiosha, że nie miała pojęcia, co ją czeka.Poczułem się nagle wyssany z energii, nienawiści, złości i wszystkiego.I zobaczyłem, jak adeptka zapada się w sobie i rozpływa w wirującą masę złożoną ze wszystkich znanych i całego mnóstwa nie znanych mi kolorów.Usłyszałem krzyki, które nic dla mnie nie znaczyły.I stwierdziłem, że znów mogę się ruszać - przekonało mnie o tym bolesne zetknięcie się głowy z deskami podłogi.Okazało się bowiem, że cały czas miałem ją uniesioną, choć nie zdawałem sobie z tego zupełnie sprawy.Spróbowałem się rozejrzeć, lecz nie miałem sił, by to zrobić.Moją uwagę zwrócił czyjś nie bardzo sensowny okrzyk:- To się rozlewa!I usłyszałem rozpaczliwy głos Loiosha:Szefie, wstawaj!Co.? Później Loiosh!Nie będzie żadnego później, jeśli nie ruszysz dupy i to natychmiast! To płynie w twoją stronę!Co płynie?To, czym w nią cisnąłeś.Baczność! No rusz się, do cholery, bo prawie dopłynęło do ciebie!To, co mówił, było na tyle dziwne, że zmusiłem się jakoś do uniesienia głowy.W miejscu, w którym przed chwilą stała adeptka, teraz była kałuża.czegoś.Dziwne.Przyszło mi do głowy kilka kwestii równocześnie.Po pierwsze, że tak pewnie wygląda ktoś, kogo zmieniono w chaos, po drugie, że kałuża rozpływa się we wszystkie strony, a głównie w moją, po trzecie, że powinienem to zjawisko jakoś kontrolować, choć kontrolowanie chaosu było sprzecznością z założenia, a i tak zresztą nie miałem pojęcia, jak to zrobić, i po czwarte, że nie mam siły się ruszyć.A potem z boku dobiegł mnie krzyk i zdałem sobie sprawę, że właśnie ktoś się tu teleportował.O mały włos wybuchnąłbym śmiechem zdecydowanie histerycznym, jako że w takich okolicznościach zrozumiałe jest teleportowanie się z miejsca tak dziwnych wydarzeń, nie zaś do niego.Z prawej coś zaświeciło zielono i zobaczyłem Alierę zmierzającą zdecydowanym krokiem ku kałuży.Stanęła na jej brzegu, a koło mnie wylądował Loiosh i zaczął mnie lizać po uchu.Szefie, trzeba wstać.To akurat było niewykonalne - zdecydowanie przekraczało moje siły.Udało mi się jednak utrzymać uniesioną głowę i obserwować Alierę.To, co robiła, było interesujące, choć jakoś tak dziwnie nieistotne.Wyciągnęła prawą dłoń, w której trzymała Pathfindera, nad kałużę, a lewą uniosła w geście zakazu - i kałuża przestała się rozlewać!W pierwszym momencie sądziłem, że mam omamy, ale naprawdę przestała.A potem zmieniła barwę na zieloną.Zmiana zaczęła się od brzegów i postępowała ku środkowi, aż cała masa przybrała szmaragdowy kolor.Aliera wykonała lewą ręką szereg gestów - zielona masa zamigotała i powoli zmieniła kolor na niebieski.Doszedłem do wniosku, że ładny.I wydało mi się, że zaczęła się kurczyć.przyjrzałem się uważniej - rzeczywiście się kurczyła, ustępując z podłogi i pozostawiając czarny otwór nierównych brzegach.Spojrzałem w górę - w suficie ział otwór dokładnie takiego samego, nieregularnego kształtu co w podłodze.Musiałem definitywnie przyznać, że nieźle narozrabiałem.Połyskująca niebieska masa kurczyła się coraz szybciej i zmieniała kształt, aż stała się kulą najpierw o średnicy dziesięciu stóp, potem pięciu.Aliera cały czas pozostawała w tej samej odległości od niej, lewitując nad dziurą w podłodze.Kula miała już średnicę stopy, a po chwili Aliera zasłoniła ją całkowicie.Poczułem niespodziewany nawrót sił.Podparłem się usiadłem, uważając, by nie uszkodzić przy okazji Loiosha, nadal kręcącego się w pobliżu.Aliera odwróciła się ku mnie i maszerowała nad nicością, dopóki nie dotarła do podłogi.Kiedy znalazła się przy mnie, złapała mnie za ramię i zmusiła, bym wstał.Wyrazu jej twarzy nie potrafiłem zinterpretować, ale gdy już w miarę trzymałem pion, podała mi niewielki, błękitny kryształ.Kiedy go wziąłem, poczułem, że jest ciepły i łagodnie pulsuje.Wstrząsnął mną dreszcz.- Drobiazg dla żony - powiedziała spokojnie.- Możesz jej powiedzieć, skąd go masz; i tak ci nie uwierzy.Rozejrzałem się - poza nami i Loioshem w sali nie było nikogo.Co było całkowicie zrozumiałe - nikt posiadający choćby gram rozsądku nie miałby ochoty na bliższy kontakt z chaosem.- Jak.jak tego dokonałaś? Potrząsnęła głową.- Nawet nie próbuj - ostrzegła.- Najpierw postudiuj temat z pięćdziesiąt, a lepiej ze sto lat.Potem wejdź w Wielkie Morze Chaosu i zaprzyjaźnij się z nim, kiedy się upewnisz, że pochodzisz z rodu e'Kieronów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]