[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tamtych latach Klan groził im wielokrotnie i ich dzieci nie chciały do nich przyjeżdżać.Oboje małżonkowie pochodzili z Ohio, ich rodziny bez przerwy martwiły się, czy są bezpieczni.To były czasy, powtarzała z nutą tęsknoty.Wydawała się niezwykle dumna ze swojego męża i jego postawy w czasie walki o przestrzeganie praw człowieka.Zostawiła ich po kolacji i zniknęła gdzieś w głębi domu.Dochodziła dziesiąta i Adam gotów był zasnąć.Wyn wstał przytrzymując się drewnianej belki i wyszedł skorzystać z łazienki.Wrócił po odpowiednim czasie z dwiema wysokimi szklankami szkockiej.Podał jedną Adamowi i usiadł na swoim fotelu.Bujali się i przez chwilę sączyli whisky w milczeniu, a potem Lettner rzekł:— A więc jesteś przekonany, że Samowi ktoś pomagał.— Oczywiście, że ktoś mu pomagał.— Adam był świadom, że plącze mu się język i mówi z trudem.Lettner nie miał jednak podobnych kłopotów.— A co daje ci taką pewność?Adam odstawił ciężką szklankę i przysiągł sobie, że nie tknie następnego drinka.— FBI przeszukało dom Sama po zamachu, prawda?— Tak.— Sam siedział w więzieniu w Greenville, a wy dostaliście zgodę na przeprowadzenie rewizji.— Ja tam byłem, synu.Pojechałem tam z tuzinem agentów i spędziliśmy w tym domu trzy dni.— I nic nie znaleźliście.— Można tak powiedzieć.— Ani śladu dynamitu.Ani śladu zapalników, lontów, detonatorów.Ani śladu jakiegokolwiek urządzenia czy substancji użytej przy którymkolwiek z zamachów.Zgadza się?— Zgadza.Do czego zmierzasz?— Sam nie znał się na materiałach wybuchowych, nigdy się nimi nie posługiwał.— Nie, powiedziałbym, że posługiwał się nimi całkiem intensywnie.Zamach na Kramera był szóstym z kolei, jeśli dobrze pamiętam.Ci cholerni maniacy podkładali bomby jedną po drugiej, synu, a my nie potrafiliśmy ich powstrzymać.Nie było cię tam.Ja siedziałem w tym od samego początku.Mieliśmy w szeregach Klanu tylu agentów, że bali się poruszyć, a potem nagle zaczęła się kolejna wojna i bomby zaczęły wybuchać na każdym kroku.Nasłuchiwaliśmy wszędzie tam, gdzie należało nasłuchiwać.Wyginaliśmy znane nam ręce, aż zaczynały się łamać.Jednak wciąż bez rezultatów.Nasi informatorzy nic nie wiedzieli.Było tak, jakby jakiś niezależny oddział Klanu zaatakował Missisipi nie uprzedzając lokalnego dowództwa.— Czy wiedzieliście o Samie?— Był w naszych aktach.Jego ojciec również należał do Klanu, podobnie jak paru braci.Mieliśmy więc ich nazwiska.Wydawali się jednak niegroźni.Mieszkali w pomocnej części stanu, gdzie Klan nie działał zbyt intensywnie.Spalili pewnie parę krzyży, może ostrzelali parę domów, ale to nieporównywalne z tym, co robili Dogan i jego banda.Mieliśmy pełne ręce roboty przy morderstwach.Brakowało nam czasu, by zajmować się każdym członkiem Klanu w Missisipi.— A wiec, jak chce pan wyjaśnić to, że Sam sięgnął nagle po przemoc?— Nie potrafię tego wyjaśnić.Nie był aniołkiem, okay? Miał już krew na rękach.— Przepraszam?— Słyszałeś, co powiedziałem.Zastrzelił jednego ze swoich czarnych pracowników na początku lat pięćdziesiątych.Nigdy nie odsiedział za to choćby jednego dnia w więzieniu.W gruncie rzeczy nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że nigdy nie został za to nawet aresztowany.— Jest pan pewien, że to się naprawdę wydarzyło? — zapytał Adam.— Tak.Sprawa wyszła na jaw, kiedy Sam siedział w więzieniu i czekał na proces.Przez wiele miesięcy szperaliśmy w Ford County i słyszeliśmy o tym więcej niż raz.Mogło być jeszcze inne morderstwo.Jeszcze jeden czarny.— Wolałbym o tym nie wiedzieć.— Zapytaj go.Sprawdź, czy stary sukisyn ma dość odwagi, żeby przyznać się do tego przed własnym wnukiem.— Pociągnął kolejny łyk.— Sam nie stronił od przemocy, synu, i z pewnością wiedział, jak podkładać bomby i zabijać ludzi.Nie bądź naiwny.— Nie jestem.Próbuję tylko uratować mu życie.— Dlaczego? Sam zabił dwóch niewinnych małych chłopców.Dwoje dzieci.Zdajesz sobie z tego sprawę?— Skazano go za morderstwa.Ale jeśli zabicie synów Kramera było złem, to złem będzie również zabicie Sama przez państwo.— Nie kupuję tych bzdur.Kara śmierci jest za dobra dla tych sukinsynów.Jest zbyt czysta i sterylna.Wiedzą, że mają umrzeć, mogą więc zmówić modlitwy i pożegnać się, z kim chcą.A co z ich ofiarami? Ile one miały czasu, żeby się przygotować?— A więc chce pan, żeby Sama stracono.— Tak.Chcę, żeby stracono ich wszystkich.— Powiedział pan, zdaje się, że Sam nie jest złym człowiekiem.— Kłamałem.Sam Cayhall jest zimnym mordercą.I jest winny jak diabli.Jak inaczej możesz wyjaśnić fakt, że zamachy urwały się po tym, jak Sam został aresztowany?— Może po śmierci synów Kramera obleciał ich strach?— Ich? Jakich ich?— Sama i jego partnera.I jego partnera.— Okay.Idę na to.Załóżmy, że Sam miał wspólnika.— Nie.Załóżmy, że to Sam był wspólnikiem.Załóżmy, że to ten drugi facet był ekspertem od materiałów wybuchowych.— Ekspertem? To były bardzo prymitywne bomby, synu.W pięciu pierwszych przypadkach użyto tylko kilku powiązanych razem lasek dynamitu i zwykłego lontu.Zapalasz zapałkę, dajesz dyla i piętnaście minut później: bum! W biurze Kramera umieszczono te same parę lasek z przyczepionym do detonatora budzikiem.Mieli szczęście, że całe świństwo nie wybuchło, kiedy je podłączali.— Myśli pan, że rozmyślnie nastawili zapalnik na tak późny wybuch?— Tak uznała ława przysięgłych.Dogan powiedział, że zamierzali zabić Marvina Kramera.— A zatem po co Sam kręcił się w pobliżu? Dlaczego był tak blisko miejsca wybuchu, że trafiły go odłamki?— O to musisz zapytać Sama, co zresztą na pewno już zrobiłeś.Czy twierdzi, że miał wspólnika?— Nie.— To załatwia sprawę.Jeśli twój własny klient mówi, że nie, to po co, do cholery, dalej w tym grzebiesz?— Ponieważ sądzę, że mój klient kłamie.— A więc tym gorzej dla niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]