[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzie byłeś? Tele­fonowałam nawet do ciebie, ale mi powiedzieli, że nie mogą cię znaleźć.Uwolnił się łagodnie z jej objęć.- Uspokój się, kochanie - głos miał jak zawsze opanowany.- Pamiętaj, że nie wolno się tak przejmo­wać.To może ci zaszkodzić.- Ale o co tu chodzi, Peter?- Nas to nie dotyczy.Popełniono morderstwo, a po­szlaki wskazują na Linz, stąd właśnie śledztwo.Wy­gląda na to, że sprawcą jest, niestety, ktoś z tutejsze­go pułku.Musimy więc pogodzić się z pewnymi utrud­nieniami, dopóki nie znajdą tego człowieka albo spra­wa w ogóle pójdzie w zapomnienie.- Zadawali mi masę pytań.- Jakiego rodzaju? - Głos jego jakby się trochę ożywił.- Różnego: czyś na przykład pojechał do Wiednia z własnej woli, czy dlatego, że pisałam ci, byś przy­jechał.- Oczywiście, że pisałaś.Spojrzała na niego przestraszona.- Wcale nie!- Pisałaś, że nie czujesz się dobrze.Pamiętasz? - Ton głosu miał stanowczy i trochę poirytowany, co ją speszyło.- Naprawdę pisałam?- Oczywiście, gdzieś mam jeszcze ten list.- Pisałam do ciebie parę razy.Ale nie pamiętam, abym.- Dlatego pojechałem do Wiednia zamiast do Salzburga - odpowiedział krótko.- Nie mogłem pozwolić, byś jechała sama.- Przerwał na chwilę.- Co im powiedziałaś?- Powiedziałam im.to znaczy kapitanowi, że cię wcale nie prosiłam, abyś przyjechał.Wybacz, Peter, ale tak mi się wydawało.I nadal tak myślę.- Po­smutniała nagle.- Czy to źle, że im tak powiedzia­łam?- Cóż, stało się i nie ma na to rady - rzekł i wzruszył ramionami.- Może im powiedzieć, że się omyliłam? - To by jeszcze pogorszyło sprawę.Dziwnie głuchy ton jego głosu zaniepokoił ją.- Peter, czuję, że coś jest nie w porządku.Nie patrz na mnie teraz.Chcę ci coś powiedzieć.Jeżeli z jakiegoś powodu jesteś zamieszany w tę sprawę, to zróbmy z tym wszystkim koniec.Jestem gotowa umrzeć razem z tobą.Nie boję się śmierci! - Nie mogła znieść dłużej wyrazu potępienia w jego oczach i odwróciła wzrok.- Najpierw zastrzel mnie, a po­tem.- Siebie? - Uśmiechnął się boleśnie.- Po raz drugi dzisiaj otrzymuję taką propozycję, z tą jednak różnicą, że za pierwszym razem nikt mi nie propono­wał, że umrze razem ze mną.Nic z tego, moja droga! Nie zastrzelę ani ciebie, ani Trolla, ani siebie.- Trolla?- Chyba nie chcesz pozostawić go na pastwę losu? O ileż lepiej zabrzmiałoby w gazetach, gdyby pies też zginął w zbiorowym samobójstwie.- Jesteś okropny!- Tylko rozsądny.Nie wpadam w panikę.Nawia­sem mówiąc, czy powtórzyłaś może kapitanowi naszą rozmowę, kiedyśmy czytali we dwoje listę awansów na pierwszego listopada?- Jaką listę awansów?- Nie pamiętasz? Pokazałem ją tobie, a ty powiedziałaś, że znasz kapitana von Gerstena, który był niegdyś tobą oczarowany, i gdybyś go wtedy ośmieliła, zostałabyś może żoną sztabowca, a nie zwykłego ofi­cera liniowego.- Wcale tak nie mówiłam!- Właśnie, że mówiłaś!- Żartowałam tylko.- Wiem.Ale jeśli cię o to spytają, to milcz na ten temat.Nie pokazywałem ci żadnej listy awansów, ni­gdy o niej nie mówiliśmy i nawet nie wiesz, czy ją czytałem.- Czy to aż takie ważne?- Nie za bardzo.Ale oni mają tę nieszczęsną spra­wę w swoich rękach i robią wszystko, by ją rozwikłać i zadowolić opinię publiczną i prasę.Gotowi są skazać niewinnego człowieka poświęcając go dla dobra sto­sunków między armią a cywilami.Tak się właśnie składa, że nie dałem zrobić z siebie ofiarnego kozła.Poczuła się nieco lepiej, ale nie odzyskała zupełne­go spokoju.- Powiedziałam im, że kupiłeś wieniec na grób Madera.Nie będą ci tego mieli za złe, prawda?- Oczywiście, że nie.Był moim kolegą.Sympatycz­ny chłop i dobry oficer.Żaden geniusz, ale dosyć in­teligentny i można z nim było ciekawie pogadać.Wszyscy go lubili.Poza tym - tu przerwał na mo­ment - miałem szczególny powód, aby serdecznie po­lubić Madera.Kiedyś ocalił mi życie.- Naprawdę? - Spojrzała na niego zdumiona.- Nigdy mi o tym nie wspominałeś.- Istotnie.- W jaki sposób ocalił ci życie?- To długa historia.Opowiem ci kiedy indziej.Zjedzmy teraz kolację.ROZDZIAŁ DRUGILedwie dokonano przesłuchania Dorfrichtera w Linzu, a już nazajutrz przyszła do wiedeńskiego Prezy­dium Policji niska, tęga kobieta lat około czterdziestu, w towarzystwie nobliwego pana w dobrze zaprasowanym, choć już nieco znoszonym garniturze, i poprosiła o rozmowę z szefem Brezovskym.Przybyłych zapro­wadzono do kancelarii kapitana Kubelika, pierwszego zastępcy szefa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl