[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechnął się z nieco mniejszą pewnością siebie i wyszedł.Nie zamknął za sobądrzwi.Ikondorina stwierdził: Nie potrafię nauczyć cię niczego więcej.Idz i znajdz sobiekrólestwo.W progu stanął Trzeci.W jednej ręce niósł mały stolik, w drugiej tacę.W pokojurozniósł się zapach przypalonego mięsa.Vul?Formalnie równi sobie?.jego państwo było dużo większe i potężniejsze.Większe niż zjazd?Niemożliwe!Bzdury!Został oszukany! Zdradzony!Po raz drugi tego dnia Wallie stracił panowanie nad sobą.Z rykiem, od któregozabrzęczały szyby, odepchnął szermierza i wpadł do przedpokoju, wzywając straż przyboczną.7W świątyni powinna panować cisza i nastrój skupienia.W tym przybytku niósł się kusklepieniu zgrzyt łopat i paplanina niewolników, którzy usuwali resztki strzaskanego okna.Chętnych do modlitwy, których tego dnia i tak było niewielu, taktownie odprawiono.Przedposągiem klęczała tylko jedna postać.Drobny kapłan siódmej rangi.Przyszedł pomedytować,a został dłużej, niż zamierzał.Nie miał żadnych szczególnych próśb, a jedynie głębokiepragnienie spokoju, które coraz częściej go nawiedzało.Bóle ustały.Może wkrótceNajwyższa wysłucha jego modlitw i pozwoli mu odpocząć.Teraz cieszył się chwilą,znajdował ukojenie, którego szukał, nigdzie się nie spieszył, bo nie miał nic do roboty, odkądShonsu został wybrany przywódcą zjazdu.W końcu stwierdził, ku swojemu rozbawieniu, że jest głodny.Był jednak pewienkłopot Honakura wątpił, czy uda mu się wstać bez pomocy.Odepchnął się rękami od posadzkii usiadł na piętach.Rozejrzał się po pustym wnętrzu.Trochę postu nie zaszkodzi.Z tylnych drzwi wyszli dwaj mężczyzni.Jeden z nich, kapłan, wskazał ręką na starca, apotem okręcił się na pięcie i zniknął.Drugi człowiek, potężny szermierz, ruszył dużymitackami w stronę Honakury.Był wyraznie wściekły.Interesujące! Siódmy został na miejscu.Zresztą nie miał innego wyboru.Po chwili nawysokości jego oczu pojawił się niebieski kilt.Na dole pysznił się biały gryfon, piękniewyhaftowany przez Jję.Bez żadnych powitań i wstępów przybysz huknął gromkim głosem:- Okłamałeś mnie!Odchylanie głowy sprawiało ból, więc Honakura nie zmienił pozycji, tylko przyglądałsię dziełu niewolnicy.Milczał.- Okłamałeś mnie!To nie było pytanie.Po co zatem odpowiadać?- Powiedz, co się stało, panie.Po chwili kilt zniknął z pola widzenia.Szermierz opadł na kolana i skrzyżowałramiona na masywnej piersi.Honakura nie podniósł wzroku, tylko wpatrywał się w zdobioneskórzane pasy i czekał.- Nnanji ma siódmy znak.Głos brzmiał jak ze studni.Dopiero teraz kapłan spojrzał w gniewne czarne oczy.Pod wściekłością dostrzegłstrach i ból.- Czy kiedykolwiek wątpiłeś, że go dostanie?- Zgodnie z sutrami to było niemożliwe póki trwa zjazd.Nic nie jest niemożliwe dla Najwyższej, ale lepiej powstrzymać się od komentarza.Lepiej po prostu czekać.Bardzo poruszony Shonsu nie mógł milczeć.Honakura usłyszał oszpiegu, próbie zamachu na życie suzerena i bardzo tajemniczej sutrze.Zagubienie tego łagodnego i dobrego olbrzyma budziło litość.Kapłan poczuł wgardle ściskanie, którego nie zaznał od lat Bogowie nikogo nie wystawiliby na taką próbę bezistotnego powodu.- To cud, że Nnanji jest Siódmym? - zapytał cicho.- Tak!- I cud, że jeszcze żyjesz?- Tak sądzę.Shonsu zwiesił głowę.- Więc nie masz powodu się skarżyć, panie.Obaj dostaliście po jednym cudzie.Spojrzenie ciemnych oczu przeszyło go na wylot.Gdyby Honakura bał się śmierci,zmiękłyby pod nim kolana.- Okłamałeś mnie.Kapłan westchnął.- Tak.- Powiedz mi prawdę, świątobliwy! Przez wzgląd na swoją Boginię, powiedz!- Jak chcesz, przyjacielu.Ale nie będziesz szczęśliwszy.- Mów!Honakura cichym głosem wyrecytował prawdziwe proroctwo:Do Ikondoriny przyszedł rudowłosy brat i poprosił: Bracie,masz wielki talent do miecza, naucz mnie walczyć, żebym mógłzdobyć królestwo tak jak ty.Ten odparł: Dobrze.Wzięli się dopracy.Wreszcie Ikondorina stwierdził: Nie potrafię nauczyć cięniczego więcej.Idz i znajdz sobie królestwo.Młodzieniec na to:Ja pragnę twojego królestwa, daj mi je.Ikondorina powiedział:Nie.Wtedy rudowłosy oświadczył: Jestem więcej wart.Zabiłbrata i przejął jego królestwo.Przez długą chwilę słychać było tylko szuranie łopat w drugim końcu nawy i brzększkła wrzucanego do taczek.Szermierz przetrawiał historię o rudym bracie Ikondoriny,natomiast Honakura rozmyślał o dumie.Kłamiąc, popełnił śmiertelny grzech.Jednym uczynkiem przekreślił całe życiepoświęcone służbie Bogini.Pycha! Własna świętość wbijała go w zbytnią dumę.Przez niąwłaśnie napomknął Shonsu o braciach Ikondoriny.Ten błąd doprowadził go do kłamstwa.Wcześniej był pewien, że Najwyższa go wynagrodzi, że będzie przelewać łzy wdzięczności,kiedy zjawi się przed Nią stary kapłan.Teraz mógł tylko mieć nadzieję, że wezmie pod uwagęinne jego czyny, okaże litość, sądząc go za straszny grzech, że w Swoim miłosierdziu pozwolimu zostać na drabinie, wyznaczy miejsce, choćby na najniższym szczeblu, od którego będziemógł zacząć od nowa, że nie strąci go do Miejsca Demonów.Kapłan zrozumiał, że płacze nad sobą, choć powinien współczuć udręczonemuszermierzowi.-.dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? - pytał Siódmy.- Miałeś rację, że mi nie ufałeś.- W jego głosie brzmiała gorycz,- Co teraz, świątobliwy? Mam czekać, aż on to zrobi?Honakura wrócił myślami do Shonsu.Raptem wstąpiła w mego nadzieja.Tamtocudowne uczucie spokoju.Zesłano by je na przeklętą duszę? Czyżby pokierowano nim kuśmiertelnie groznemu kłamstwu?- Kolejny boski sprawdzian, panie? - szepnął.Szermierz usiadł na piętach.Wyraznie pobladł.- Nie!Dwaj mężczyzni popatrzyli na siebie w milczeniu.- Czy to możliwe?Wielkolud potrząsnął głową, jakby chciał uwolnić się od dręczących go koszmarów.i- Tak, jeśli bogowie nie będą interweniować! On jeszcze nie jest Siódmym, jeślichodzi o fechtunek, ale w każdym pojedynku można namieszać, świątobliwy.Lepszyszermierz przegrywa ze słabszym.Oni mnie nie opuszczą, prawda? Ześlą cud?Honakura spojrzał na kamienny posąg Bogini.Dostrzegł w niej majestat, choć postaćbyła marną kopią rzezby w Hann.Nagle zrobiło mu się zimno.Dlaczego wcześniej niezauważył, że w świątyni panuje chłód?- Nie jestem prorokiem, panie.Nie znam odpowiedzi.Możliwe, że Ona chce.byś ty.- Nie jestem wystarczająco dobrym zabójcą jak na Jej potrzeby? Powiedz, człowieku!Kolejny sprawdzian? Może mam za miękkie serce, a Nnanji jest urodzonym mordercą? Alejeśli mam.- W jego oczach pojawił się strach.- Zabić Nnanjiego?- A co na to szermierze?Shonsu drgnął, jakby głos Honakury wyrwał go z piekła.- Dzisiaj rano wpadłem w szał.Sprzedałem dwóch ludzi w niewolę.Wtedy wszyscyzrozumieli, co oznacza przysięga
[ Pobierz całość w formacie PDF ]