[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może rozwiesić zasłonę? Tak.Widziałem suszące się tu pranie.Brota przewróciłaoczami na myśl o szermierzach ukrywających się za bielizną, ale wyszła, żeby wszystkozorganizować.- Gdzie jest nasza maskotka? - zapytał Wallie.- Może powinniśmy mieć go na oku.Nnanji pokiwał głową i ruszył do drzwi, ale w tym momencie odezwał się Honakura.- Lordzie Shonsu? Jaką według ciebie niezwykłą rzecz zrobił czarnoksiężnik, którywszedł na pokład w Wal? A ty jak uważasz, adepcie?- Zabił człowieka, strzepując palcami - powiedział Siódmy.- Nie zabił mnie następnego! - Nnanji wyszczerzył się, zadowolony z własnegodowcipu.Stary kapłan wzruszył ramionami.- Spodziewaliśmy się czegoś takiego.Lecz ty nie próbowałeś wyciągnąć miecza,adepcie.W przeciwieństwie do nieżyjącego szermierza, Kandoru.Nie.Nie o to chodzi.- Powiedz nam.- Zaproponował, że rzuci czar pomyślności na ładunek!Jakie błyskotliwe myśli rodziły się pod tą łysą czaszką?- Musiał wiedzieć o ogniu - stwierdził Wallie.- Właśnie! Zupełnie jak z tym ptakiem, którego wcześniej wyczarowali dla kapitana,prawda?- Czyżby?Honakura nachmurzył się, zirytowany tępotą szermierzy.- Kiedy łapiesz niebezpiecznego jeńca, lordzie Shonsu, chwalisz się swoją szermiercząsztuką? Rzucasz jabłka w powietrze i przecinasz je w locie?- Popisywali się?- Jak mali chłopcy! Dlaczego?Honakura poczynił dziwne, ale ważne spostrzeżenie.Znał się na Ludziach.- Katanji mówi, że czarnoksiężnik był pękaty.Ta uwaga bardziej mnie interesuje -powiedział Wallie.- Pękaty?- Tak.Ich szaty są uszyte z bardzo ciężkiego i sztywnego materiału, ale tej nocy wiałsilny wiatr i Katanji dostrzegł, że tamten człowiek był obwiązany pakunkami albo miałwielkie kieszenie.Bystry mały szelma.Co mi przypomina, Nnanji.Honakura uśmiechnął się kpiąco.- Nie tylko do obserwacji ma talent.- Co masz na myśli? Przykazano mu.Starzec ostrzegawczym gestem przyłożył palec do ust.Do nadbudówki weszła Brota zMatą.Obie rozpięły sznurek przez całą długość kajuty i rozwiesiły na nim mokreprześcieradła.Nnanji przesunął skrzynie na jedną stronę.Piąta zapewniła, że będą stąd mieliwidok na port.Kamuflaż wydawał się jednak mało wiarygodny, bo kto suszy pranie w takdżdżysty dzień.Wallie zastanawiał się, czy czarnoksiężnicy widzą przez materiał.albo przezdrewno.Nadbudówka rufowa zaczęła wypełniać się przemoczonymi żeglarzami.Dzieci miałyatrakcję w postaci peleryn.Ich zabawa i niewinny śmiech mogły doskonale służyć odwróceniuuwagi klientów.Gdy Szafir przycumował do nabrzeża, Wallie przypomniał sobie o Katanjim.Byłojednak za pózno, żeby posłać Nnanjiego po brata.Kapłan celowo odwrócił ich uwagę odchłopca, zresztą nie po raz pierwszy.Nowicjusz musiał coś knuć, a Honakura go krył.Ponieważ Katanjiemu zabroniono schodzenia na brzeg w portach czarnoksiężników, nie mógłza dużo nabroić.Wallie przestał o nim myśleć.Tomiyano oświadczył, że skoro w Wal czarnoksiężnicy przełknęli obecność Czwartego na statku, on niezamierza się ukrywać ani pozbywać sztyletu.Jja wymyśliła dzieciom zabawy, dzięki czemu żeglarze mogliskupić się na interesach.Urzędnik portowy okazał się staruszką pokręconą przez artretyzm.Kobieta niezwróciła uwagi na bliznę kapitana, wymamrotała szybko, że szermierzom nie wolno schodzićna brzeg, przyjęła dwie sztuki złota i pokuśtykała na brzeg.Wallie doszedł do wniosku, żeurzędniczka prawdopodobnie boi się zwierzchników.Czarnoksiężnikom udało się więc wyplenić korupcję.W portach na prawym brzeguszermierze nie umieli albo nie chcieli rozwiązać problemu i łapówki przetrwały w tradycyjnejformie.Dla nich największym przestępstwem były różne odmiany przemocy.Wallie niepotrafił sobie wyobrazić, że szermierz w rodzaju Nnanjiego próbuje zrozumieć zawiłościdefraudacji.Czarnoksiężnikom zależało na rozwoju handlu.Szermierzy ta kwestia nieobchodziła.Wallie, jako bardzo nietypowy szermierz, doceniał porządki zaprowadzone przezmagów.Przypomniał sobie słowa półboga: Nie myślisz jak Shonsu, i to mnie cieszy".Nad jednym z trapów rozpięto prowizoryczny daszek i Brota usadowiła się pod nim nakrzesełku.Na nabrzeżu wyłożono próbki towarów.Stara Lina zeszła po drugim trapie, żebyobejrzeć produkty oferowane przez domokrążców.Deszcz padał bez przerwy.Wallie był znudzony i sfrustrowany.Te cholerne znaki na czole! Jak mógł w tejsytuacji prowadzić wojnę? Nic dziwnego, że wróg z łatwością przeniknął do miastszermierzy, skoro potrafił stać się niewidzialny albo dowolnie zmieniać tatuaże.To nieucz-ciwe! Rozdrażniony, miał ochotę krzyknąć na dzieci, żeby się uciszyły.Wkrótce Brota przyprowadziła dwóch kupców i podbiła cenę ze stu pięćdziesięciu dodwustu czterdziestu pięciu sztuk złota.Pasażerowie z rozbawieniem przysłuchiwali siętargom, ukryci za rozwieszonym praniem.W końcu handlarze poszli dopilnować wyładunkukoszy i wyrobów skórzanych.Potem zjawił się Holiyi.Był najmłodszym z dorosłych żeglarzy, jeszcze chudszym niżNnanji, a do tego notorycznym milcz-kiem.Był dość miły, ale czasem przez cały dzień nieraczył powiedzieć choćby jednego słowa.- Ki San, Dri, Casr, Tau, Wo, Shan i Gi - wyrecytował.- Aus, Wal, Sen, Cha, Gór,Amb i Ov!Uśmiechnął się, odwrócił na pięcie i wyszedł z kajuty.Jak na niego była to prawdziwaoracja i popis wytrenowanej pamięci, charakterystycznej dla niepiśmiennych ludów.Tomiyano zapewne kazał mu wypytać o geografię i żeglarz spełnił polecenie.Honakura miał rację.Po siedem miast na każdym brzegu.Siedem wolnych miast nazewnętrznej pętli Rzeki i siedem opanowanych przez czarnoksiężników na wewnętrznej?Widać przesądy sprawdzały się na Zwiecie.Po raz kolejny Wallie żałował, że nie może pisać.Nawet gdyby naszkicował mapę, powiedzmy węgielkiem, nie mógłby umieścić na niejżadnych nazw.Poprosił Nnanjiego, żeby mu powtórzył listę miast, a sam próbował nakreślićw myślach bieg Rzeki: na północ od Czarnej Krainy w pobliżu Ov zakreśla szeroki łuk wkierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara - wokół Vul? - i wraca na południe doCzarnej Krainy przy Aus.Jedyną wyrwę w pętli kreślonej przez Rzekę stanowił skrawek lądumiędzy Aus i Ov, który kiedyś pokonali.Wallie nadal dumał nad swoją mapą, gdy po trapie weszła dziwna procesja.Ruch winteresie nie słabł.Przy odrobinie szczęścia Szafir mógł wkrótce opuścić to nieprzyjemnemiejsce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]