[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Książę cwałował więc po szuwarach i łęgach jak opęta­ny, a wraz z nim - równie dzielnie, choć trochę z musu - jego najstarsza córka Agnieszka, seneszal Rudiger Haugwitz i kilku paziów karierowiczów.Reszta orszaku czekała pod lasem.Nie zsiadając z ko­ni, albowiem nikt nie mógł wiedzieć, kiedy księciu się sprzykrzy.Zagraniczny gość księcia ziewał dyskretnie.Kapelan mruczał - zapewne modlitwę, komornik liczył - zapewne pieniądze, minnesinger składał - zapewne rymy, niewiasty księżniczki Agnieszki obgadywały - zapewne inne niewiasty, a młodzi rycerze zabijali nudę objeżdżając i penetrując okoliczne zarośla.- Ciołek!Henryk Krompusz wrył konia i obrócił nim, zdziwiony mocno, po czym nadstawił uszu, próbując ustalić, który to z krzaków właśnie okrzyknął go z cicha jego własnym familiarnym przydomkiem.- Ciołek!- Kto tu? Pokaz się! Krzaki zaszeleściły.- Święta Jadwigo.- Krompusz ze zdumienia aż otwo­rzył gębę.- Reynevan? To ty?- Nie, święta Jadwiga - odrzekł Reynevan głosem kwaśnym jak agrest w maju.- Ciołek, ja potrzebuję po­mocy.Czyj to orszak? Kantnera?Do Krompusza, nim do owego wreszcie zaczęło docie­rać, dołączyli dwaj inni oleśniccy rycerze.- Reynevan! - jęknął Jaksa z Wiszni.- Chryste Pa­nie, jak ty wyglądasz!Ciekawe, pomyślał Reynevan, jak ty byś wyglądał, gdy­by ci koń padł zaraz za Bystrem.Gdybyś musiał całą noc błąkać się po bagnach i uroczyskach nad Świerzną, a nad ranem zamienić mokre i ubłocone łachy na gwizdniętą z wiejskiego płota siermięgę.Ciekawe, jak ty byś po czymś takim wyglądał, wymuskany paniczu.Przyglądający się im dość ponurym wzrokiem trzeci oleśnicki rycerz, Benno Ebersbach, zapewne myślał podo­bnie.- Zamiast dziwować się - powiedział sucho - dajcie mu jakieś odzienie.Zdejmuj te łachmany, Bielau.Nuże, panowie, wyciągajcie z juków, co tam który ma.- Reynevan - do Krompusza nadal słabo dochodziło.-To ty?Reynevan nie odpowiedział.Wciągnął rzucone mu ko­szulę i kabat.Był tak zły, że aż bliski płaczu.- Potrzebuję pomocy.- powtórzył.- Nawet bardzo potrzebuję.- Widzimy i wiemy - potwierdził skinieniem głowy Ebersbach.- I też jesteśmy zdania, że bardzo.Jak naj­bardziej bardzo.Chodź.Trzeba pokazać cię Haugwitzowi.I księciu.- On wie?- Wszyscy wiedzą.O sprawie jest głośno.Jeśli Konrad Kantner ze swą pociągłą twarzą, przedłu­żonym łysiną czołem, czarną brodą i przenikliwymi ocza­mi mnicha niezbyt przypominał typowego przedstawiciela dynastii, to w przypadku jego córki Agnieszki nie mogło być wątpliwości - niedaleko upadło to jabłuszko od śląsko-mazowieckiej jabłoni.Księżniczka miała płowe włosy, jasne oczy i mały, zadarty, wesoły nosek Piastówny, unie­śmiertelniony już słynną rzeźbą w katedrze naumburskiej.Agnieszka Kantnerówna, jak szybko obliczył Reynevan, miała około piętnastu lat, musiała więc już być ko­muś zaswatana.Reynevan nie pamiętał plotek.- Wstań, - Wstał.- Wiedz - przemówił książę, wiercąc go ognistym spoj­rzeniem - że nie pochwalam twego uczynku.Ba, mam go za niecny, naganny i karygodny.I szczerze doradzam ci skruchę i pokutę, Reinmarze Bielau.Mój kapelan zapew­nia mnie, że w piekle jest specjalna enklawa dla cudzo­łożników.Biesy mocno trapią tam grzeszników na narzędziu grzechu.W szczegóły nie wejdę z uwagi na obecność dziewczęcia.Seneszal Rudiger Haugwitz parsknął gniewnie.Reynevan milczał.- Jakie zadośćuczynienie dasz Gelfradowi von Sterczą - ciągnął Kantner - to już sprawa twoja i jego.Nie mie­szać mi się do tej rzeczy, zwłaszcza, żeście obaj wasalami nie moimi, ale księcia Jana na Ziębicach.I w zasadzie do Ziębic powinienem cię odprawić.Umywszy ręce.Reynevan przełknął ślinę.- Ale - podjął książę po chwili dramatycznego milcze­nia - jam nie Piłat, to raz.Dwa, przez wzgląd na twego ojca, który pod Tannenbergiem położył życie u boku mego brata, nie dopuszczę, by zamordowano cię w ramach głu­piej rodowej wróżdy.Trzy, w ogóle najwyższy czas, by skończyć z rodowymi wróżdami i żyć jak przystało na Eu­ropejczyków.To tyle.Pozwalam ci podróżować w moim orszaku choćby i do samego Wrocławia.Ale w oczy mi się nie pchaj.Bo nie cieszy ich twój widok.- Wasza książęca.- Odejdź, powiedziałem.Polowanie było zakończone definitywnie.Sokoły dosta­ły kapturki na łby, upolowane kaczki i czaple kruszały, przytroczone do drabinek wozu, książę był zadowolony, je­go orszak też, bo zapowiadająca się na dłużej gonitwa wcale długo nie trwała.Reynevan złowił kilka wyraźnie wdzięcznych spojrzeń - po orszaku zdążyło się roznieść, że to ze względu na niego książę skrócił polowanie i wzno­wił podróż.Reynevan miał uzasadnione obawy, że nie tyl­ko to zdążyło się roznieść.Uszy mu płonęły jak na cenzu­rowanym.- Wszyscy - zaburczał do jadącego obok Benno Ebersbacha - wszystko wiedzą.- Wszyscy - potwierdził wcale nie wesoło oleśnicki ry­cerz.- Ale, na twoje szczęście, nie wszystko.- Hę?- Ty durnia udajesz, Bielau? - spytał Ebersbach, nie podnosząc głosu.- Kantner jak nic przegnałby cię, a mo­że i odesłał w pętach kasztelanowi, gdyby wiedział, że w Oleśnicy padł trup.Tak, tak, nie wybałuszaj na mnie oczu.Młody Nikłaś von Sterczą nie żyje.Rogi Gelfrada rogami, ale zabitego brata Sterczowie nie wybaczą ci w życiu.- Palcem.- powiedział po serii głębokich oddechów Reynevan.- Palcem nawet nie tknąłem Niklasa.Przysię­gam.- Do kompletu - Ebersbach w sposób widoczny nie przejął się przysięgą - piękna Adela oskarżyła cię o czary.O to, żeś ją zauroczył i bezwolną wykorzystał.- Nawet jeśli to prawda - odpowiedział po małej chwi­li Reynevan - to zmuszono ją do tego.Grożąc śmiercią.Przecie mają ją w ręku.- Nie mają - zaprzeczył Ebersbach.- Od augustianów, u których publicznie oskarżyła cię o czarcie prakty­ki, piękna Adela uciekła do Ligoty.Za furtę klasztoru cysterek.Reynevan odetchnął z ulgą.- Nie wierzę - powtórzył - w te oskarżenia.Ona mnie kocha.A ja kocham ją.- Pięknie.- A żebyś wiedział, ze pięknie.- Prawdziwie pięknie - spojrzał mu w oczy Ebersbach - zrobiło się wszelakoż, gdy zrewidowali twoją pracownię.- Ha.Tego się bałem.- I jakże słusznie.Moim skromnym zdaniem tylko dlatego nie masz już na karku Inkwizycji, że jeszcze nie skończyli inwentaryzować diabelstw, które u ciebie znale­źli.Przed Sterczami Kantner może cię obroni, ale przed Inkwizycją raczej nie.Gdy rozniesie się o tym czarnoksięstwie, sam cię im wyda.Nie jedź z nami do Wrocławia, Reynevan.Odłącz się wcześniej i uciekaj, skryj się gdzieś.Dobrze ci radzę.Reynevan nie odpowiedział.- A tak przy okazji - rzucił od niechcenia Ebersbach.- Faktycznie znasz się na magii? Bo ja, widzisz, pannę ostatnio poznałem.No.Jakby tu rzec.Przydałby się jakiś eliksir.Reynevan nie odpowiedział.Od czoła orszaku rozległ się okrzyk.- Co jest?- Byków - zgadł Ciołek Krompusz, popędzając konia.- Karczma „Pod Gąsiorem” [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl