[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale najbardziej nienawidził samej myśli o tym, że będzie musiał siedzieć w twardej ławce z przodu, a wielebny Thrower, patrząc mu w oczy, będzie wygłaszał kazanie o ogniach piekielnych czekających na bezbożnych, którzy lekceważą prawdziwą religię, wierząc raczej w słaby ludzki rozum.Każdej niedzieli było to samo.Zresztą Alvin wcale nie lekceważył religii.Lekceważył tylko wielebnego Throwera.Wszystko przez te godziny w szkole, zwłaszcza teraz, po zbiorach.Alvin Junior dobrze czytał i prawie zawsze podawał dobre wyniki, kiedy przychodziło coś policzyć.Ale Throwerowi to nie wystarczało.Musiał ich przy okazji uczyć religii.Inne dzieci - Szwedzi i Holendrzy z górnego biegu rzeki i Szkoci i Anglicy z dolnego - dostawali najwyżej po razie, kiedy pyskowali albo trzy razy z rzędu, gdy nie umieli odpowiedzieć.Ale na Alvina Juniora Thrower podnosił swoją trzcinkę przy każdej okazji.I nigdy nie chodziło o naukę, a zawsze o religię.Oczywiście, położenia Alvina nie poprawiał fakt, że Biblia wydawała mu się bardzo zabawna i to w najbardziej nieodpowiednich momentach.Tak właśnie powiedział Measure, kiedy Alvin uciekł ze szkoły i schował się w domu Davida.Measure znalazł go tuż przed kolacją.- Gdybyś się nie śmiał, kiedy on czyta Biblię, to byś tak często nie obrywał.Ale to naprawdę było śmieszne.Kiedy Jonatan wystrzelił w niebo te wszystkie strzały i chybił.Albo kiedy Jeroboam wystrzelił za mało strzał z okna.Albo jak faraon wynajdywał różne chytre sztuczki, żeby zatrzymać Izraelitów.A Samson był taki głupi, że powiedział Dalili o swojej tajemnicy, choć przecież już dwa razy go zdradziła.- Nie mogę się powstrzymać.- Pomyśl, że będziesz miał bąble na siedzeniu - poradził Measure.- To powinno zepsuć ci humor.- Ale nigdy nie pamiętam.Dopiero kiedy już się zaśmieję.- W takim razie do piętnastego roku życia nie będziesz chyba potrzebował krzesła.Bo mama nie pozwoli ci zostawić tej szkoły, Thrower nie popuści, a nie możesz bez końca chować się u Davida.- Dlaczego nie?- Ponieważ kryć się przed wrogiem to jakby oddać mu zwycięstwo.Czyli Measure nie będzie go osłaniał; Alvin musi wrócić do domu i dostać lanie od taty, bo wszystkich przestraszył, uciekając i chowając się tak długo.A jednak Measure mu pomógł.Przyjemnie było wiedzieć, że ktoś jeszcze uważa Throwera za wroga Alvina.Wszyscy inni stale powtarzali, jaki Thrower jest wspaniały, pobożny i wykształcony.I taki dobry, że chce napoić dzieci z fontanny swej mądrości.Alvinowi niedobrze się od tego robiło.Potem Alvin lepiej nad sobą panował w czasie lekcji, więc rzadziej dostawał trzcinką.W niedzielę jednak staczał najcięższe walki.W niedzielę siedział słuchając Throwera i na przemian miał ochotę tarzać się ze śmiechu albo wstać i zawołać: "To najgłupsza rzecz, jaką w życiu słyszałem od dorosłego".Miał nawet wrażenie, że tato nie zbiłby go za mocno, bo tato nie miał o pastorze najlepszej opinii.Ale mama.nigdy by mu nie wybaczyła bluźnierstwa w domu Pana.Niedzielne poranki służyły chyba do tego, by dać grzesznikom posmak pierwszego dnia wieczności w piekle.Mama pewnie nie pozwoli dzisiaj Bajarzowi opowiedzieć nawet króciutkiej historii, chyba że z Biblii.Ale Bajarz jakoś nigdy nie opowiadał historii z Biblii, więc Alvin Junior uznał, że nie ma na co liczyć.Ze schodów dobiegło wołanie mamy.- Alvinie Juniorze, co niedzielę guzdrzesz się po trzy godziny.Mam już tak dosyć czekania, że chyba gołego zagonię cię do kościoła.- Nie jestem goły! - krzyknął Alvin.Ale że miał na sobie nocną koszulę, jego sytuacja była prawdopodobnie jeszcze gorsza, niż gdyby był nagi.Ściągnął flanelową koszulę, zawiesił na kołku i zaczął się ubierać najszybciej, jak tylko potrafił.To zabawne.W każdy inny dzień wystarczyło sięgnąć tylko po ubranie i zawsze trafiał na to, czego potrzebował: koszula, spodnie, skarpety, buty.Zawsze były pod ręką.Ale w niedzielę rano miał wrażenie, że ubranie przed nim ucieka.Sięgał po koszulę, a trafiał na spodnie.Chciał wziąć pończochę, a chwytał but.I tak bez przerwy.Zupełnie jakby ubranie nie chciało się na niego włożyć równie mocno, jak on nie chciał mieć go na sobie.Dlatego kiedy mama z hukiem otworzyła drzwi, nie było wyłączną winą Alvina, że nawet nie zdążył wciągnąć spodni.- Spóźniłeś się na śniadanie! I ciągle jesteś półnagi.Jeśli myślisz, że z twojego powodu cała rodzina spóźni się do kościoła, to lepiej.- Pomyśl o czymś innym - dokończył Alvin.Przecież to nie jego wina, że zawsze powtarzała to samo.Ale zezłościła się.To co, miał udawać zaskoczenie, po raz dziewięćdziesiąty od lata słysząc te same słowa? Już się szykowała, żeby mu spuścić lanie, albo zawołać tatę, żeby to zrobił mocniej, gdy nagle w drzwiach stanął Bajarz.Przybył na ratunek.- Pani Faith - powiedział.- Chętnie wyprawię go do kościoła, jeżeli tylko chcecie z pozostałymi wyjść wcześniej.Mama natychmiast odwróciła głowę, by Bajarz nie spostrzegł, jak bardzo jest wściekła.Alvin od razu rzucił na nią ukojenie - prawą ręką, żeby nie zauważyła.Gdyby się zorientowała co robi, złamałaby mu rękę, a była to jedyna groźba, w którą Alvin naprawdę wierzył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]