[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłam kochanką bandyty, który zginął na stryczku.Zbierałam hołdy, na-124leżne wielkiej damie, i kopnięcia, należne ulicznicy.Nosiłam brylanty i łachmany.Moje foto-grafie znajdowały się w wytwornych tygodnikach i w albumach kryminalnych.Byłam znana,podziwiana, pożądana i uwielbiana.I dziś jeszcze jestem piękna, i dziś jeszcze świat, jakdawniej, stoi przede mną otworem!.Wyprostowała się i podniosła głowę. Patrz na mnie! Czy mówię nieprawdę? Czy się mylę? Czy przeceniam siebie?.A jed-nak.Nie chcę już niczego.Doszłam do końca, do granicy, do jakiejś ściany, za którą jest jużtylko pustka.Doszłam po to, by zobaczyć w niej, jak w lustrze, moją przeszłość.Tę samąprzeszłość, z której drwiłam na początku drogi.Tę przeszłość, którąś ty mi chciał narzucić.To skromne urzędnicze mieszkanko, te mieszczańskie drobne sprawy, to jałowe życie w pro-wincjonalnym mieście, pokorna wędrówka do poczciwej starości.Dostrzegła grymas uśmiechu na jego twarzy i zawołała: Ach, nie, Franku! Nie! Nie możesz wiedzieć, jak wielka, jak rozpaczliwa tęsknota ogar-nęła mnie za tym wszystkim! Jak piękna wydała mi się ta utracona, wzgardzona, podeptanaprzeszłość!.Zmarnowałam ją, nie doceniałam jej wartości, nie rozumiałam, że tylko w niejmoże być szczęście.O, nie dlatego, że życie to miało być mieszczańskie i ubogie, ale żemiałoby wciąż narastającą treść, a tym samym sens i prawo trwania, podczas gdy droga, którąja wybrałam, prowadzi wokół prawdziwie ludzkich spraw, nie stykając się z nimi nigdy.Namojej drodze nic się nie zmienia, a wszystkie etapy są do siebie podobne.I obojętne, gdzie sięzatrzymać, gdzie umrzeć.Teraz to rozumiem.Teraz wiem, że takiego życia nikt pragnąć niemoże, że poznawszy jego śmiertelną jednostajność, w której dni i zdarzenia nie wyrastająjedne z drugich, lecz są w gruncie rzeczy powtarzaniem siebie samych, oderwanych i pustych,musi zatęsknić do tego, przed czym się uciekło.Tak, uciekłam od szarzyzny, uciekłam doświata, który nęcił mnie jaskrawymi barwami, niczym tapeta, upstrzona tysiącem kolorowychpapug, tysiącem powtórzeń tej samej papugi.I powiedz, czy już nie ma dla mnie powrotu?.Czy muszę do śmierci żyć w tej pustce?.Czy powinnam być tak nielitościwie karana zazwykłą omyłkę, za głupotę, za obłęd?.Jej głos przeszedł w jakiś przejmujący szept. Czy na zawsze ma być zamknięte dla mnie to, czego nie doceniłam, czy to jest sprawie-dliwe odepchnąć mnie brutalnie od brzegu, gdy wołam o ratunek?.Czy nie wolno ci wycią-gnąć do mnie ręki, nie dlatego, że na to zasłużyłam, ale dlatego, że ginę!?Murek zaśmiał się. I dlaczegóż to ja, dlaczego właśnie ja mam panią ratować? Bo tylko ty możesz. Mogę? Pani przecenia moje siły.Nie potrafiłbym się nigdy zdobyć, nigdy, nawet zadawnych czasów, by litować się nad kimś, kto wyrządził mi największą krzywdę.To jedno, apoza tym pani zdaje się nie zastanawiać nad tym, że nic nas już łączyć nie może. Jednak.jednak kochał mnie pan kiedyś. Panią?.Nie.Kochałem kogoś, kim pani nigdy nie była, kochałem moje wyobrażenia opani. Dziś jestem stokroć bliższa tego wyobrażenia niż wtedy. Po wytarciu kilku setek cudzych łóżek. Lubuje się pan w tej pogardzie i w tych obelgach.Jestem wobec nich bezsilna. No i chyba do nich przyzwyczajona?. Niech się pan nie znęca nade mną.Jestem zbyt nieszczęśliwa, by próbować bronić się. Tego by jeszcze brakowało.Byłoby to już szczytem bezczelności! Czyż nie dość jeszcze jestem pokorna? Pani? Piękna pokora! Już samo zjawienie się pani tutaj to bezczelność! Trzeba mieć mie-dziane czoło, by przyjść do mnie i spodziewać się mego przebaczenia, po tym wszystkim, comi pani wyrządziła!125 Wiem, wiem! Mika opowiedziała mi.Dopiero wtedy mogłam pojąć, jak podle postąpi-łam.Wiem, w jakiej pan żył nędzy, że tułał się po domach noclegowych i głodował, że zostałpan komunistą, że cierpiał pan z mego powodu bardzo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]