[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najdłużej trwające zajęcia nie przekroczyły dwudziestu minut, informacjezaś, jakich dostarczały, były mgliste i niejasne.W istocie nie było pewne, czysesje miały dostarczyć adeptom informacji, czy też poddawać ich testom.Składaudytorium był różny za każdym razem.Na swój użytek Paul uznał, że celem byłojedno i drugie.Prawdopodobnie chodziło też o pobudzenie umysłów adeptów.%7ły-wił przekonanie, że niektórzy z jego towarzyszy byli w zmowie z prowadzącymizajęcia.Do niektórych sesji idealnie pasowało określenie stek nonsensów.Na przykład sesja obecna; on sam na sam z instruktorem, materiałemwybuchowym i repliką mostu znajdującego się gdzieś na Ziemi.Czy miał tobyć instruktaż, test, jakaś bzdura, czy może coś innego?Most i przepaść wykonano doskonale.Musiał to być w dużej części holo-gram, sceneria ta w żaden sposób nie dałaby się bowiem odtworzyć tu, głęboko80pod powierzchnią Merkurego.Oczy Paula spoglądały na głęboką, może ćwierćki-lometrową przepaść, z której dobiegał odległy ryk górskiej rzeki.Powietrze byłorozrzedzone i suche, jak wszędzie na dużych wysokościach.Na niebie nie do-strzegł żadnych chmur.Problem polegał na tym, iż Paul nie wiedział, co z tego było prawdziwe, a cozłudzeniem.Jeśli prawdziwy był blok materiału wybuchowego i jeśli miał on zo-stać zdetonowany w małej komorze podziemnej o rozmiarach podobnych do roz-miarów pomieszczeń, w których Paul odbywał ostatnie sesje, to koniecznie trzebabędzie odwołać się do Sił Alternatywnych, by objaśnić powód, dla którego Pauli instruktor mieliby przeżyć eksplozję.Paul położył dłoń na drewnianym przy-czółku mostu i wyjrzał za krawędz przepaści.Jego wzrok zagubił się w zasnutejoparami głębinie.Jeśli miał wierzyć swym zmysłom, od dna dzieliła go duża od-ległość.Ile dokładnie, tego nie potrafił określić.Ale poza krawędzią przepaścinaprawdę czuło się głębię.z drugiej strony, przedmioty, których dotykał dłoniąsprawiały wrażenie rzeczywistych, ale wrażenie to było podszyte fałszem. Cóż. zaczął nie jestem specem od mostów.Ale sądzę, że sztukapolega na zerwaniu tej belki pokazał. Jeśli jej koniec poleci w dół i wyłamietamtą, to całość runie w przepaść. Niezle wykombinowane ocenił instruktor. A jak zabrałbyś się dozerwania go od naszej strony? Podejrzewam odparł Paul wskazując miejsce, w którym koniec przy-czółka łączył się z magnezowym dwuteownikiem że jeśli rozwalimy go wła-śnie tutaj, przecinając wybuchem ten dzwigar, to ciężar reszty konstrukcji skręciją w dół, załamie i rozerwie drugi łuk nośny.Wtedy runie cały ten koniec mostu. Doskonale instruktor podał Paulowi blok plastyku. Zobaczmy, jaksobie z tym poradzisz.Paul ponownie przyjrzał się mostowi.Następnie wetknął plastyk za pasek odspodni i zaczął wspinać się po belkach przyczółka.Brak jednej dłoni nie prze-szkadzał mu aż tak bardzo, jak mogło się to wydawać instruktorowi.Siła, którądysponowało prawe ramię, pozwalała Paulowi utrzymać ciężar ciała pod kątaminieosiągalnymi dla przeciętnego wspinacza.Kiedy dotarł na miejsce, zatrzymałsię, pozornie po to, by odetchnąć, w istocie zaś dla uporządkowania myśli.Nadal wyczuwał, że z mostem jest coś nie tak.Oddzielił nieznacznie drzazgęod belki, na której siedział i zrzucił ją w dół.Opadała łagodnie, dopóki nie straciłjej z oczu jakieś dziesięć, może piętnaście metrów niżej.Cóż, przynajmniej odle-głość pod nim nie była złudzeniem.Raz jeszcze przyjrzał się miejscu, w którympowinien przymocować ładunek.Był to punkt tuż powyżej pojedynczej, ostatniej belki przyczółka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]